Agar i Piżmo

View Original

Santal Majuscule – sandałowiec przez duże „S”

     Zachęcony pozytywnymi wynikami testów Tam Dao zdecydowałem się w końcu sięgnąć po kolejne perfumy z drewnem sandałowym w temacie. Tym razem mój wybór padł na Santal Majuscule Serge’a Lutens’a. I znów okazał się to strzał w dziesiątkę. Zapach określany jako pachnidło orientalno-drzewne pozytywnie mnie zaskoczył. Choć w opublikowanym na Fragrantica spisie nut widnieją tylko trzy składniki (drewno sandałowe, róża i kakao) to kompozycja ta jest dużo bardziej złożona. W rzeczywistości dzieło Christopher’a Sheldrake’a jest przebogate i budzi naprawdę wiele skojarzeń. Nie pamiętam już kiedy ostatni raz zrobiłem tak obszerne notatki jak podczas testów Santal Majuscule. Jeśli zatem chcecie wiedzieć co jeszcze, oprócz trzech wskazanych wyżej nut, wyczuwam w kompozycji Lutens’a zapraszam do lektury niniejszej recenzji.

     Początek zapachu był dla mnie swojego rodzaju niespodzianką, zamiast spodziewanych nut drzewnych do moich nozdrzy dotarł bowiem silny aromat miodu. Jego nieco gorzka woń naprawdę przypadła mi do gustu. Podany został natomiast w otoczeniu akordu kwiatowego, którego głównym pierwiastkiem jest róża. Jest ona cielesna i zmysłowa, osładza też otwarcie Santal Majuscule. Towarzyszy jej jaśmin, którego obecność wcale nie jest tu jednak oczywista. Wspólnie tworzą one wyraźny akord kwiatowy, a razem z miodem sprawiają, że początek recenzowanych dziś perfum jest słodko-gorzki i naprawdę intrygujący. W głowie kompozycji występuję też pomarańcza oraz przyprawy. Ja wyczuwam przede wszystkim szafran i pieprz, a także śladowe ilości cynamonu. I to one odpowiadają za orientalny charakter stworzonego przez Sheldrake’a dzieła. Oczywiście już na tym etapie pojawia się też główny bohater Santal Majuscule jakim jest drewno sandałowe.

     W sercu zapachu różany motyw podtrzymany został za pomocą palisandru. W tej fazie ważną rolę odgrywa także bób tonka. Jego kremowość dobrze komponuje się z charakterem sandałowca tworząc spójną kompozycję. Wprowadza też do zapachu pewne waniliowe nuty. Skomponowane przez Sheldrake’a perfumy sprytnie bronią się przy tym przed popadnięciem w rejony gourmand. Tego efektu nie niweczy nawet obecne w bazie kakao. Chciałbym przy tym zaznaczyć, że to co czujemy w Santal Majuscule to naprawdę ciemna i gorzka woń kakao, a nie akord czekoladowy. To dla mnie duży plus. Momentami w kompozycji da się także wyczuć aromat świeżo parzonej kawy. Wszystko to sprawia, że baza jest bardziej mroczna niż wcześniejsze fazy zapachu. Jednocześnie perfumy te wcale nie stają się przez to ciężkie. Na tym etapie pełnię swej krasy objawia też w końcu drewno sandałowe. Choć wyraźna drzewna nuta towarzyszyła nam niemal od samego początku to właśnie w bazie następuje kulminacje tego aromatu. Końcówka Santal Majuscule jest więc delikatna i zmysłowa. Bardzo romantyczna.

      Jak większość dzieł Lutens’a również i Santal Majuscule cechuje się bardzo dobrą projekcją.  Zapach jest silny, ale ze względu na charakter kompozycji nienachalny. Otacza użytkownika subtelną aurą Orientu. Jest też niebywale trwały. Na moim ciele utrzymywał się nawet przez 18 godzin. Choć przystępując do testów zdawałem sobie sprawę, że ma on koncentrację wody perfumowanej to jednak nie spodziewałem się aż tak dobrego rezultatu. Santal Majuscule po raz kolejny pozytywnie mnie więc zaskoczył.

     Proste, smukłe i eleganckie. Takie są falkony większości kompozycji spod szyldu Serge’a Lutens’a i ten należący do Santal Majuscule nie jest tu wyjątkiem. Uwagę zwraca jednak czarna etykieta. Posiada ją tylko kilka zapachów w całej kolekcji (oprócz recenzowanych dziś perfum jeszcze między innymi Cèdre i Fille en Aiguilles). W moim odczuciu niepotrzebnie sugeruje ona, że zapach może być ciężki. A przecież wcale taki nie jest! Natomiast brązowa barwa zawartej we flakonie cieczy doskonale pasuje to orientalno-drzewnego charakteru kompozycji.

      Choć aromat drewna sandałowego zawsze ma dla mnie w sobie coś nieprzyjemnie spirytusowego to kompozycje takie jak Santal Majuscule sprawiają, że powoli zaczynam się do niego przekonywać. Obcowanie z tymi perfumami sprawiło mi sporo przyjemności. Przyniosło też kilka pozytywnych zaskoczeń. Bardzo lubię takie bogate i nieoczywiste zapachy. Jeżeli myślicie o rozpoczęcie własnej przygody z sandałowcem to Santal Majuscule wydaje się do tego idealnym kandydatem. W pełni zasługuje też na swoje imię. Zastrzegam przy tym, że w moim odczuciu ta kompozycja najlepiej sprawdzi się jesienią. Taka różano-przyprawowo-drzewna mieszanka skutecznie poprawi nastrój w chmurne i deszczowe dni.          

Santal Majuscule
Główne nuty: Drewno sandałowe, Róża.
Autor: Christopher Sheldrake.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Polecam. (6/7)