Uwaga, klasyk! – Eternity for Men
Zapachy z grupy fougère stanowią chyba najbardziej męską część świata perfum. Już od czasów stworzonego w 1882 roku przez Houbigant Fougère Royale kojarzą się one z siłą i pewną pierwotną dzikością. Szczyt ich popularności przypadł w szczególności na lata 70’ i 80’ XX wieku. Do zapoczątkowanej przez Houbigant tradycji nawiązuje również zaprezentowany światu w 1989 roku Eternity for Men amerykańskiej marki Calvin Klein. Choć w dacie jego premiery kompozycje typu fougère powoli ustępowały już miejsca tak zwanym zapachom morskim, to jednak bohater dzisiejszego wpisu potrafił wybić się z tłumu i na stałe wszedł do kanonu męskich perfum. Duża w tym zasługa twórcy Eternity – Carlos’a Benaim’a. Jeśli chcecie dowiedzieć się czym Marokańczyk zjednał sobie serca (i nosy) tysięcy mężczyzn na świecie zapraszam do lektury niniejszej recenzji.
Początek Eternity for Men jest bardzo intensywny. Wyraźnie czuć cytrusy. Spośród nich na pierwszy plan zdecydowanie wybija się cytryna. Akompaniują jej zaś bergamotka i mandarynka. Za ich sprawą wstęp do kompozycji jest świeży, choć niepozbawiony goryczy. Niestety, na tym etapie Benaim’owi nie udało się uniknąć pewnych chemicznych niuansów. Czuć pewną sztuczność, znaną choćby ze środków czystości o zapachu cytrusowym. Już po chwili od aplikacji perfumy stają się za to bardziej mydlane, z lawendowa dominantą. To właśnie lawenda wnosi do kompozycji wspomnianą już świeżość i wywołuje wrażenie czystości. Nie sposób też nie zauważyć, że otwarcie Eternity jest silnie zielone.
W sercu zapachu pojawia się słodszy, białokwiatowy akord. Składają się na niego nuty jaśminu (jakżeby inaczej), lilii, konwalii i kwiatu pomarańczy. Nie dominują one jednak kompozycji. Zbalansowane zostały bowiem dużą ilością ziół. Bazylia i szałwia nadają Eternity for Men eleganckiej, acz szorstkiej wytrawności, podczas gdy kolendra dobrze współgra z cytrusowymi nutami głowy. Natomiast jałowiec dodaje dziełu Benaim'a pewnej pikanterii, stanowiąc jednocześnie pomost między sercem a drzewną bazą recenzowanych dziś perfum. Za bardziej męski odbiór Eternity odpowiedzialne jest zaś geranium, które dodatkowo pogłębia środkowy etap zapachu. Sama baza również jest bardzo aromatyczna a do tego wyraźnie drzewna. Co ciekawe, nie zawiera ona jednak klasycznych składników perfum z grupy fougère to jest bobu tonka i mchu dębowego. Zamiast nich dostajemy natomiast drewno różane i sandałowe. Kremowe tony sandałowca choć w części rekompensują więc brak tonki. Pojawia się też wetyweria, której trawiasty aromat trochę przypomina mi o zielonym początku Eternity. Niemniej tu jest to zieleń bardzo ciemna, niemal mroczna. Całość oparta została zaś na szkielecie z piżma, którego wpływu na kompozycje nie można tutaj nie zauważyć. W czasach, gdy powstawały omawiane dziś perfumy naturalne piżmo było bardzo popularnym składnikiem i jego zwierzęcy i trochę słodki charakter definiuje końcówkę Eternity for Men.
Podczas trzydniowych testów dzieła Benaim’a byłem bardzo zadowolony z jego mocy. Zapach projektuje całkiem intensywnie. Co ciekawe, ja znacznie lepiej czułem go jednak na otwartych przestrzeniach niż w zamkniętych pomieszczeniach. Trwałość Eternity również jest bardzo dobra, ale to cecha wielu klasycznych zapachów z lat 80’ i 90’ XX wieku. W moim przypadku perfumy te utrzymywały się na skórze przez około 8 do 10 godzin. Zważywszy, że mają one koncentrację wody toaletowej jest to rezultat ten jest naprawdę niezły.
Flakon Eternity for Men nieszczególnie przypadł mi do gustu. Za sprawą masywnej głowy wydaje się toporny. Nic na co zwróciłbym uwagę stojąc przed półką z zapachami dla mężczyzn. A przecież opakowanie również ma znaczenie. Być może odrzuca mnie w szczególności ten srebrny kolor atomizera. Według mnie jego kształt jest po prostu brzydki. Na plus zaliczam natomiast fakt, że barwa zawartej w przezroczystym flakonie cieczy dobrze koresponduje z charakterem kompozycji. Ta jasna zieleń kojarzy mi się właśnie z pierwszymi cytrusowo-ziołowymi akordami Eternity.
Być może będzie to pleonazm, ale dla mnie Eternity for Men naprawdę pachnie bardzo klasycznie. Do tego ma w sobie wyraźny męski pierwiastek. Najlepszą częścią zapachu jest zaś jego aromatyczne serce. To właśnie w nim objawia się głębia tej kompozycji i to ono moim zdaniem przesądziło o tak wielki sukcesie tych perfum. Mankamentem może być natomiast duża popularność tego zapachu. Chociaż jej szczyt przypadł na lata 90’ XX wieku mężczyźni do dziś bardzo chętnie sięgają po Eternity, zatem jego używanie raczej nie gwarantuje nam oryginalności. Dodatkowo, jest to przykład kompozycji, która ucierpiała w skutek reformulacji. Nie znam wersji vintage jednak biorąc pod uwagę opinie ekspertów oraz ceny jakie flakony Eternity for Men sprzed zmian osiągają na internetowych aukcjach sądzę, że nie były to zmiany na lepsze. A szkoda, bo te perfumy mają w sobie olbrzymi potencjał i stanowią prawdziwy męski klasyk.
Eternity for Men
Główne nuty: Zioła, Kwiaty.
Autor: Carlos Benaim.
Rok produkcji: 1989.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)