K – król jest nagi
Dolce & Gabbana ma w swoim portfolio kilka niezłych zapachów. Dlatego zeszłoroczna premiera K wzbudziła moje zainteresowanie. Dopiero teraz miałem jednak trochę więcej czasu by na spokojnie potestować te perfumy. Zainteresował mnie także sposób ich promocji. Do współpracy w kampanii reklamowej zaproszono bowiem Mariano Di Vaio – włoskiego bloggera i influencera. Sama kompozycja odzwierciedlać ma zaś charakterystykę mężczyzny jako króla życia. Jak zawsze padają też zapewnienia o połączeniu tradycji i nowoczesności. A jak jest w rzeczywistości? Czy K faktycznie wpisuje się w te założenia? I czy jest to zapach godny króla? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji.
Już od początku czuć, że K to zapach silnie syntetyczny. Z tym, że na wstępie nie jest z tym jeszcze tak źle. Głowa jest bowiem dość świeża i cytrusowa. Pojawia się w niej sycylijska cytryna. Bardzo wyraźna jest także słodsza, owocowa nuta czerwonej pomarańczy. Choć do Orange Sanguine recenzowanym perfumom daleko. Sam fakt obecności tego składnika w głowie kompozycji uznaję jednak za pozytyw. Natomiast, aby nadać całości nieco bardziej męskiego charakteru Daphne Bugey i Nathalie Lorson wprowadziły do swojego dzieła aromat jagód jałowca. Co do zasady, otwarcie K wydaje mi się jednak mało oryginalne i nie robi pozytywnego wrażenia. Na podstawie choćby recenzowanego niedawno Fabulous Tian Shan nauczyłem się jednak, by nie oceniać przysłowiowej książki po okładce (a w tym wypadku perfum po głowie). Sprawdźmy zatem, co jeszcze przed nami.
Hmm… Chciałbym teraz napisać coś pozytywnego, ale im więcej czasu mija od aplikacji K na skórę, tym gorzej te perfumy pachną. Stają się mdłe i jakby ckliwe. Takie słodko-klejące. Co dość zaskakujące, bowiem w ich sercu deklarowana jest obecność szałwii i lawendy. I niby odnajduję tu cień czegoś ziołowego, ale na pewno nie ma w nim świeżości. Te zioła zwiędły już dawno temu. I nawet nie udało się ich dobrze ususzyć. W środkowej fazie recenzowanej kompozycji jest też coś bardziej pikantnego. To pimento. Jego obecność w założeniu ma czynić zapach żywym i nadawać mu oryginalności. Wyróżniać go na tle konkurencji. Tyle że znów nic z tego. Jego aromat jest bowiem zbyt słaby. Zlewa się w pozostałymi elementami zapachu w jedną, bezbarwną papkę. A potem nastaje baza. Z nadzieją pomyślałem więc Gorzej już nie będzie. I faktycznie, gorzej nie jest. Baza K jest jedynie równie zła jak serce. Ale przynajmniej zapach już nie pikuje. Jest w nim za to trochę ziemistej paczuli. Która przypomina nam o męskim charakterze dzieła D&G. Poza tym znów jednak brak tu jakichś wyróżniających się akcentów. Jest jeszcze tradycyjna mieszanka cedru i wetywerii, ale to trochę za mało by wzbudzić jakiekolwiek emocje. Szczególnie, że nie pachnie to zbyt dobrze. Nasuwa raczej skojarzenia ze stopionym plastikiem posypanym solidną porcją kurzu. Tak syntetyczna końcówka na pewno nie ratuje i tak już słabej całości.
A teraz chciałbym jeszcze krótko przyjrzeć się parametrom użytkowym K. Może choć one okażą się godne królewskich zapowiedzi? Nie do końca. Nie prezentują się jednak źle. Jeśli chodzi o projekcję, to określiłbym ją jako tylko nieznacznie poniżej średniej. Zapach jest delikatnie wyczuwalny wokół użytkownika, znacząco nie promieniuje jednak do otoczenia. Posiada też umiarkowaną trwałość. W moim wypadku wynosiła ono około 6-7 godzin. Co dla wody toaletowej nie jest złym wynikiem.
To jeszcze o flakonie. Ten zdecydowanie zasługuje bowiem na uwagę. Dlaczego? Przede wszystkim za sprawą imitującej królewską koronę zatyczki. Wysadzana niebieskimi kamykami prezentuje się dość oryginalnie. I na pewno wyróżnia recenzowane perfumy na tle konkurencji. Pozostała część flakonu jest już zdecydowanie bardziej klasyczna i stonowana. I tak mamy tu więc prostopadłościenną buteleczkę z przeźroczystego szkła. Której front zdobi wypisana na samym środku litera K, będąca zarazem nazwą kompozycji. Pod nią znajdziemy zaś oznaczenie producenta. Wnętrze wypełnia natomiast popielata ciecz. Całość przykuwa uwagę i według mnie zachęca przynajmniej do testu.
Czy K to perfumy godne króla? Na pewno nie. Może więc choć błazna? Już prędzej, choć moim zdaniem w ogóle nie nadają się one na królewski dwór. Zapach jest mdły i tani. Do tego absolutnie pozbawiony charakteru. Momentami nawet nie chciało mi się go krytykować. Dzieło Bugey i Lorson rozczarowuje zarówno banalnością kompozycji jak i sztucznością użytych w niej składników. To dla mnie przykra niespodzianka, bowiem do tej pory moja przygoda z perfumami Dolce & Gabbana miała nie najgorszy przebieg. Nic jednak nie trwa wiecznie. A przytaczając angielskie powiedzenie No king rules forever wyrażam nadzieję, że i okres królowania K szybko przeminie.
K
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Drzewne.
Autor: Daphne Bugey, Nathalie Lorson.
Rok produkcji: 2019.
Moja opinia: Odradzam. (2/7)