Olfaktoryczna anatomia – elemi, żywica inna niż wszystkie
Dotychczas w ramach cyklu Olfaktoryczna anatomia na blogu pojawiło się już kilka wpisów dotyczących wonnych żywic. Ze względu na swój wielowymiarowy aromat są one bowiem wyjątkowo cenione przez perfumiarzy. Nie powinien zatem dziwić fakt, że kolejny tekst postanowiłem poświęcić elemi. Przy czym tym razem w poszukiwaniu informacji na temat tego składnika wybierzemy się między innym na Filipiny oraz do Afryki. Jeśli jednak chcielibyście poznać więcej szczegółów na temat pochodzenia, aromatu oraz zastosowania tej żywicy to zapraszam do lektury całego wpisu. Zdradzę również w których perfumach odgrywa ona pierwszoplanową rolę.
Zacznę może standardowo od botaniki. Elemi jest żywicą pozyskiwaną z drzew o tej samej nazwie (łac. Canarium luzonicum), znanych też jako kanarecznik zwyczajny. Należą one do rodziny osoczynowatych, rząd mydleńcowców. Występują przede wszystkim na wspomnianych już Filipinach. Ale i w krajach sąsiadujących, na przykład na indonezyjskiej wyspie Maluku, w Malezji oraz, nieco dalej, na Wyspach Salomona i Vanuatu. Drzewa te osiągają wysokość do 30 metrów i posiadają nieparzystopierzaste liście. Natomiast ich drobne, białe kwiaty zebrane są w szczytowych wiechach. Z kolei nasiona kanarecznika są jadalne i ze względu na swoje wartości odżywcze są częstym dodatkiem do lokalnych potraw. Potocznie nazywa się je zaś orzechami pili. Nas jednak najbardziej interesuje znajdująca się pod korą drzewa żywica.
Elemi pozyskiwana jest poprzez wykonywanie w pniu drobnych nacięć, przez które ta kleista, bladożółta oleożywica wypływa na powierzchnię. Możliwe jest również potraktowanie rośliny dodatkową ilością ciepła w celu przyspieszenia wycieku. Po pewnym czasie, w skutek kontaktu z powietrzem, substancja zasycha, tworząc kryształy, które można zebrać. Dorosłe drzewo może wyprodukować do 5 kilogramów elemi rocznie. Ponieważ jednak świeża elemi jest mocno zanieczyszczona (między innymi przez fragmenty drewna i szczątki owadów), to wymaga ona oczyszczenia. Dlatego, jeśli chodzi o ekstrakcję wonnego olejku, to do wyboru są dwie metody. Pierwsza to tradycyjna destylacja para wodną, a druga ekstrakcja superkrytyczna dwutlenkiem węgla, o której wspominałem już przy okazji wpisu poświęconemu frangipani. Przeciętny uzysku wynosi zaś kilkanaście procent pierwotnej masy. Ciekawostką okazał się zaś dla mnie fakt, iż w odróżnieniu od pokrewnej mirry, w przypadku elemi nie można stosować destylacji pirogenicznej. A to dlatego, że żywica ta zawiera w sobie dużą ilość monoterpenów i pod wpływem wysokiej temperatury mogłaby po prostu eksplodować.
A jak pachnie pozyskany z opisywanej dziś substancji olejek? Dość nietypowo, jeśli wziąć pod uwagę jego żywiczny rodowód. Jego aromat zawiera bowiem w sobie wyraźne nuty pieprzu i cytrusów (wynik wysokiej zawartości limonennu). Jest świeży i kwaskowy. Odnaleźć w nim można nawet pewne koperkowe niuanse. Choć oczywiście jest także drzewno-balsamiczny. Dobrze łączy się miedzy innymi z pieprzem, paczulą i wetywerią. A ceniony był już w starożytności. Przy czym Egipcjanie używali go również do balsamowania zwłok. Dodatkowo, olejek ten ma właściwości zdrowotne. Można go stosować w terapii stresu, do leczenia kaszlu, a nawet malarii. Często pojawia się w kosmetykach, jak również w mieszankach do masażu. Nas jednak najbardziej interesuje jego zastosowanie w perfumerii. A tu wymienić można sporo zapachów, w których odgrywa wiodącą rolę. Wśród których w pierwszej kolejności wymienić należy Eau Duelle od diptyque. A także Mason Francis Kurkdjian – Oud, 1740 Marquis de Sade z oferty Histoires de Parfumes i Autoportrait marki Olfactive Studio. Panów zainteresować też jednak mogą Allure Homme Sport od Chanel oraz Lalique – Encre Noire à l’Extréme. Choć oczywiście wybór jest zdecydowanie większy i chętnie dowiem się jakie są Wasze ulubione perfumy z elemi w temacie.