Agar i Piżmo

View Original

1001 Ouds – arabsko-europejska opowieść

O Baśniach tysiąca i jednej nocy słyszał chyba każdy. Ale na pewno nie każdy słyszał o perfumach o nazwie 1001 Ouds. Kompozycja ta powstała w 2015 pod szyldem domu perfumeryjnego Annick Goutal. Jej autorkami są zaś Camille Goutal i Isabelle Doyen. Wspólnie z Ambre Sauvage i Vanille Charnelle recenzowany dziś zapach dał początek linii Les Absolus d’Annick Goutal. Niestety, w skutek zmian w polityce firmy kolekcja ta została rozbita a obecnie na oficjalnej stronie internetowej dostępny jest tylko Vanille Charnelle. Tym bardziej cieszę się więc, że miałem możliwość przetestować 1001 Ouds. A jakie są moje przemyślenia na temat tych perfum? Tego dowiecie się z niniejszego wpisu.

Recenzowane dziś perfumy posiadają naprawdę intrygujący początek. Przede wszystkim nie jest on ani trochę ciężki. A tego właśnie spodziewałem po kompozycji z drewnem agarowym w temacie. Otwarcie zaskakuje swoim swobodnym i mało póki co oudowym charakterem. Natomiast pierwsze, co wyczułem testując 1001 Ouds to specyficzny aromat przypominający nieco woń kauczuku. Lub innego rodzaju gumy drzewnego pochodzenia. Jest też szaro-zielona nuta papirusu. I to chyba ona nadaje zapachowi wspomnianej lekkości. Jednocześnie wprowadza też delikatne, trawiaste niuanse. Już od samego początku czuć także pewną słodycz, nie od razu potrafiłem ją jednak dokładnie zidentyfikować. Podejrzewałem natomiast jakąś owocową obecność. Ogólnie, otwarcie 1001 Ouds jest całkiem udane i zachęca do bliższego zapoznania się z tymi perfumami. Zagorzali fani oudu mogą jednak póki co czuć się trochę zawiedzeni.

Nieco silniej drewno agarowe zaznacza swoją obecność dopiero w sercu kompozycji. Od razu muszę jednak zauważyć, że nie mamy tu do czynienia z prawdziwym, naturalnym oudem. Jest to raczej wytwór laboratorium i dość łatwo da się to wyczuć. Nie znaczy to jednak, że akord ten jest zły. Wciąż lekki, sprawia wrażenie jakby daleko było mu do orientalnego charakteru znanego choćby z licznych dzieł Montale. Stanowi raczej pomost między Bliskim Wschodem a Europą. Zaprezentowany został bowiem w formie bardzo przystępnej. Takiej, która nie dusi ani nie przytłacza. Co ciekawe, do jego złagodzenia posłużyła tutaj róża. I to waśnie ją w początkowej fazie pomyliłem z owocami. Co do zasady zaś, duet róża-oud pojawia się w perfumach niezwykle często, jednak nigdzie nie daje takiego efektu jak właśnie w 1001 Ouds. Różane ciepło i słodycz są tu tłem, ale jednocześnie znacząco wpływają na odbiór zapachu. Zupełnie nie wyczuwam natomiast deklarowanego na tym etapie perfum ziela angielskiego. Za to z czasem coraz większej mocy nabiera aromat mirry. Przez pewien czas dominuje on nawet nad oudem. Wraz z nim na ostatnim etapie kompozycji pojawia się jeszcze brzoza. Wnosi ona do recenzowanych dziś perfum pewne smoliste akcenty. Powracają też gumowe skojarzenia z otwarcia. W samej końcówce wyczuwam jeszcze otulającą słodycz ambry. Składnik ten nie pojawia się jednak w oficjalnym spisie nut. Widnieje w nim natomiast drewno gwajakowe. I to ono najpewniej odpowiada za wspomniane gumiasto-kauczukowe akcenty.

A jak 1001 Ouds prezentuje się pod kątem walorów użytkowych? Według mnie średnio, ale należy tu zdecydowanie rozróżnić trwałość i moc tych perfum. Jeśli chodzi o projekcję to ta jest naprawdę mizerna. Co zaskakujące, biorąc pod uwagę charakter zapachu. A jednak, dzieło Annick Goutal niemal nie odrywa się od skóry. Bardzo ciężko je wyczuć. O dziwo, tuż przy ciele utrzymuje się jednak całkiem długo. W moim przypadku było to zazwyczaj około 7-8 godzin. Przypomnę też tylko, że kompozycja ta ma postać wody perfumowanej.

Patrząc na buteleczkę recenzowanych dziś perfum nie sposób nie zauważyć, że różni się ona od klasycznego wzoru flakonów Annick Goutal. Inne są zarówno kształt i zatyczka jak i design etykiety. Butelka 1001 Ouds zaokrągla się bowiem ku górze. Jest przez to bardziej opływowa. Natomiast zatyczka jest złota i ma kształt litery T. Kojarzy mi się trochę z tymi należącymi do perfum marki Ormonde Jayne. W oczy od razu rzuca się też czarna etykieta ze złotym obramowaniem. Wypisane na niej zostały nazwa perfum oraz informacja, że należą one do linii Les Absolus d’Annick Goutal. Całość zaś wygląda bardzo elegancko i ekskluzywnie.

W moim odczuciu 1001 Ouds to stosunkowo prosty zapach. Jego trzon stanowi jakby wygładzony oud, który przyozdobiono innymi składnikami. Niewątpliwie, perfumy te są jednak na swój sposób oryginalne. Ich aromat jest ciepły, ale nie ciężki. Świetnie sprawdzi się w długie i ponure jesienne wieczory. Dodatkowo, zapach ma w sobie to coś, co sprawia, że pasować będzie zarówno mężczyźnie jak i kobiecie. Brak tu za to agresji i prawdziwego, dzikiego Orientu. To raczej taki Bliski Wschód dla sezonowych turystów. Na początek przygody z oudem 1001 Ouds nada się jednak całkiem nieźle.  

1001 Ouds
Główn nuta: Nuty drzewne.
Autor: Camille Goutal i Isabelle Doyen.
Rok produkcji: 2015.
Moja ocena: Warto poznać. (5/7)