Agar i Piżmo

View Original

Sycomore – drzewo Zebedeusza

Gdy byłem mały i słyszałem w kościele ewangelię o tym jak Zebedeusz wspiął się na sykomorę, żeby zobaczyć Jezusa zastanawiałem się zawsze co to takiego ta sykomora. Dziś wiem już, że jest to gatunek drzewa z rodziny morwowatych, występujący przede wszystkim w Afryce. Jest to jednak również nazwa perfum, których recenzja trafia dziś na bloga. Sycomore stanowi część kolekcji  Les exclusifs de Chanel a wiele osób porównuje ten zapach do Encre Noir od Lalique. Autorami tej, mającej debiut w 2008 roku, kompozycji są zaś Olivier Polge oraz znany przede wszystkim ze współpracy z Serge’m Lutens’em Christopher Sheldrake. Przekonajmy się zatem jak w ich wydaniu pachnie biblijna sykomora.

Już sam początek zapachu nie pozostawia żadnych złudzeń kto jest jego głównym bohaterem. Sycomore to perfumy w stu procentach wetiwerowe. Ale jednocześnie dość mocno zniuansowane. Otwarcie wydało mi się dość dymne. Powiedziałbym nawet, ze lekko wędzone. Takie w stylu Black Tourmaline Olivier’a Durbano. Wrażenie to trwa jednak zaledwie przez kilka sekund. A odpowiedzialne za nie jest obecne w głowie kompozycji kadzidło. Czuć też dymną woń jałowca. Jest on tutaj naprawdę aromatyczny. Natomiast lekkości nadają dziełu Chanel pojawiające się w jego pierwszej fazie aldehydy oraz różowy pieprz. Ten ostatni przydaje mu także nieco przyprawowej słodyczy. Jest to jednak dość subtelny akcent. Zresztą cała głowa Sycomore to zaledwie kilka minut. A po tym czasie recenzowane perfumy stają się zauważalnie bardziej zielone.   

Jak już wspomniałem, nie można mieć wątpliwości, że główną role w kompozycji Chanel odgrywa wetyweria. Chłodna, mokra i zielona. Jej zieleń, choć głęboka i intensywna, wydaje się świeża. A nawet lekko elegancka. Kojarzy mi się trochę z  leśną gęstwiną tuż po obfitym deszczu. Albo pokrytym rosą runem. Odbieram ją również jako mniej mroczną niż w Encre Noir. Ponadto, w Sycomore aromat wetywerii sprawia wrażenie jakby orzechowego. Czy raczej leszczynowego. I naprawdę mi się to podoba. Szczególnie, że w swoim sercu perfumy te nabierają momentami korzennego charakteru. Co spowodowane jest zapewne użytymi do ich budowy przyprawami. Istotną rolę w środkowej fazie zapachu odgrywa także cyprys. Dodatkowo pogłębia on zieleń kompozycji. A także podkreśla jej wytrawny charakter. Pomijam natomiast obecność fiołka, którego w ogóle tutaj nie czuję. Jeśli zaś chodzi o bazę, to ta jest już zdecydowanie bardziej drzewna. Wetyweria nadal dominuje, jednak obok niej pojawia się też sandałowiec. Jego obecność łagodzi nieco surowe oblicze Sycomore. Podobnie jak delikatna nuta wanilii, którą tutaj wyłapuję. Całość doprawiono zaś szczyptą słodkiego tytoniu. Co do zasady, słodsza strona zapachu pozostaje jednak w tle. Na pierwszym planie nadal dominuje drzewna zieleń. I tak już będzie do samego końca.

Myślę, że należałoby też krótko wspomnieć o parametrach użytkowych Sycomore. Także i pod tym względem zapach nie zawodzi. Jego projekcja jest naprawdę dobra. Aromat kompozycji unosi się w powietrzu wokół użytkownika tworząc charakterystyczną aurę. Z jego obecności łatwo zdać sobie sprawę. Do tego również trwałość utrzymana jest na wysokim poziomie. W moim przypadku było to około 8-9 godzin. Pamiętać przy tym należy, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową. Tym bardziej są więc powody do zadowolenia.

Jako że do tej pory nie recenzowałem jeszcze perfum z linii Les exclusifs de Chanel, to wypadałoby także napisać kilka słów o flakonie Sycomore. A ten jest bardzo prosty i elegancki. Buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła i ma kształt prostopadłościanu. Jej front zdobi zaś biała etykieta, na której wypisano nazwę zapachu oraz jego producenta. Taki design wydaje mi się dość minimalistyczny. Jednocześnie, uwagę zwraca masywna, cylindryczna zatyczka czarnej barwy. Idealnie dopełnia ona kompozycję. Natomiast same zamknięte we flakonie perfumy są koloru żółto-pomarańczowego. Co nie bardzo licuje z ich zielonym klimatem.     

Sycomore to perfumy, które naprawdę mi się podobają. Co ciekawe, w teorii dedykowane są jednak kobietom. Jednak według mnie wcale nie mają damskiego charakteru. To typowy uniseks. Może nawet z lekkim przechyłem w męską stronę. Do tego dzieło duetu Polge – Sheldrake jest nowoczesne i bardzo uniwersalne. Pasuje na większość znanych mi okazji. A choć kompozycja kręci się wokół wetywerii, to jednak posiada też całkiem ciekawą ewolucję. A jej obserwacja przynosi użytkownikowi sporo przyjemności. Muszę także przyznać, że recenzowane perfumy podoba się bardziej niż Encre Noir. Sycomore, choć równie intensywnie zielone i wytrawne, wydają się bardziej eleganckie i przystępne. Zachęcam jednak, żebyście sami wyrobili sobie opinię.  

Sycomore
Główna nuta: Wetyweria.
Autor: Olivier Polge, Christopher Sheldrake.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Polecam. (6/7)