Silver Birch & Lavender – ta brzoza biała…
Ostatnio na blogu pojawiło się całkiem sporo perfum drzewnych. Zaczęło mi zaś nieco brakować ziołowych. Aby częściowo wypełnić tę lukę zdecydowałem się na testy Silver Birch & Lavender marki Jo Malone. Które, jak sama nazwa wskazuje, łączyć powinny oba z wyżej wymienionych wątków. Zapach ten powstał w 2020 i stanowi część kolekcji Lavenderland. Stojąca za nim inspiracja nie jest jednak zbyt oryginalna. Kompozycja ta oddawać ma bowiem aromat dzikiego ogrodu, na którego skraju rosną brzozy. Dobrze, że przeczytałem to już po testach, inaczej mógłbym w ogóle się na nie nie zdecydować. Z drugiej strony fantazyjne opisy niektórych perfum już nie raz zwodziły mnie na manowce późniejszego rozczarowania. Zobaczmy zatem jak będzie w przypadku Silver Birch & Lavender.
Opisywany dziś zapach zdecydowanie zdominowany jest przez tytułową lawendę. Z tym, że w głowie towarzyszy jej jeszcze nuta grejpfruta. Jego aromat jest tu cierpki i dość surowy. Niesie jednak ze sobą nie tylko gorycz, ale i subtelną rześkość. Oraz pewną owocowość, która interesująco łączy się z lawendowym tematem. Obecność grejpfruta pozwala także uniknąć skojarzeń z babcinym charakterem recenzowanej kompozycji. Jej otwarcie jest proste i przystępne. Niewiele się w nim dzieje, ale też właśnie taki minimalizm stanowi sygnaturę Silver Birch & Lavender. A choć otwarciem dzieła Jo Malone trudno mi się zachwycić, to unika ono banału. Rozbudza także ciekawość, bo zderzenie z tak nieskomplikowanym początkiem natychmiast nasuwa mi na myśl pytania czy kolejne fazy też takie będą. A odpowiedź brzmi Tak.
Jeśli zastanawiacie się czy w sercu prezentowanej kompozycji znajdziemy coś więcej oprócz lawendy, to otwarcie stwierdzam, że nie. Niemniej, sposób w jaki przedstawiono tu tytułową bohaterkę z czasem ulega pewnym zmianom. Najpierw pikantna i ziołowa, po pewnym czasie nabiera więcej słodyczy. A jej oblicze staje się bardziej kwiatowe. Choć po drodze zahaczamy jeszcze o pewną owocowość. Nawiązującą najpewniej do obecnego w głowie grejpfruta. Ogólnie, w swojej środkowej fazie Silver Birch & Lavender budują zaś klimat podobny do Gris Clair Serge’a Lutens’a. Wyczuwam w tych perfumach podobną czystość. A nawet sterylność. Choć w porównaniu do dzieła Christopher’a Sheldrake’a kompozycja Jo Malone prezentuje się nieco mniej okazale. I nie tak naturalnie. Czuję w niej więcej szarego kurzu. Który w miarę upływu czasu przebiera bardziej drzewną formę. A dzieje się tak dlatego, że bazę recenzowanego zapachu zbudowano w oparciu o nutę brzozy. Co istotne, nie należy jednak mylić jej z aromatem smoły brzozowej. To skrajcie różne wonie. W Silver Birch & Lavender brzoza pachnie, cóż… typowo drzewnie. Trochę dębowo, a trochę cedrowo. Sprawia, że ostatnia faza opisywanych perfum jest świeża, chłodna i elegancka.
Przekonajmy się teraz jak opisywana kompozycja wypada pod kątem parametrów użytkowych. A według mnie powodów do narzekań nie ma. Przede wszystkim zapach ten projektuje naprawdę intensywnie. Już jego niewielka ilość (1-2 psiki) pozwala nam otoczyć się wyraźnym obłoczkiem lawendowego aromatu. Muszę przyznać, że tak duża moc tych perfum trochę mnie zaskoczyła. Pozytywnie. Całkiem nieźle prezentuje się też jednak trwałość kompozycji. W moim wypadku wynosiła ona średnio 6-7 godzin od aplikacji na skórę. I jest to wynik, który uznaję za zadowalający. Szczególnie, że mamy tu do czynienia z wodą kolońską.
A jak prezentuje się flakon recenzowanego pachnidła? Pomimo, iż Silver Birch & Lavender należy do mini-kolekcji Lavenderland, to jego buteleczka jest typowa dla całej kolońskiej serii Jo Malone. I tak, wykonana jest ona z przeźroczystego szkła i ma kształt prostopadłościanu. Którego front zdobi kremowa etykieta z czarną ramką. Umieszczono na niej nazwę zapachu, jego markę wraz z logo oraz informację o koncentracji. Całość uzupełniono zaś o srebrną zatyczkę, która nie wiem czemu kojarzy mi się trochę z beretem. Poza tym, cały wzór jest prosty i elegancki.
Silver Birch & Lavender to jedne z tych perfum, których ocena nie przyszła mi łatwo. Lubię kompozycje złożone, o ciekawej ewolucji. Natomiast opisywany dziś zapach jest ich zaprzeczeniem. Dzieło Jo Malone jest bowiem niezwykle proste. Dla mnie nawet za proste. Ale czy to źle? Niekoniecznie. Taki minimalizm też może bowiem mieć swój urok. Tyle, że akurat na mnie on nie działa. Przyznać jednak muszę, że opisywany zapach jest całkiem przyjemny. Czysty, chłodny i do pewnego stopnia elegancki. A także dość uniwersalny. Pasować powinien na większość okazji, a używać go mogą zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Dla mnie to jednak trochę za mało bym mógł z czystym sumieniem rekomendować Wam te perfumy.
Silver Birch & Lavender
Główne nuty: Lawenda, Nuty Drzewne.
Autor: Yann Vasnier.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia: Może być. (4/7)