Infusion d'Homme - koszulowa świeżość
Po sukcesie jakim okazała się Infusion d’Iris dom mody Prada postanowił stworzyć jej męski odpowiednik. Moim zdaniem efekt przerósł najśmielsze oczekiwania a Infusion d’Homme jest zapachem nie tylko lepszym od Irysowej Esencji, ale także jedną z najciekawszych męskich wód toaletowych na dzień jakie miałem okazje testować. W założeniu perfumy te mają odzwierciedlać uczucie jakie towarzyszy mężczyźnie po wyjściu spod prysznica i założeniu świeżej, białej koszuli. I rzeczywiście, efekt jaki uzyskujemy wskutek aplikacji Infusion d’Homme w moim odczuciu dokładnie odpowiada powyższemu opisowi, co potwierdza również pytanie jednej z moich koleżanek o to jak nazywa się ten koszulowy zapach, którego używam. Warto dodać, że zgodnie z pogłoskami, Daniela Andrier, aby uzyskać wyżej opisany rezultat pracowała nad tą kompozycją przez kilka lat.
W przypadku Infusion d’Homme ciężko mówić o wyraźnym podziale na głowę, serce i bazę tych perfum. Przewodnia nuta irysa pallida, a dokładnie jego korzenia, obecna jest przez cały czas trwania zapachu na skórze, zmieniają się jedynie akordy akompaniujące. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż do budowy tej kompozycji Daniela Andrier wykorzystała zaledwie 6 różnych nut zapachowych. W początkowej fazie zapach jest nieco mydlany, nie mam tu jednak na myśli zwykłego szarego mydła, ale raczej kostkę jakiegoś drogiego, kwiatowego specyfiku nabytego w ekskluzywnej drogerii. Po części jest to zasługa użytego w składzie tunezyjskiego neroli, które nie jest jednak dla mnie zbyt wyraźnie wyczuwalne jako samodzielna nuta, odpowiada raczej za ogólny charakter tych perfum i wnosi do kompozycji efekt świeżości. Z biegiem czasu neroli ustępuje miejsca mieszance wetywerii i drewna cedrowego, pierwsze skrzypce nadal gra jednak irys. Na tym etapie Infusion d’Homme traci odrobinę ze swojego kwiatowego wydźwięku stając się nieznacznie bardziej zielona i ziemista. Zmiana ta nie jest jednak ewidentna a zapach zachowuje swój świeży i elegancki charakter. Jako ostatnie na scenę wkraczają benzoes z Laosu i kadzidło z Somalii, które - podobnie jak w przypadku neroli - nie są zbyt wyraźne, wkomponowując się w stworzony przez Andrier klimat tych perfum. Szczególnie nie wyczuwam tutaj kadzidła, potrafię natomiast zidentyfikować delikatny drzewny akord zbudowany w oparciu o wspomniane cedr i benzoes. Infusion d’Homme do samego końca utrzymuje więc swój pudrowy charakter wynikający z tak silnego zaakcentowania przez autorkę irysowej nuty. Pomimo swojej subtelności zapach ten ani na chwilę nie nabiera jednak kobiecego wyrazu, jest to pachnidło od początku do końca stworzone z myślą o mężczyźnie. A mężczyzna w wydaniu Prady i Danieli Andrier to człowiek jednocześnie prosty i bardzo elegancki, takie też są te perfumy.
Infusion d’Homme posiada dobrą jak na współczesne standardy projekcję, szczególnie przy obfitszej aplikacji jest wyraźnie wyczuwalna wokół swojego nosiciela. Choć irysowa nuta z czasem powoli słabnie to zupełnie niespodziewania potrafi się nagle objawić z pełną intensywnością nawet po kilku godzinach użytkowania. Trwałość tej kompozycji również stoi na wysokim poziomie, na mojej skórze dochodząc do ośmiu godzin.
Pozwolę sobie napisać jeszcze kilka słów o flakonie, w którym przechowywana jest Infusion d’Homme. Prosty, klasyczny wzór, przypominający kształtem wspomnianą już kostkę mydła (tyle, ze z atomizerem i zatyczką) doskonale pasuje do charakterystyki tych perfum. Wspominałem już kiedyś, że lubię flakony zbudowane w oparciu o połączenie szkła i metalu, dlatego ten również bardzo przypadł mi do gustu. Przez przeźroczyste ścianki wyraźnie widać zawartą w środku przeźroczystą ciecz, zatyczka owinięta została biała tkaniną, redukującą prawdopodobieństwo wyślizgnięcia się z palców, zaś na boku znajduje się naklejka z wymienionymi wszystkimi nutami zapachowymi zastosowanymi w Infusion d’Homme. Oto design z jednej strony minimalistyczny, z drugiej jednak ciężko zarzucić mu jakiekolwiek braki. Do tego flakon jest bardzo wygodny w użyciu, co również nie pozostaje bez znaczenia przy codziennym używaniu perfum (dla porównania sugeruję kiedyś sięgnąć po Hypnose od Lancôme - ja nigdy nie wiem jak prawidłowo chwycić tę buteleczkę…).
Pomimo, iż to Dior Homme był pierwszym męskim zapachem opartym na woni irysa, który osiągnął sukces wśród zapachów mainstream’owych, uważam, że to Infusion d’Homme zasługuję w tej kategorii na koronę. W swoim dziele Daniela Andrier poszła o krok dalej niż twórca Homme - Olivier Polge, spychając zapach w rejony kwiatowej świeżości, skutecznie unikając jednak wszelkich kobiecych konotacji i udanie zastępując obecną u Diora, ale także w Silver Iris Atelier Cologne, skórę akordem drzewnym. Perfumy te idealnie odzwierciadlają styl marki Prada oparty na prostocie i klasycznej elegancji. Ze względu na ich świeżość stały się zapachem, po który sięgam zawsze ilekroć wybieram się na eleganckie przyjęcie wymagające garnituru i śnieżnobiałej koszuli, z którą zdają się idealnie korespondować. Ich charakter nie ma jednak nic wspólnego z wykreowaną przez Serge’a Lutens’a w L’eau ciepłą i otulającą świeżością schnących w słońcu ubrań, tu koszula jest raczej zimna i jeszcze lekko wilgotna. Zdecydowanie polecam każdemu, kto lubi śmiałe i nieszablonowe kompozycje. Dla mnie Infusion d’Homme stała się z czasem jednym z moich sygnaturowych perfum.
Infusion d'Homme
Główna nuta: Irys
Autor: Daniela Andrier.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Gorąco polecam! (7/7)