Agar i Piżmo

View Original

Javanese Patchouli – przez indonezyjską dżunglę

We wpisie poświęconym paczuli wspominałem, że uważam tę nutę za trudną. I być może z tego właśnie względu na blogu nie pojawiła się do tej pory ani jedna recenzja perfum z tym składnikiem w temacie. Szczęśliwym trafem w jednej z lotniskowych perfumerii miałem możliwość spryskać blotter odrobiną Javanese Patchouli. Kompozycja ta od razu zwróciła moją uwagę. Już wtedy zdecydowałem też, że prędzej czy później będzie ona musiała pojawić się na Agar i Piżmo. Miałem jednak drobne trudności ze zdobyciem próbki do testów. Ostatecznie udało mi się jednak zamówić kilka mililitrów, dzięki czemu dzieło Frank’a Voelkl’a może dziś trafić na bloga. Jeśli zaś jesteście ciekawi jak pachną te, wchodzące w skład ekskluzywnej Essenze Collection, perfumy, zapraszam do lektury niniejszego wpisu.

Już sam początek nie pozostawia wątpliwości kto jest głównym bohaterem zapachu. Od pierwszych sekund paczula jest tu bardzo dobrze wyczuwalna. Na wstępie jej aromat został jednak nieco ułagodzony. Stało się tak w dużej mierze za sprawą bergamotki. Cytrusowa nuta nie jest tu jednak wcale ewidentna. Do rozjaśnienia głowy perfum posłużył także różowy pieprz. Jego lekko słodki aromat wygładza ostre krawędzie Javanese Patchouli. Nadaje tez kompozycji lotności. Obecność bergamotki i pieprzu sprawia, że paczula jaką w swoim dziele serwuje nam Frank Voelkl  jest naprawdę przyjazna w odbiorze. Została niejako oswojona. Na pierwszym etapie recenzowanej dziś kompozycji wyczułem też pewne ziołowe akcenty, mogą one jednak pochodzić od głównego bohatera. Paczula, podobnie jak choćby mięta, należy bowiem do rodziny jasnowatych.  

Serce kompozycji to już królestwo paczuli. I jest to paczula bardzo wysokich lotów. Pachnie niezwykle naturalnie. Odnajdziemy tu też naprawdę wiele z jej cech charakterystycznych. Przede wszystkim nieco wilgotną ziemistość. I to ona nasuwa mi skojarzenia z tytułową indonezyjską dżunglą. Od Javanese Patchouli bije bowiem pewne specyficzne, jakby tropikalne, ciepło. Skórzane oblicze głównej bohaterki tych perfum również dobrze wpisuje się w ten klimat. Warto natomiast zauważyć, że fekalne niuanse pochodzące z liści paczulki zminimalizowane tu zostały prawie do zera. Za drzewną i bardziej wytrawną stronę kompozycji odpowiedzialny jest natomiast cedr. Jego rolę w recenzowanym dziś zapachu oceniłbym jednak jako trzecioplanową. Ciekawą zmianę można za to zaobserwować w bazie kompozycji. Jawajska Paczula staje się bowiem zauważalnie chłodniejsza. W dżungli nastaje wieczór. Nie wiem w jaki sposób osiągnięto ten efekt, bowiem jedynym nowym elementem pojawiającym się na ostatnim etapie dzieła Voelkl’a jest bób tonka. Jego słodki, kremowy aromat jeszcze bardziej łagodzi wybuchowy temperament paczuli, nadając jej niezwykłej wręcz zmysłowości. Ma w sobie coś pudrowego a zarazem jakby czekoladowego. Ewokuje zmierzch. I w fascynujący sposób domyka te znakomite perfumy.  

Recenzowana kompozycja posiada umiarkowanie dobre walory użytkowe. Javanese Patchouli jest zapachem raczej bliskoskórnym. Początkowa lotność kompozycji z czasem znika i jej aromat sadowi się bliżej ciała. Biorąc pod uwagę trudny charakter głównej nuty słaba projekcja nie musi jednak wcale być minusem. W ten sposób możemy bowiem uchronić się przed dziwnymi spojrzeniami ze strony naszego otoczenia. Mniejszą moc dzieło Voelkl’a nadrabia za to dobrą trwałością. Na mojej skórze perfumy te - mające postać wody toaletowej - utrzymywały się zawsze przez około 7-8 godzin.

Już na pierwszy rzut oka flakon Javanese Patchouli wydał mi się bardzo męski. Myślę, że wrażenie to podyktowane było dwoma czynnikami. Po pierwsze jego masywnym, powiedziałbym nawet, że nieco topornym, kształtem. Po drugie zaś ciemną kolorystyką. Czarna listwa przy podstawie optycznie skraca wysokość buteleczki. Natomiast duża, utrzymana w tym samym stylu, zatyczka jakby dodatkowo przygniata ją do ziemi. Również połączenie zgniłej zieleni z czernią wywołuje specyficzne przeświadczenie, że mamy do czynienia z czymś ciężkim. Nie da się jednak zaprzeczyć, że sama zielona barwa dość dobrze pasuje do charakteru opisywanej kompozycji. Jest w niej nawet coś mrocznego.  

Muszę przyznać, że Javanese Patchouli zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. To perfumy wyrafinowane i niezwykłe. Paczula, która w niech odnajduję nie pachnie ani trochę wrogo. Podana została w bardzo przystępny sposób. Taką formą prezentacji tego składnika Frank Voelkl niewątpliwie zasłużył na oklaski. Również jej minimalistyczny entourage zasługuje na uwagę. Pozwala bowiem głównej bohaterce lśnić w świetle jupiterów. Co ważne, cała kompozycja jest bardzo spójna i stoi na bardzo wysokim poziomie. Do tej wykonania użyto składników najwyżej jakości. I zdecydowanie da się to wyczuć. Javanese Patchouli naprawdę zachwyca. Zwracam jednak uwagę, że jest to zapach, który dużo lepiej sprawdzi się w chłodniejsze dni. Nie ryzykowałbym też używania go przed randką. Pamiętajmy, że to wciąż perfumy paczulowe, choć o obniżonym stopniu trudności. Poznać należy jednak koniecznie.  

Javanese Patchouli
Główna nuta: Paczula.
Autor: Frank Voelkl.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Gorąco polecam! (7/7)