Baltycki Cologne – dzika plaża pośród drzew
Pamiętacie wpis o olejkach do pielęgnacji zarostu Musth? Dziś gdańska marka powraca na Agar i Piżmo. Tym razem dzieje się to jednak za sprawą ich pierwszych perfum. Całkiem niedawno na rynek trafiła bowiem Baltycki Cologne – woda kolońska inspirowana oczywiście Bałtykiem. I jako Gdańszczanina bardzo cieszy mnie fakt, że w swoim debiucie Musth podkreśla związek z regionem, z którego się wywodzi. W tym miejscu chciałbym także podziękować Tomkowi Lesickiemu, właścicielowi marki, który na potrzeby testów podarował mi cały flakon Baltycki Cologne. Przekonajmy się zatem jak pachnie ta kompozycja.
Sam początek zapachu to mignięcie jałowca. Łyk ginu z tonikiem. Trwa to dosłownie sekundy, jednak natychmiastowo wskazuje kierunek, w którym podążać będą perfumy Musth. Dość zaskakująco, Baltycki Cologne wydają mi się bowiem zdecydowanie bardziej drzewne niż morskie. Stąd też tytuł dzisiejszej recenzji. W głowie bardzo wyraźna jest także nuta grejpfruta. Cierpka, ale i lekko soczysta. I muszę przyznać, że już dawno nigdzie nie czułem tego owocu aż tak wyraźnie. Mały plusik wędruje więc na konto naszego bohatera. Obok grejpfruta, w otwarciu pojawia się jednak także i inny cytrus. A jest nim bergamotka. Przypomina nam ona o kolońskim rodowodzie opisywanych perfum. Nieco przeszkadza mi natomiast ostrzejsza alkoholowa nuta bijąca początkowo od Baltycki Cologne. Choć z drugiej strony, skoro wspomniałem o ginie z tonikiem, to jej obecność jest tu akurat uzasadniona.
Gdy jakiś czas temu miałem okazję rozmawiać z Tomkiem Lesickim, przyznał on, że w końcu pogodził się z kwiatami. W skomponowanych przez niego olejkach nie były one bowiem obecne. Jednak to właśnie wokół nich zbudowane jest serce jego kolońskiej. A w zasadzie nie nich, a jej. W środkowej fazie perfum Musth pojawia się bowiem róża. Królowa kwiatów. I to ona nieco łagodzi początkowy wydźwięk Baltycki Cologne. Zestawiono ją zaś z innym klasycznym składnikiem wielu męskich perfum, jakim jest lawenda. Ona z kolei dobrze wpisuje się w ostrzejszy klimat kompozycji. Jest cierpka i wytrawna. Do tego nieco chłodna. Ale nie pościelowa. Ani specjalnie intensywna. Zalicza się raczej do bohaterów drugoplanowych. W sercu recenzowanych perfum wyczuwam też coś jeszcze. Coś, co z braku lepszego określenia nazwę sygnaturą Musth. Jakiś charakterystyczny akord, który pojawia się także w olejkach gdańskiej marki. Nie wiem jednak jakie jest jego źródło. Za to baza to już królestwo drzew. A jej trzon stanowią cedr i sandałowiec. Co zaskakujące, ja jednak wyczuwam tu przede wszystkim sosnę. Choć w oficjalnym składzie nut ona nie figuruje. Ostatnia faza Baltycki Cologne ma w sobie jednak coś terpentynowo-zielonego. Albo zielono-terpentynowego. Jak powąchacie, będziecie wiedzieć, co mam na myśli. To za sprawą tej właśnie nuty przenosimy się nad brzeg Bałtyku. Skraj jego plaży porośnięty jest lasem.
Przekonajmy się teraz czy Tomek Lesicki zadbał też o parametry użytkowe swojego dzieła. Na początek przyjrzyjmy się jego projekcji. Moim zdaniem jest ona całkiem niezła. Aromat Baltycki Cologne da się wyczuć nie tylko na skórze, ale i w przestrzeni wokół użytkownika. Nie ma za to ryzyka przedawkowania. Nawet przy obfitszej aplikacji zapach nie jest agresywny i nie porazi naszych receptorów węchowych. Do tego dochodzi zaś nie najgorsza trwałość. Kompozycja utrzymuje się na ciele przez 5-6 godzin, co w przypadku wody kolońskiej uznaję za wystarczające.
To jeszcze kilka słów o flakonie perfum Musth. Posiada on elegancki i minimalistyczny design. Buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła przez które widzimy podobnie transparentną ciecz. Jeśli zaś przyjrzymy się etykiecie, to oprócz znajdujących się tam nazwy zapachu oraz logo marki, odnajdziemy na niej również złote obramowania. Przy czym dolne przybiera kształt morskich fal. W tym miejscu chciałbym też odnieść się do faktu, że nazwa kompozycji to Baltycki a nie Bałtycki. W rozmowie ze mną Tomek przyznał, że zależało mu na połączeniu polskiego/pomorskiego rodowodu perfum z międzynarodowym brandingiem. Szczególnie, że Bałtyk nie należy przecież tylko do Polski. I swoim wzorem flakon Baltycki Cologne na pewno nie ustępuje zagranicznym kompozycjom. Choć końcowy efekt psuje nieco zatyczka. Osobiście postawiłbym chyba na coś bardziej w klimacie Atelier Cologne.
Pierwsze koty za płoty. Mimo iż Baltycki Cologne nie wzbudziły mojego zachwytu, to jednak dopatrzyłem się w nich kilku pozytywów. Podoba mi się cierpki klimat, w którym utrzymane są te perfumy. Lubię tak wytrawne kompozycje. A przecież sam zapach jest w zadzie dość lekki. Posiada niezobowiązujący charakter. Jednak za sprawą grejpfruta już od początku nie można mieć wątpliwości, że dedykowany jest mężczyznom. Mam jednak dwa problemy w tymi perfumami. Po pierwsze wydają mi się mało morskie. Spodziewałem się chyba czegoś bardziej ozonowego. Nie jest to jednak duży mankament, bowiem na Agar i Piżmo już nie raz pojawiały się zapachy, których nazwa wskazywała na zgoła odmienną od rzeczywistości nutę przewodnią. Nieco większym zarzutem są według mnie spirytusowe niuanse, które raz po raz wychodzą na powierzchnie. Za ich sprawą całość wydaje się też bardziej syntetyczna. Mam jednak nadzieję, że z czasem Tomek udoskonali swój warsztat. W Baltycki Cologne czuć bowiem pomysł, trochę zabrakło jedynie dobrego wykończenia.
Baltycki Cologne
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Drzewne.
Autor: Tomasz Lesicki.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia: -
Perfumy Musth - Baltycki Cologne nabyć można online klikając w poniższy link:
https://www.musth.pl/kolekcja/produkty/baltycki-cologne-woda-kolonska
Dodatkowo, mam dla Was małą niespodziankę. Jeśli niniejszą recenzja wzbudziła Wasze zainteresowanie, to na hasło AGAR otrzymacie 10% rabatu na zakup Baltycki Cologne. Radzę się jednak spieszyć ;)