Agar i Piżmo

View Original

Uwaga, klasyk! – Idole

Opisywane dziś perfumy to kolejny przykład współczesnej reinterpretacji dawniej kultowego zapachu. Oryginalne Idole wywodzą się bowiem z 1962 roku. A obecne z 2011. Przy czym po drodze była jeszcze wersja 2005. Za którą, podobnie jak i za naszego dzisiejszego bohatera, odpowiedzialna była Olivia Giacobbetti. I już sam ten fakt wystarczy, by zainteresować się kompozycją Lubin. O ile jednak Idole z 2005 roku były perfumami stricte męskimi, to już obecne opisywane są jako uniseks. Do którego powstania przyczyniły się inspiracje podróżami i przygodą. Jak również kojarzącymi się z tymi pojęciami kobietami, takimi jak Amelia Earhart, Mary Kingsley czy Karen Blixen. Co tylko dodatkowo pobudza moją ciekawość.        

Początek zapachu wydał mi się jakby znajomy. A także przesycony ciemną słodyczą. Aromatyczna nuta rumu nadaje otwarciu zmysłowości. Rzadko spotykanej już na tak wczesnym etapie rozwoju jakichkolwiek perfum. Ten sensualny charakter Idole od początku zwraca uwagę. Tym bardziej, że podkreślono go jeszcze przyprawową wonią szafranu. Nadaje ona głowie Idole słodyczy oraz bardziej orientalnego wydźwięku. Który podbudowany został jeszcze przy pomocy kuminu. W efekcie pierwsza faza opisywanej kompozycji jest naprawdę aromatyczna. Słodka, ale nie przesadnie. Jest  w niej nieco goryczy. A wynika ona najpewniej z faktu, iż Olivia Giacobetti wprowadziła do swojego dzieła również nutę gorzkiej pomarańczy. Tak więc już sam początek Idole tworzy barwny olfaktoryczny koktajl, który niemal natychmiastowo przykuwa uwagę.

Jeśli chodzi o serce recenzowanych dziś perfum to zbudowano je wokół nut drzewnych. Wśród których dominuje heban. Jego ciemna woń jest nieco egzotyczna. Generuje też wrażenie bogactwa. A ja w końcu przypominam sobie, dlaczego Idole wydały mi się znajome. Zapach Lubin posiada klimat zbliżony do Odin – Roam. Oba pachnidła mają zbliżone DNA. Cechuje je dymna i mroczna słodycz. Która w przypadku naszego dzisiejszego bohatera jest wynikiem wprowadzenia do jego olfaktorycznej piramidy nuty kadzidła frankońskiego. Kłębi się ono w tle kompozycji, przybierając raz wytrawne, a raz słodkie oblicze. Przy czym to drugie wzmocnione zostało przy pomocy jeszcze jednego składnika. A jest nim… cukier! W naturalny sposób kontynuuje on to, co w głowie Idole rozpoczął szafran. W sercu zapachu odnajdziemy też jeszcze liść widlicy (gatunek palmy). Z tym, że nie jest to aromat, który bym tu wyczuwał. Natomiast w miarę jak zbliżamy się do bazy dzieła Giacobetti, całość staje się bardziej balsamiczna. Co jest niewątpliwie zasługą obecnych w końcówce ambry oraz labdanum. Ostatnia faza zapachu pozostaje więc słodka i zmysłowa, nabiera jednak więcej ciepła. A także pewnej jedwabistości. To pewnie sprawka drewna sandałowego. Niemniej, przed przesytem chroni nas wprowadzony do bazy opisywanego pachnidła wytrawniejszy aromat skóry. W rezultacie, całość, choć uniseksowa, na pewno nie jest bezpłciowa.

Zobaczmy teraz jak prezentują się parametry użytkowe Idole. Na początek standardowo projekcja. A ta jest moim zdaniem przyzwoita. Nie sądzę, żeby ktokolwiek z Was miał problem z wyczuciem tych perfum na sobie. Lub na kimś w Waszym najbliższym otoczeniu. Kompozycja nie bombarduje jednak nozdrzy, a jedynie przyjemnie daje o sobie znać. Pod tym względem można więc być zadowolonym. Jednak również i trwałość zapachu nie dostarcza powodów do narzekań. Nasz dzisiejszy bohater występuje pod postacią wody perfumowanej a jego aromat utrzymuje się na mojej skórze przez 9-10 godzin od aplikacji.

Chciałbym też napisać kilka słów o flakonie recenzowanego dziś pachnidła. Podobnie jak i sam zapach, także i on uległ bowiem zmianie w 2011 roku. Obecnie mamy więc do czynienia ze smukłą, czarną buteleczką, która swoim kształtem przypomina mi trochę wydęty wiatrem żagiel. A wykonano ją z nieprzeźroczystego szkła. Większą uwagę zwraca jednak zatyczka. Jest ona bursztynowa i częściowo transparentna. W efekcie, moim zdaniem całość wygląda trochę tak, jakby na podstawę flakonu kapnęła a następnie zaschła tam żywica. A co Wy o tym sądzicie?

  Według mnie Idole to prawdziwa gratka dla miłośników orientalnych perfum. Zapach zdefiniowany jest przez zmysłową słodycz. Wynikająca ze zmyślnego połączenia rumu, przypraw oraz nut drzewnych. Zmyślnego, bowiem kompozycja, choć ciemna, nie wydaje się ciężka. Nie przytłacza ani nie otumania. I z tego względu podobać się może także osobom o bardziej konserwatywnym guście. Jej olfaktoryczne bogactwo nie jest nachalne. Chciałbym też odnieść się do faktu, iż ta edycja Idole dedykowana jest zarówno kobietom jak i mężczyznom. Według mnie zapach posiada nieznaczny przechył w męską stronę. Nie miałbym jednak żadnego problemu, gdybym poczuł go na kobiecie. Wydaje mi się natomiast, że dzieło Lubin ma bardziej wieczorowy charakter. Jego ciepła aura sprzyja bliskości i sytuacjom intymnym. Ale może sami się o tym przekonacie?     

Idole
Główna nuty: Nuty Drzewne, Rum, Przyprawy.
Autor: Olivia Giacobetti.
Rok produkcji: 2017.
Moja opinia: Polecam. (6/7)