Orris Tattoo – 50 twarzy irysa
Dzięki perfumerii Arcadia na bloga powracają dziś perfumy Parle Moi de Parfum. Tym razem miałem jednak możliwość samodzielnie zdecydować, który zapach chciałbym przetestować. A mój wybór natychmiast padł na Orris Tattoo. Irysowy aromat zalicza się do moich ulubionych i byłem naprawdę ciekaw w jaki sposób w swoim dziele przedstawił go Michel Almairac. Szczególnie, że oficjalna strona francuskiej marki określa tę kompozycję mianem hołdu oddanemu irysowi. A także uniwersalnego symbolu i niewidzialnego tatuażu, dającego opór upływowi czasu. Zaznacza też, że głównym punktem skupienia jest tu korzeń tytułowej rośliny. I mam nadzieję, że jesteście już choć trochę tak podekscytowani jak ja.
Pierwszy kontakt z Orris Tattoo wywołał na mojej skórze lekki dreszcz. Korzeń irysa króluje tu już od samego początku. W pierwszej fazie zapachu jest on wyraźnie marchwiowy. Ziemisty. Taki jak lubię. Do tego niesie ze sobą zauważalny ładunek chłodu. Otwarcie kompozycji jest raczej wytrawne i wzbudza zainteresowanie. Odnajduję w nim także pewne zielone akcenty. W tym miejscu warto wspomnieć, że zarówno fragrantica i basenotes nie wskazują, aby w składzie recenzowanych dziś perfum pojawiały się jakiekolwiek inne nuty niż wspomniany irys. Moim zdaniem w głowie obecna jest też jednak figa. I to ona odpowiada za pojawienie się wspomnianych zielonych niuansów. Nadaje też całości nieco bardziej kremowego charakteru. A efekt ten uwypukli się jeszcze w sercu Orris Tattoo.
Jak już wspomniałem, kompozycja Parle Moi de Parfum to przede wszystkim irys. Sposób, w jaki Alamirac’owi udało się go tu przedstawić zasługuje jednak na wyróżnienie. Oglądamy go bowiem w kilku różnych odsłonach. W środkowej fazie zapachu przybiera on cieplejszego i bardziej kwiatowego wymiaru. W pewnym momencie wydaje się nawet lekko pudrowy. Nie skręca jednak zanadto w kobiecą stronę. A utrzymać balans pomaga mu liść fiołka. Choć jego aromat nie jest tu ewidentny, to jednak daje się zauważyć. Płynnie kontynuuje także zielony wątek zapoczątkowany w głowie Orris Tattoo. Sam irys wydał mi się natomiast bardziej maślany. To chyba ta kremowość, o której wspominałem w kontekście figi. Choć nie wykluczyłbym, że na późniejszym etapie tych perfum pojawia się też drewno sandałowe. Szczególnie w bazie wyczuć można pewne drzewne tony. Nie mogło również zabraknąć wątku skórzanego. Choć w dziele Almairac’a jest on raczej stonowany. Niemniej, całość staje się bardziej cielesna. Zmysłowa. A po klimacie otwarcia nie pozostaje już nawet ślad. Jeśli nie liczyć wciąż obecnego tu irysa oczywiście. Przy pomocy piżma w końcówce podkreślono jego czystą i jakby mydlaną stronę. Choć piżmowa słodycz stanowi jednocześnie przedłużenie kwiatowej, obecnej w sercu kompozycji.
Zobaczmy teraz jak Orris Tattoo wypada pod kątem walorów użytkowych. Niestety, tutaj o zachwytach nie ma już mowy. Choć do rozczarowania też na szczęście daleko. Zapach prezentuje bowiem zupełnie przeciętnie. Stworzone przez Michel’a Almairac’a perfumy posiadają umiarkowaną moc. Choć czuję je na sobie, to jednak czasami wymaga to ode mnie nieco większego skupienia. A i dla otoczenia nie są one ewidentne. Posiadają za to całkiem przyzwoitą trwałość. W przypadku mojej skóry wynosiła ona około 6-7 godzin. Należy przy tym pamiętać, że mamy tu do czynienia w wodą perfumowaną.
A co można powiedzieć o flakonie opisywanego dziś zapachu? Przede wszystkim, że swoim wzorem nie różni się on od reszty kolekcji Parle Moi de Parfum. Tak więc, widzimy tu walcowatą butelkę z przeźroczystego szkła. Znaczną jej część pokrywa biała etykieta. Na jej froncie odnaleźć zaś można markę oraz logo producenta. A także informację, że perfumy te powstały częściowo w Paryżu, a częściowo w Grasse. Oznaczenie samej kompozycji znajdziemy zaś nieco niżej, wypisane na czarnym pasku u podstawy flakonu. Końcowego efektu dopełnia natomiast czarna zatyczka.
Orris Tattoo to perfumy bardzo w moim klimacie. Są niezwykle zmienne. Z początku chłodne i eleganckie, z czasem słodsze i bardziej zmysłowe. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się takiego podejścia do irysowego tematu. Michel Almairac naprawdę mnie zaskoczył. I bardzo się cieszę, że tak się stało. Jednocześnie, stworzony przez Francuza zapach wydał mi się na swój sposób szary. Mimo obecnej w otwarciu zieleni, kojarzy mi się z pochmurnym porankiem. Takim tuż przed wschodem słońca. Kiedy to już się obudziliśmy, ale nie mamy jeszcze ochoty wychodzić z łóżka. Ciekawe, jak to perfumy potrafią czasem wywołać w wyobraźni zupełnie abstrakcyjne obrazy. Ale też chyba właśnie o to w tej sztuce chodzi. I dla mnie Orris Tattoo jest naprawdę doskonałym przykładem, jak zapach może oddziaływać na naszą percepcję.
Orris Tattoo
Główna nuta: Irys.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 2018.
Moja opinia: Polecam. (6/7)
Perfumy Parle Moi de Parfum – Orris Tattoo kupić można online w perfumerii Arcadia:
https://www.perfumeria-arcadia.pl/orris-tattoo-29-parle-moi-de-parfum