L’Homme – z niczego coś
W związku z pozytywnymi odczuciami, jakie wywołały we mnie testy Rochas Man, postanowiłem sięgnąć po jeszcze jedne perfumy francuskiej marki. Tym razem mój wybór padł zaś na L’Homme. Jest to zapach powstały w 2020 roku za sprawą Bruno Jovanovic’ia. I tak się składa, że choć Francuz jest postacią bardzo dobrze znaną w swoim środowisku, to jednak ja pierwszy raz mam okazję testować jakąkolwiek ze stworzonych przez niego kompozycji. Samo pachnidło przedstawiane jest natomiast jako męskie, ale z nutką czegoś niespodziewanego. Co od razu wzbudziło moją ciekawość. Do tego perfumy te opisywane są jako niezależne, nowoczesne i bardzo paryskie. Sprawdźmy zatem czy naprawdę tak jest.
Samo otwarcie kompozycji nie jest specjalnie intrygujące. Mimo, iż jego kluczowym elementem jest, rzadko spotykana w perfumach, czerwona pomarańcza. Mniej słodka niż jej klasyczna odmiana, wnosi do zapachu wrażenie świeżości i soczystości. Przy czym to drugie podbudowane zostało jeszcze za pomocą ananasa. Głowa L’Homme nie jest jednak wcale aż tak silnie owocowa, jak mogłoby się wydawać. Jest w niej bowiem również trochę przyprawowej pikanterii. Wprowadzonej za sprawą kardamonu. Dzięki niemu pierwsza faza opisywanych perfum buduje klimat, który określiłbym jako połączenie cytrusowej rześkości z subtelną owocową słodyczą i ostrzejszą nutką czegoś jakby korzennego. Przez co udaje się uniknąć banału.
W miarę jak mijają kolejne minuty, dzieło Rochas nabiera wyrazistości. Jego aromat staje się ostrzejszy. A przez to również bardziej męski. W sercu nie odnajdziemy już słodyczy. Jest za to wytrawna nuta jagód jałowca. Która tutaj silnie kojarzyć się może z ginem. Dominuje ona środkową fazę zapachu, nadając jej bardziej surowego i drzewnego charakteru. W męski klimat L’Homme wpisuje się jednak i geranium. Jego cierpki, cytrusowo-ziołowy aromat buduje pomost między pierwszym a drugim etapem stworzonej przez Jovanovic’ia kompozycji. A skoro już o ziołach mowa… W sercu recenzowanych perfum pojawia się również bazylia. Która dokłada swoje co nieco do ich ostrzejszej strony. Różnica pomiędzy pierwszą a drugą fazą zapachu jest zatem dość wyraźna. Samo przejście wydaje mi się jednak dość płynne. Opisana zmiana nie wywołuje we mnie dysonansu. Podobnie zresztą jak i wejście w bazę prezentowanego dziś pachnidła. W której najważniejszą rolę odgrywa bób tonka. Jego obecność znacząco wpływa na transformację L’Homme. Całość staje się ciepła i silnie zmysłowa. Przy czym sposób, w jaki przedstawiono to wrażenie naprawdę mi się podoba. Sprawia, że mam ochotę raz po raz przytulić nos do wyperfumowanego dziełem Rochas nadgarstka. Bruno Jovanovic ponownie umiejętnie zarządził poziomem słodyczy, tak iż końcówka jest kremowa i otulająca, nie powoduje natomiast bólu zębów. Do czego być może przyczyniają się również obecne w ostatniej fazie tej kompozycji paczula i mech dębowy.
Sprawdźmy teraz jak opisywane dziś perfumy prezentują się pod kątem swoich parametrów użytkowych. Przy okazji wykonywanych przeze mnie testów okazało się, że ich projekcja nie jest specjalnie wyraźna. Określiłbym ją jako w normie lub nawet odrobinę poniżej. Zapach posiada jednak bardzo dobrą trwałość. Mimo, iż L’Homme ma postać wody toaletowej, to na mojej skórze utrzymuje się przez 10 do 12 godzin. Co pozwala cieszyć się jego aromatem przez przeważającą część dnia.
Chciałbym też krótko wspomnieć o flakonie, w którym dystrybuowane jest dzieło Rochas. A ten, choć prosty, wydaje się przyciągać spojrzenia. Wykonany jest z granatowego szkła, które podkreśla męski charakter kompozycji. Jednocześnie, przypominające prążki karbowania sprawiają, że nabiera on bardziej intrygującego wyglądu. W jego centralnym punkcie umieszczono zaś, zastępującą etykietę, srebrną, metalową blaszkę, na której wypisano nazwę oraz markę zapachu. Tej samej barwy jest również masywna zatyczka. Oraz podstawa atomizera. Klasyczne połączenie granatu i srebra daje zaś naprawdę dobry efekt, dzięki czemu opisywana buteleczka naprawdę może się podobać.
Choć L’Homme nie są perfumami specjalnie oryginalnymi, to jednak zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie. Kompozycja bardzo płynnie przechodzi od jednego etapu do kolejnego, dając nam przy tym spore poczucie komfortu. Szczególnie jej baza, mimo, iż dość generyczna, naprawdę przypadła mi do gustu. Zawarto w niej ładunek orientalnej sensualności. Która w połączeniu z wyraźnie męskim charakterem zapachu wzmacnia nasze poczucie pewności siebie. Trudno mi natomiast odnaleźć tu coś szczególnie paryskiego. Lub zaskakującego. Co nie zmienia faktu, że w moim odczuciu L’Homme to naprawdę dobre i uniwersalne męskie pachnidło. Zwłaszcza, jeśli weźmie się jeszcze pod uwagę jego cenę.
L’Homme
Główna nuta: Przyprawy, Zioła.
Autor: Bruno Jovanovic.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia: Polecam. (6/7)