Agar i Piżmo

View Original

Euphoria Men – ach te endorfiny!

Nie raz już wspominałem, że nie jestem miłośnikiem kompozycji tworzonych przez zespoły perfumiarzy. A jednak co jakiś czas pojawiają się one na blogu. Na przykład dziś. Bohater niniejszego wpisu – Euphoria Men marki Calvin Klein – jest bowiem dziełem aż czterech twórców. I to wcale nie byle jakich. Wśród jego autorów znajdziemy bowiem Carlos’a Benaim’a (Polo Green, Eternity for Men) oraz Loc’a Dong’a (Nuit d’Issey, Acqua di Giòia). Zapowiada się więc obiecująco. Szczególnie, że i nazwa perfum wskazuje, że będziemy tu mieli do czynienia z czymś naprawdę ekscytującym. Ale czy faktycznie tak jest? Przekonajcie się sami.

Początek Euphoria Men zaskoczył mnie swoją świeżością. Tuż po aplikacji na pierwszy plan wybija się bowiem ostrzejsza nuta cytrusów. To sudachi -  pochodzący z Japonii owoc, swoim aromatem przypominający nieco yuzu. Z tym, że obecność jednego oryginalnego składnika nie gwarantuje od razu oryginalności całego zapachu. Pojawiające się w otwarciu przyprawy, a konkretnie imbir i pieprz, pachną moim zdaniem dość banalnie i niewiele wnoszą do kompozycji. Jednak w głowie recenzowanych perfum pojawia się też coś, co enigmatycznie określono jako akord deszczu. I muszę przyznać, że jedno z moich pierwszych skojarzeń po aplikacji Euphorii na skórę pobiegło właśnie w tym kierunku. Zapach jest jakby mokry i do tego lekko zielonkawy. Buduje obraz świeżej zieleni po ulewnym deszczu. I tym wrażeniem zarabia u mnie małego plusika.

Jeśli chodzi o serce kompozycji, to w moim odczuciu ma już ono nieco bardziej ziołowy charakter. Ja sam najlepiej czuję tu zaś szałwię. Wpisuje się ona w świeży klimat tych perfum. Dzięki niej całość sprawia wrażenie rześkiej i czystej. A moje skojarzenia znów kierują się ku wodzie. Natomiast pikanterii dodaje Euphorii pojawiająca się na tym etapie bazylia. Kontynuuje ona ostrzejszy wątek, zapoczątkowany w głowie przez przyprawy. Już teraz zauważyć też można pierwsze tony drzewne, stanowiące zapowiedź zbliżającej się bazy. Za sprawą nuty liścia cedru działo Calvin’a Klein’a nabiera nieco więcej słodyczy. Jest w nim też coś kojarzącego mi się z zapachem starej kory. Ale w pozytywnym sensie. Taka przyjemna, drzewna wytrawność. Jednocześnie, całość zachowuje wyraźnie lekki charakter. I to mimo faktu, że jej ostatnia faza zbudowana jest w oparciu o takie składniki jak ambra czy drewno massaranduba. Pachnie to całkiem naturalnie i buduje wrażenie solidnego, choć może lekko nudnego zamknięcia. I właśnie po to, by przeciwdziałać temu ostatniemu, autorzy wzbogacili bazę Euphoria Men o nutę zamszu. Nie jest ona zbyt dobrze wyczuwalna, jednak nadaje kompozycji nieco więcej ciepła oraz zmysłowości. Obok niej pojawia się też jeszcze paczula, która przypomina nam o męskim charakterze recenzowanych perfum. Muszę też zwrócić uwagę na fakt, że nawet wiele godzin po aplikacji na skórę, zapach dalej zachowuje sporą ilość swojej początkowej świeżości.

No to teraz kilka słów o parametrach użytkowych Euphorii. Jeśli chodzi o moc tych perfum, to uważam, że jest ona całkiem niezła. Zwłaszcza z początku kompozycja pachnie dość intensywnie. Z czasem trochę się tonuje, ale dalej nie powinniśmy mieć większych problemów z wyczuciem jej na sobie. Taka projekcja całkiem mnie zadowala. Do tego ich trwałość również nie dostarcza powodów do narzekań. Zapach utrzymuje się na skórze przez około 6-8 godzin. Co dla wody toaletowej jest już w zupełności satysfakcjonującym wynikiem.

A jak w takim razie prezentuje się flakon opisywanych perfum? Według mnie również całkiem przyzwoicie. Wykonany jest z przeźroczystego szkła a jego boczne ścianki osłonięte są srebrnymi blaszkami. Ten sam kolor ma także masywna, prostopadłościenna zatyczka. Samą nazwę kompozycji wypisano natomiast na froncie buteleczki, w jej prawym górnym rogu. A markę producenta po przekątnej – w lewym dolnym. Jeśli zaś chodzi o kolor wypełniającej wnętrze flakonu cieczy to jest on jasnoróżowy. Niekoniecznie pasuje do charakteru kompozycji, współgra natomiast z jej nazwą. W końcu będąc w euforii widzimy czasem świat przez różowe okulary.     

Spotkanie z Euphoria Men okazało się dla mnie przyjemnym zaskoczeniem. Choć początek pachnie dość znajomo, to nie można odmówić mu pobudzającej świeżości. Kontynuowanej w sercu za sprawą ziół. Za to w bazie zapach jest już cieplejszy i wyraźnie słodszy. Pozostaje jednak na swój sposób transparentny. Przy okazji dzisiejszej recenzji tknęła mnie też jeszcze jedna myśl. Choć większość perfum Calvin’a Klein’a (szczególnie tych nowych) ma raczej masowy charakter, to jednak posiadają one pewną wspólną sygnaturę, która odróżnia je od zapachów innych marek.  I którą odnajduję także w Euphorii. Dla mnie są to na pewno perfumy więcej niż poprawne i zachęcam do wyrobienia sobie na ich temat własnego zdania.        

Euphoria Men
Główne nuty: Przyprawy, Nuty drzewne.
Autor: Ann Gottlieb, Loc Dong, Carlos Benaim, Jean-Marc Chaillan.
Rok produkcji: 2006.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)