Agar i Piżmo

View Original

Méchant Loup – nie taki wilk straszny

Perfumy będące bohaterem dzisiejszego wpisu uchodzą za jedne z ciekawszych w ofercie L’Artisan Parfumeur. Oraz całym portfolio Bertrand’a Duchafour’a. Ale o jakim zapachu właściwie mowa? Chodzi o Méchant Loup (fr. zły wilk) z 1997 roku. W USA znanym także pod nazwą Big Bad Wolf. O alternatywnych nazwach pachnideł oferowanych na amerykańskim rynku wspominałem już zresztą przy okazji recenzji French Lover, w Stanach dostępnego jako Bois d’Orage. Natomiast wracając do kompozycji L’Artisan Parfumeur to wypada wspomnieć, że zainspirowana ona została bajką o Czerwonym Kapturku. Ciekawi w jaki sposób zinterpretował ją tu Duchafour?

Początek zapachu wydał mi się zielony. Z naprawdę sporą dawką anyżu. Na szczęście przyprawy tej nie lubię tylko w smaku. W perfumach zazwyczaj odbieram ją dość pozytywnie. W Méchant Loup anyż generuje wrażenie chłodu i świeżości zarazem. W efekcie otwarcie jest naprawdę przyjemne. Mimo, iż pojawia się w nim też pewien składnik, za którym nie przepadam. A konkretnie lukrecja. Jej aromat kojarzy mi się z czarnymi żelkami Haribo, których nie znosiłem w dzieciństwie. Wiecie o które mi chodzi, prawda? Mimo obecności tej nuty, głowa recenzowanej kompozycji nie jest jednak specjalnie słodka. Przenika ją za to delikatna przyprawowa goryczka. Warto również wspomnieć, że anyż dość szybko przestaje być wyczuwalny, podczas gdy woń lukrecji utrzymuje się znacznie dłużej.      

Po pewnym czasie w zapachu pojawia się również wytrawna, ale jednak subtelniejsza nuta orzechów laskowych. Prażonych. Tak przynajmniej podaje Basenotes. Ten aromat staje się wyraźniejszy po około 4-5 godzinach od aplikacji. Pachnie też bardzo naturalnie. Próbuję sobie także przypomnieć bajkę o Czerwonym Kapturku i zastanawiam się czy w koszyczku niósł babci przyprawy i orzechy. Chyba nie. Niemniej, wrażenie jakie buduje serce stworzonych przez Bertrand’a Duchafour’a perfum jest na swój sposób sugestywne. Tyle, że las przez który wędrujemy jest raczej jasny i przyjazny. Do tego, środkowa faza Méchant Loup osłodzona została niewielką ilością miodu. Który całkiem dobrze wpisuje się w jej ogólny klimat. Na tym etapie wyczuwam też czekoladowy aromat pralinek. A kompozycja skręca w rejony gourmand. Nie wywołuje to jednak we mnie żadnego dysonansu. Dzieło L’Artisan Parfumeur od początku miało w sobie bowiem pewne kulinarne konotacje. Nie czuję za to deklarowanej w składzie mirry. Natomiast z czasem zapach staje się coraz bardziej drzewny. Trzon jego bazy stanowią zaś cedr i sandałowiec. Oba lekko słodkie, choć jednocześnie wytrawne. Wpasowują się w specyficzny charakter Méchant Loup. Mimo iż drzewne, nie przydają całość ciężaru. I wiecie co? Ja wciąż czuję tutaj lukrecję! Jej aromat wsparty został zaś przyprawową słodyczą wanilii. Mimo to, całość wydaje się mieć raczej męski charakter. Choć według mnie wielu mężczyznom nie przypadnie jednak do gustu.  

Przekonajmy się teraz czy Bertrand Duchafour należycie zadbał o parametry użytkowe swojego dzieła. Według mnie, pod tym względem Méchant Loup prezentuje się zadowalająco. Jeśli chodzi o moc, to ta jest raczej umiarkowana. Siedząc w pokoju wyczuwam ten zapach w przestrzeni wokół siebie. Gubię go dopiero po wyjściu na zewnątrz. Choć inni wciąż go czują. Tyle, że z naprawdę bliska. Nie mam za to zastrzeżeń do trwałości kompozycji. W moim przypadku wynosiła ona 6-8 godzin. To przyzwoity wynik, biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.

To teraz krótko o flakonie opisywanych dziś perfum. A ten to tradycyjny wzór L’Artisan Parfumeur. Buteleczka wykonana jest z zielonego szkła w odcieniu khaki. Charakteryzuje się także tym, że jej podstawę stanowi równoramienny siedmiokąt. Uwagę zwraca także brak zbędnych ozdobników. Na froncie odnajdziemy jedynie minimalistyczną białą etykietę, na której wypisano nazwę zapachu oraz jego koncentrację. Widnieje tam także logo francuskiej marki. Z tym, że jest ono dużo jaśniejsze od pozostałych elementów. Całość wieńczy zaś czarna, siedmioboczna zatyczka. Dodam jeszcze tylko, że w poprzednim wzorze flakonu (widocznym na grafice na głównej stronie bloga) flakon był przeźroczysty, zatyczka złota a etykieta zielona i przyozdobiona rysunkiem drzewa.

Obraz lasu jaki w Méchant Loup wykreował Bertrand Duchafour jest naprawdę ciekawy. Słońce prześwituje miedzy drzewami, wiewiórki biegają w poszukiwaniu orzechów a pszczoły pracują w dzikim ulu. Tylko tytułowego wilka nigdzie nie widać. Chcę przez to powiedzieć, że kompozycja ma raczej łagodny klimat. Oczywiście są to perfumy silnie artystyczne i to czy się komuś spodobają czy nie to już inna sprawa. Ich aromat nikogo nie powinien jednak odrzucić. Co ważne, na skórze zapach prezentuje się znacznie lepiej niż na bloterze. Wydaje się mieć więcej głębi. Na papierku sprawiał wrażenie trochę płaskiego i nudnego. Podczas gdy w rzeczywistości jest całkiem silnie zróżnicowany. Choć jednocześnie bardzo spójny. Doceniam koncepcję Duchafour’a, choć ostatecznie Méchant Loup to jednak nie moja bajka.    

Méchant Loup
Główne nuty: Lukrecja, Orzechy.
Autor: Bertrand Duchafour.
Rok produkcji: 1997.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)