Agar i Piżmo

View Original

27. Limanakia – na jednej z greckich plaż

     Choć tytuł dzisiejszej recenzji to Na jednej z greckich plaż, to wcale nie chodzi tu o jakąś przypadkową plażę. Recenzowane dziś perfumy zainspirowane zostały bowiem słynną ateńską Limanakią. Po zapach ten sięgnąłem zaś z tym większą ciekawością, że inspirowane wydmami Korsyki Sables od Annick Goutal zaliczają się do grona moich absolutnie ulubionych kompozycji. Tym bardziej chciałem więc przekonać się jak podobny temat w swoim dziele przedstawi Pierre Guillaume. Czy zatem 27. Limanakia okazała się dla mnie w jakiś sposób zaskakująca? Zdecydowanie tak. Dlaczego? Tego dowiecie się czytając niniejszą recenzję.

     Już samo otwarcie tych perfum wywołało we mnie prawdziwe zdumienie. Oto bowiem zamiast spodziewanego akordu morskiego w nos uderza silny aromat białych kwiatów. Na pierwszy plan wybija się w nim tiara, czyli gardenia tahitańska. Towarzyszą jej zaś jaśmin i konwalia. W efekcie początek Limanakii jest słodki i zawiesisty. Do tego lekko pudrowy. Jego słodycz dodatkowo podkreślona zaś została za sprawą arcydzięgla. Zbudowany przez wymienione składniki akord kwiatowy nasunął mi silne skojarzenia z jakimś ekskluzywnym olejkiem do opalania. Jest w nim jednak coś bardziej nektarowego.  Z drugiej strony w kompozycji Guillaume’a odnajdziemy też pewną gorycz. To nieśmiertelnik. Jego aromat odnaleźć można również we wspomnianym już przeze mnie Sables. Jest to jednak jedyny element łączący plażę według Annick Goutal z plażą w wydaniu Parfumerie Générale.

     Po pewnym czasie zapach zaczyna się zmieniać. W tym miejscu wypada mi jednak zaznaczyć, że stworzone przez Pierre’a Guillaume’a perfumy nie posiadają klasycznego trójpodziału na głowę, serce i bazę. Dla mnie kompozycja jest dwufazowa, przy czym fazy te nie następują jedna po drugiej lecz wzajemnie się przeplatają. Jaka jest zatem druga twarz Limanakii? Przede wszystkim mineralna. Nie odnajdziemy tu jednak wątków znanych choćby z Terre d’Hermès czy Red Vetiver. To, co znajdziemy w recenzowanych dziś zapachu przypomina bardziej aromat rozgrzanego słońcem piasku. Stanowi od podkład na którym wyrastają wspomniane wcześniej kwiaty. To zestawienie może nieco zaskakiwać, jednak w wykonaniu Giulleme’a na pewno nie wywołuje dysonansu. Szczególnie, że za sprawą paczuli pojawiają się też pewne słonawe akcenty, które przypominają nam, że jednak gdzieś w pobliżu znajduje się morze. O jego obecności świadczyć mogą również bursztynowe niuanse wprowadzone do kompozycji za sprawą ambry. A także labdanum, którego aromat wraz z upływem czasu staje się coraz bardziej wyczuwalny. Co ciekawe, pod sam koniec pojawia się jeszcze pewien zielono-ziołowy akord. Nie jestem jednak w stanie zidentyfikować składników, w oparciu o które został zbudowany. Niemniej, jego obecność była dla mnie sporą niespodzianką. Szczególnie że w większości perfum tego typu wątki pojawiają się na początku, by z czasem ustąpić miejsca nutom kwiatowym lub drzewnym. Za sprawą drewna kaszmirowego te ostatnie odnajdziemy zresztą również w 27. Limanakia.

     Przyjrzyjmy się teraz walorom użytkowym recenzowanej dziś kompozycji. Jak prezentuje się ona pod względem mocy i trwałości? Moim zdaniem całkiem nieźle. Co prawda projekcja Limanakii jest nieco poniżej średniej, jednak biorąc pod uwagę dominującą w niej niezwykle aromatyczną woń tiary, zabieg taki uznać należy za słuszny. Nie mogę natomiast wysunąć żadnych zarzutów pod względem trwałości tych perfum. Na mojej skórze utrzymywały się one przez około 8-9 godzin, co dla wody perfumowanej jest wynikiem w pełni zadowalającym.  

     Flakony perfum Parfumerie Générale nigdy nie należały do moich ulubionych. Co prawda cenię sobie proste wzory, jednak te należące do 27. Limanakia i jej kolegów wydają mi się nieco za szerokie. Albo to czarna, okrągła naklejka z nazwą kompozycji wydaje się zbyt mała w stosunku do powierzchni przedniej ścianki flakonu. Po prostu mam wrażenie, że trochę na niej pusto. A jakie są Wasze odczucia co do projektu buteleczek Parfumerie Générale? Jedynie czarna zatyczka przyjemnie kontrastuje z ich przeźroczystym szkłem.

     W moim odczuciu recenzowane dziś perfumy są oryginalne i zaskakujące. Pierwsze zaskoczenie stanowi ich silnie białokwiatowy wątek. Drugie – fakt iż, wcale nie pachnie on kobieco. Poprzez zestawienie go z akordem mineralnym Guillaume uzyskał kompozycję uniwersalną, którą nosić mogą zarówno kobiety jak i mężczyźni. Moim zdaniem posiada ona jednak raczej wieczorowy charakter. Kojarzy się z zachodem słońca oglądanym ze skąpanej w wieczornym świetle plaży. Nad Morzem Egejskim zapada zmierzch a zewsząd otacza nas silna woń białych kwiatów. Lato przemija a ich aromat również świadczy o tym, że i one wkrótce przekwitną. Szkoda jedynie, że ten niezwykły obraz jaki nakreślono w Limanakii nie do końca trafił w mój gust. Jak dla mnie perfumy te są bowiem nieco zbyt intensywne. I nie mam tu na myśli ich mocy, ale ładunek aromatów jaki ze sobą niosą. Niemniej, zapach na pewno wart jest poznania.                                                                                     

27. Limanakia
Główne nuty: Gardenia, Nity mineralne.
Autor: Pierre Guillaume.
Rok produkcji: 2016.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)