French Lover – miłość nad Sekwaną
Francuski kochanek. Brzmi jak tytuł powieści z cyklu Harlequin, prawda? Nazwę tę nosi jednak zapach będący bohaterem dzisiejszego wpisu. French Lover z niezwykłej kolekcji perfum Frédéric’a Malle. Jeżeli wierzyć opisowi na oficjalnej stronie marki to kompozycja ta dedykowana jest każdemu mężczyźnie, którego naturalne zdolności uwodzenie są na tyle duże, że nie musi on uciekać się do używania perfum. W moim odczuciu brzmi trochę jak antyreklama, ale z drugiej strony takie kontrowersyjne stwierdzenia mogą okazać się strzałem w dziesiątkę. Bo skoro już sięgam po French Lover to znaczy, że żadna kobieta mi się nie oprze. A jego zapach jest tylko dodatkową afirmacją mojego statusu. Tak… Warto natomiast zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestią. Otóż w purytańskich Stanach Zjednoczonych perfumy te dystrybuowane są pod nazwą Bois d’Orage (fr. burzowe drewno)! Całkowicie abstrahując jednak od kwestii moralno-społecznych, muszę stwierdzić, że to właśnie ona lepiej przystaje do charakteru kompozycji. Dlaczego? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji.
Początek French Lover przepełniony jest zieloną i cierpką wonią galbanum. To ono stanowi główny motyw otwarcia tych perfum. Swoim charakterem przypomina trochę aromat młodego groszku znany między innymi z Grey Flannel. W recenzowanym dziś zapachu pozbawione jest jednak wszystkich retro akcentów znanych z kompozycji Geoffrey'a Beene'a. Zawiera w sobie także pewien pierwiastek elegancji. Zaserwowane natomiast zostało w otoczeniu przypraw takich jak pieprz i kumin. W skutek tego połączenie jadowita zieleń galbanum nabiera bardziej ziołowego charakteru. Całość nie jest jednak agresywna i z tego względu na rynku amerykańskim powinna być odebrana lepiej niż w Europie.
Choć w miarę upływu czasu aromat galbanum wcale nie znika to głównym bohaterem serca French Lover jest kwiat arcydzięgla. Jego słodki aromat wyczuwalny jest niemal od pierwszych chwil po aplikacji tych perfum na skórę. Łagodzi on szorstkie otwarcie i przenosi nas w inny rejon olfaktorycznej mapy. Sparowany z jakby metaliczną wonią florenckiego irysa podtrzymuje elegancki charakter kompozycji jednocześnie ocieplając wizerunek Francuskiego kochanka. W tym miejscu warto dodać, że w tym samym roku co French Lover, Pierre Bourdon skomponował dla Frédéric’a Malle jeszcze jeden zapach z irysem w temacie. W odróżnieniu od recenzowanych dziś perfum Iris Poudre dedykowany jest jednak stricte paniom. Już w sercu recenzowanych dziś perfum pojawia się także bardzo intensywna cedrowa nuta. Drzewna, sucha i aromatyczna. Muszę przyznać, że dawno nie czułem cedru tak wyraźnie jak właśnie we French Lover. Swoją obecność w tej fazie zapachu zaznaczają też paczula i kadzidło. To ostatnie jest dość dymne i dobrze wpisuje się w drzewny charakter serca kompozycji. W bazie został on jeszcze dodatkowo podkreślony za pomocą wetywerii oraz mchu dębowego. A wszystko osadzono na podkładzie z wysokiej jakości białych piżm. Świetne wykończenie bardzo dobrych perfum.
Prezentowany dziś na blogu zapach cechuje się raczej umiarkowaną projekcją. Choć jego woń jest bardzo wyrazista to jednak nie oddala się ona zanadto od skóry użytkownika. Dopiero obfitsza aplikacja pozwala roztoczyć wokół siebie zielono-drzewną aurę. Kompozycja bardzo dobrze prezentuje się natomiast pod względem trwałości. French Lover utrzymuje się na skórze przez 10 do 12 godzin, choć pamiętać trzeba, że ma on stężenie wody perfumowanej.
Flakon to już klasyka stylu Frédéric’a Malle. Prosta i elegancka walcowata buteleczka ozdobiona jest czarną etykietą, na której wypisano nazwę tych perfum. Nad nią tradycyjnie już znajduje się nazwisko ich twórcy. Pierre Bourdon do tej pory zagościł na Agar i Piżmo jedynie przy okazji recenzji Cool Water, dziś mam zatem przyjemność przedstawić kolejne z jego dzieł, a recenzja znów jest pozytywna. Wracając jednak do flakonu chciałbym stwierdzić, że słomianożółta barwa zawartej w nim cieczy nijak się ma do charakteru kompozycji. Przekonajcie się zresztą sami.
Pomimo swojej nazwy French Lover wcale nie kojarzy mi się ani z miłością ani z seksem. To zapach raczej elegancki i pozbawiony jakiejkolwiek zmysłowości. Wykonany został jednak bardzo starannie. Poszczególne nuty zgrabnie przeplatają się ze sobą, płynnie przechodząc jedna w drugą. W moim odczuciu jest to też kompozycja bardziej na dzień niż wieczór. I choć French Lover to perfumy jednocześnie męskie i nowoczesne to w ostatecznym rozrachunku czegoś im jednak brakuje. Jakiejś kropki nad i. Co wcale nie znaczy, że mi się nie podoba. Wręcz przeciwnie, sposób w jaki Bourdon zaprezentował tu nuty drzewne zasługuje na najwyższe uznanie. A także na to, by nie tylko w Stanach nazywano te perfumy Bois d’Orage.
French Lover / Bois d’Orage
Główne nuty: Nuty drzewne, Dzięgiel, Galbanum.
Autor: Pierre Bourdon.
Rok produkcji: 2007.
Moja opinia: Polecam. (6/7)