Agar i Piżmo

View Original

Pasha – na dworze sułtana

Tak się jakoś złożyło, że w ostatnim czasie testuję sporo perfum autorstwa Jacques’a Cavalier’a. Mimo iż przy wyborze materiału do tekstów nie patrzę na nazwisko twórcy to aż trzy z najbliższych dziesięciu recenzji będą dotyczyły dzieł Francuza. Rozpoczynamy zaś od Cartier – Pasha. W Turcji osmańskiej pasza stanowił tytuł nadawany wysokiej rangi urzędnikom państwowym, między innymi generałom i gubernatorom. Stąd tytuł dzisiejszej recenzji. Już na jego podstawie można też wnioskować, że recenzowana dziś kompozycja będzie utrzymana w raczej orientalnym klimacie. I faktycznie tak jest. Choć Pasha powstał w 1992 roku, nie wpisuje się on w modny w tamtym okresie nurt perfum ozonowo-wodnych. A mimo to udało mu się zdobyć całkiem sporą popularność. W jaki sposób? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji.

Orientalny charakter prezentowanej dziś kompozycji zaznacza się już od samego początku. W otwarciu delikatna słodycz mandarynki miesza się z wytrawną i aromatyczna wonią ziół i przypraw. Szczególnie wyraźny jest zaś duet mięty i anyżu. Nadaje on Pashy przyjemnego, chłodnego odcienia. W ten klimat po części wpisuje się także obecna na tym etapie kompozycji lawenda. Jej aromat nasuwa mi skojarzenia z zasłanym świeżą, śnieżnobiałą pościelą łóżkiem. W zasadzie całą głowę recenzowanych dziś perfum określiłbym jako dość elegancką. I to pomimo wyraźnych orientalnych konotacji. Co więcej, z początku Pasha skojarzył mi się nieco z… Opium pour Homme! Moim zdaniem oba zapachy mają podobny, lekko staroświecki, ale bezsprzecznie męski klimat. Posiadają też tego samego autora. Co ciekawe, w Internecie znalazłem jednak więcej porównań do innych kompozycji YSL – przede wszystkim Jazz (w wersji vintage, nie tej recenzowanej przez mnie w czerwcu zeszłego roku) oraz Rive Gauche pour Homme. Warto również zwrócić uwagę na fakt, iż odgrywająca jedną z kluczowych ról w otwarciu Pashy mięta stanowi podstawę jeszcze jednego zapachu w ofercie Cartier tj. Roadster. Najwyraźniej ktoś w kierownictwie francuskiej marki ma słabość do tej nuty.

  W sercu dzieło Jacques’a Cavalier’a zauważalnie zmienia swój charakter. Ociepla się i staje bardziej sensualne. Cały czas zachowuje jednak swój elegancki styl. Powyższy zwrot zawdzięcza zaś przede wszystkim obecności drewna różanego. Jego półsłodki a półwytrawny aromat sparowany został tu ze sporą ilością kminku. Ta lekko kwaśna i jakby brudna woń przypomina nam o orientalnym charakterze kompozycji. Wspólnie z kolendrą przenosi wprost na gwarne ulice Istambułu. W bazie Pasha powraca jednak do początkowego chłodu. Tym razem jest to spowodowane wysunięciem się na pierwszy plan nuty mchu dębowego. Jak zawsze, podkreśla ona męski charakter zapachu. Przypomina także o jego przynależności do rodziny fougère. Natomiast wspomniany już brudny wątek tych perfum kontynuowany jest za sprawą paczuli. Do powyższej dwójki na ostatnim etapie zapachu dołącza zaś jeszcze sandałowiec.

            Swoimi walorami użytkowymi Pasha bardzo jasno wskazuje na okres, z którego się wywodzi. Zarówno jego moc jak i trwałość są bowiem ponad dzisiejsze standardy. Jeśli chodzi o projekcję to perfumy te posiadają naprawdę silny aromat. Już przy niewielkiej aplikacji potrafią wypełnić całe pomieszczenie, w którym się akurat znajdujemy. Zaskakuje również to, jak długo utrzymują się na skórze. Mimo iż występują one pod postacią wody toaletowej to z ciała znikają dopiero po upływie 10-12 godzin. Takie parametry użytkowe naprawdę robią wrażenie!

To teraz kilka słów o flakonie opisywanego dziś zapachu. Już od pierwszych chwil uwagę zwraca jego srebrna zatyczka. Swoim kształtem przypomina mi ona kopułę meczetu. Tyle że jest karbowana. Być może tak jak i w przypadku Roadster stanowi ona nawiązanie do tarczy zegarków z serii Pasha. Tej informacji nie udało mi się jednak potwierdzić. Muszę za to przyznać, że zatknięta na walcowaty flakon prezentuje się naprawdę dobrze. Całość wygląda zaś męsko i elegancko zarazem. Także i pod tym względem Cartier więc nie zawodzi.

Moim zdaniem Pasha to kolejna mocna pozycja w portfolio Cartier. Mimo nieco retro charakteru, są to bardzo dobre i bardzo męskie perfumy. Zapach jest świeży, jednak jego świeżość nie wynika z zastosowania cytrusów, a ziół i przypraw. Jednocześnie odnaleźć w nim można pewien cień słodyczy. To chyba jedna z ciekawszych kompozycji powstałych w pierwszej połowie lat 90’, jakie miałem okazje recenzować na blogu. Dzieło Cavalier’a nosiło mi się bardzo komfortowa a jego aromat ani przez chwilę nie był dla mnie uciążliwy. Czuć było także jego złożoność. Myślę, że śmiało mogę polecić te perfumy każdemu, kto choć trochę tęskni za oryginalnym stylem dwóch ostatnich dekad XX wieku.   

Pasha
Główne nuty: Mięta, Mech Dębowy.
Autor: Jacques Cavalier.
Rok produkcji: 1992.
Moja opinia: Polecam. (6/7)