Bad Boy – chłopak dla Billie Eilish
Mająca miejsce w 2016 roku premiera Good Girl wywołała niemałą sensację w świecie mainstreamowych perfum. Po części było to niewątpliwie spowodowane charakterystycznym projektem flakonu, jednak sam zapach także zwraca uwagę. Zresztą, ja również wystawiłem mu bardzo pozytywną opinię. Nie może zatem dziwić fakt, że w 2019 roku na rynek trafił jego męski odpowiednik. Za Bad Boy ponownie odpowiedzialna jest Louise Turner (autorka Good Girl), tym razem wspiera ją też jednak, znany między innymi ze współpracy z Etat Libre d’Orange, Quentin Bisch. Zapowiada się więc obiecująco. Tym bardziej, że w materiałach prasowych znajdziemy informację, że Bad Boy to perfumy odważne i wyrafinowane. Chociaż do tego typu sloganów mam akurat duży dystans. Przekonajmy się zatem jak jest w rzeczywistości.
Pierwszą rzeczą o jakiej należy powiedzieć recenzując dzieło Caroliny Herrery jest natychmiast zauważalna słodycz tych perfum. Bardzo mainstreamowa. Wąchając Bad Boy ma się wrażenie, że już kiedyś czuło się coś podobnego. I to nie raz. Z tym, że w tym akurat wypadku uczucie to może być nawet przyjemne. Zapach otwiera się czekoladowo-drzewnie, choć nuty głowy są zgoła odmienne. W pierwszej fazie zapachu deklarowanymi głównymi graczami są bowiem cytrusy oraz pieprz. I faktycznie, pojawiają się one w jego głowie, ale raczej na drugim planie. Mieszanka bergamotki i grejpfruta wydaje się tu trochę słodka. Niemniej, dodaje też całości jakby morskiej świeżości, nasuwając skojarzenia z Paco Rabanne – Invictus. Czego już za pozytyw uznać nie mogę. Natomiast połączenie białego i czarnego pieprzu ma sprawiać, iż Bad Boy nabierze bardziej orientalnego charakteru. Znów pudło. Aczkolwiek delikatna pikanteria jest tu wyczuwalna.
Drugą rzeczą, o której muszę napisać jest niewielka ewolucja recenzowanych perfum w czasie. Przez to, że już w głowie dość wyraźnie czuliśmy nuty serca i bazy, to w środkowej fazie nie zauważam jakichś większych zmian. Może jedynie lekkie podkręcenie akordu drzewnego. Na tym etapie pojawiają się bowiem wetyweria oraz cedr. Jeśli jednak spodziewacie się jakichś bardziej wytrawnych akcentów to muszę Was rozczarować. Turner i Bisch podkreślili tu raczej żywiczną słodycz cedru. Natomiast wetyweria służy chyba przede wszystkim do nadania całości bardziej męskiego, ale i nieco mrocznego charakteru. Zupełnie, ale to zupełnie nie wyczuwam natomiast deklarowanej w sercu Bad Boy szałwii. Mocy nabiera za to bób tonka. Co niewątpliwie zwiastuje nadejście bazy zapachu. A kumaryny jest w niej naprawdę sporo. Główną rolę odgrywa jednak kakao. To ono odpowiedzialne jest za wspomniany przeze mnie wcześniej czekoladowy aromat kompozycji. W końcówce jego stężenie rośnie jednak znacząco. Kakao jest tu gęste i ciemne. Bardzo męskie. Muszę przyznać, że całkiem mi się podoba. W tle odnajdziemy zaś jeszcze pewne żywiczne niuanse wprowadzone tu za sprawą aromamolekuły Amberwood.
Przejdźmy teraz do parametrów użytkowych Bad Boy. Jeśli chodzi o projekcję, to z początku jest ona naprawdę silna. Zapach otwiera się mocno i wyraziście. Zaznacza swoją obecność. Z czasem jednak cichnie. I w swojej końcówce jest już zdecydowanie bliskoskórny. A skoro już mowa o końcu… Po jakim czasie recenzowane perfumy znikają ze skóry? W moim wypadku było to około 6-7 godzin. Ich trwałość jest zatem całkiem przyzwoita. Szczególnie, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.
Jak już wspomniałem we wstępie Good Girl wyróżniały się flakonem. Bad Boy nie mogły zatem być gorsze. Także i ich buteleczka przyciąga spojrzenia. Przede wszystkim za sprawą swojego kształtu. Przybiera bowiem postać pioruna. Przez co, z jakiegoś dziwnego powodu, bardzo kojarzy mi się z Harry’m Potter’em. Chyba nie o to tu jednak chodziło. Sam flakon wykonany jest natomiast z elegancko wyglądającego, ciemnogranatowego szkła. Za to jego nóżka jest kontrastowo złota. Podobnie jak dość dyskretne w moim odczuciu logo CH umieszczone na froncie butelki. Sam atomizer stanowi natomiast jej część, przez co zatyczka stała się tu zbędna. Całość wygląda moim zdaniem jednocześnie elegancko i ekstrawagancko. To chyba przez tę błyskawicę.
W Internecie znaleźć można sporo porównań recenzowanych dziś perfum do takich zapachów jak wspomniany już przeze mnie Invictus, ale też Versace – Eros czy Armani – Stronger with You. Tyle, że dla mnie Bad Boy jest od nich przynajmniej o pół półki wyżej. Ok, przyznaję, że nie jest to kompozycja ani trochę oryginalna. Eksploruje temat, w którym naprawdę sporo zostało już powiedziane. A jednak robi to na tyle przyzwoicie, że nie jestem w stanie jakoś bardzo się czepiać. Owszem, całość jest syntetyczna, ale mimo to znośna. A nawet przyjemna. Za sprawą tonki i kakao jest zmysłowa, co przekłada się na fakt, iż postrzegam Bad Boy jako perfumy zdecydowanie wieczorowe. Takie do klubu. A potem może gdzieś jeszcze. Koneserzy nie znajdą w nich nic wartościowego, ale dla przeciętnego użytkownika mogą okazać się pachnidłem, po które sięgać będzie z przyjemnością.
Bad Boy
Główne nuty: Bób Tonka, Kakao.
Autor: Quentin Bisch, Louise Turner.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Może być. (4/7)