Agar i Piżmo

View Original

Gypsy Water – Caje sukarije

Bohater dzisiejszego wpisu – Gypsy Water – to jedne z najpopularniejszych perfum w ofercie Byredo. Szczególnie za oceanem zapach zdobył sobie sporą rzeszę miłośników. A że moja przygoda z kompozycjami szwedzkiej marki miała do tej pory bardzo pozytywny przebieg, postanowiłem, że czas sięgnąć i po ich sztandarowe pachnidło. Zresztą, jego motyw przewodni również mnie zainteresował. Gypsy Water inspirowane jest bowiem kulturą cygańską. Niczym nieskrępowaną wolnością oraz feerią barw. I jak tu oprzeć się takiemu opisowi? Ja nie dałem rady, w skutek czego dziś mogę podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat tego zapachu. Szczegóły w dalszej części wpisu.  

Recenzowane dziś perfumy posiadają ciekawe otwarcie. Lekko słodkie a lekko cierpkie. Od razu mam też wrażenie, że trzon kompozycji stanowić będą miękkie drewna. Z początku Gypsy Water ma jednak w sobie całkiem sporo ikry. Która jest najpewniej wynikiem obecności cytrusów. Odnajdziemy tu bowiem zarówno cytrynę jak i bergamotkę. Nadają one zapachowi świeżości oraz lekkości. Jednocześnie, za wytrawniejszą stronę otwarcia odpowiedzialny jest jałowiec. Nie ujawnia się on jednak od razu, ale raczej nabiera mocy wraz z upływem czasu. Po 2-3 minutach od aplikacji czuć go już całkiem wyraźnie. W pierwszej fazie kompozycji pojawia się też jeszcze czarny pieprz. Także i on odpowiedzialny jest za zawarty w głowie Gypsy Water ładunek świeżości. Ponadto, ja wyczuwam tu również coś lekko metalicznego, nie potrafię jednak dokładnie określić co to takiego.       

O ile w na swoim pierwszym etapie perfumy Byredo są jeszcze dość żywe, to w sercu wyraźnie się tonują. Zapach staje się spokojny i jakby wyciszony. Zmienia się również jego olfaktoryczne spectrum. Na pewien czas władzę przejmuję bowiem sosna. Co ważne, jej aromat wcale nie jest tu jednak ostry ani silnie zielony. Kojarzy się raczej z wyschniętymi na słońcu igiełkami. Stanowi też forpocztę wątku drzewnego, który już do końca dominować będzie w dziele Jérôme’a Epinette’a. Dość łatwo także zidentyfikować obecne w sercu kadzidło. Jego dymny aromat wprowadza do Gypsy Water spory ładunek chłodu. Całość staje się natomiast nieco bardziej elegancka. Zachowuje jednak sporo początkowej świeżości. Uzupełnieniem dla obu wyżej wymienionych nut jest natomiast korzeń irysa. Osobiście nie czuję go tu jako samodzielnej nuty, mam jednak wrażenie, że współodpowiada on za nieco bardziej kremowy charakter opisywanych perfum. Który z czasem staje się coraz bardziej ewidentny. Kluczową rolę w bazie zapachu odgrywa bowiem drewno sandałowe. To właśnie ono w największym stopniu tworzy sensualny klimat ostatniej fazy kompozycji. Choć nie jest w tym osamotnione. Pomaga mu bowiem słodki i otulający aromat wanilii. I wydaje mi się, że to za sprawą tego duetu, już na wstępie scharakteryzowałem Gypsy Water jako miękkie. W ten obraz wpisuje się również obecna w końcówce nuta ambry. Jednocześnie ciepła, drzewna i balsamiczna, zgrabnie domyka dzieło Byredo.

Przekonajmy się teraz jak opisywany dziś zapach sprawuje się pod kątem parametrów użytkowych. Jeśli chodzi o jego moc, to wydaje mi się ona dość przeciętna. Kompozycja jest raczej cicha, ale przy nieco obfitszej aplikacji nie powinniśmy mieć problemu z wyczuciem jej na sobie. Z tym, że szukać należy bliżej skóry. Rozczarowała mnie natomiast trwałość tych perfum. Mimo iż Gypsy Water występują pod postacią wody perfumowanej, to z mojego ciała znikały już po upływie 5-6 godzin. Siedem to już absolutne maksimum, jakie udało mi się zaobserwować. Spodziewałem się więcej.

To jeszcze kilka słów o flakonie recenzowanej kompozycji. Myślę, że stwierdzenie, iż nie różni się on od buteleczek pozostałych zapachów w ofercie Byredo nikogo nie zaskoczy. Szwedzka marka od lat wierna jest jednemu projektowi, który wykorzystuje dla wszystkich swoich pachnideł. Tak więc jego trzon stanowi wykonany z przeźroczystego szkła walec. Niemal w całości pokryty białą etykietą. Na której wypisane znajdziemy nazwę perfum, ich producenta oraz koncentrację. Srebrny atomizer osłonięty jest natomiast przez czarną, plastikową zatyczkę w kształcie kopuły. Całość wygląda bardzo minimalistycznie, ale może się podobać. Na swój sposób pasuje też do charakteru kompozycji.

Uważam, że Gypsy Water to pachnidło ze wszech miar przyzwoite. Proste i niewymagające. A zarazem bardzo uniwersalne. Zapach zbudowany jest tak, że niemal każdy będzie w stanie znaleźć w nim coś dla siebie. Świeżość, elegancja, zmysłowość. Mamy tu wszystkiego po trochu. A jednak kompozycja Byredo jakoś mnie do siebie nie przekonała. Wydaje mi się mało charakterystyczna. Nawet w mainstreamie znaleźć można perfumy o podobnym klimacie. I zdecydowanie niższej cenie. Natomiast biorąc pod uwagę ich raczej delikatny charakter, bardziej niż z kolorowym cygańskim taborem kojarzą mi się z jakąś nastrojową balladą, śpiewaną przy wieczornym ognisku. Całość jest dobrze skomponowana, brak mi tu jednak jakiegoś elementu, który pozwalałby jej się wybić na tle konkurencji. Ale może Wy uważacie inaczej?

Gypsy Water
Główna nuta: Nuty Drzewne. Kadzidło.
Autor: Jérôme Epinette.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Może być. (4/7)