The Different Company – inna niż wszystkie?
Czasem perfumiarze, zmęczeni pracą dla wielkich koncernów, decydują się na założenie własnych firm, pod których szyldem mogą komponować co tylko im przejdzie do głowy. Tak zrobili miedzy innymi Michel Almairac (Parle Moi de Parfum), Alberto Morillas (Mizensir) czy Jean-Claude Ellena. I to właśnie marce stworzonej przez tego ostatniego poświęcony jest dzisiejszy wpis. Jednak, co ciekawe, obecnie jej właścicielem jest zupełnie kto inny. Już teraz warto także zwrócić uwagę na fakt, że The Different Company określa samą siebie jako pierwszą w pełni niezależną markę perfum. Po szczegóły zapraszam jednak do lektury dalszej części niniejszego tekstu.
W odróżnieniu od wielu opisywanych przeze mnie do tej pory firm, historia The Different Company nie jest zbyt bogata. Jej korzenie sięgają roku 2000. Wtedy to Jean-Claude Ellena wspólnie z Thierry’m de Baschmakoff’em – słynnym projektantem flakonów, zdecydowali się dać początek czemuś nowemu. I tak, jak w modzie mamy do czynienia z haute couture, tak dzieła tworzone przez TDC wpisywać się miały we współczesne haute parfumerie. Nieskrępowane oczekiwaniami masowej klienteli, oferowane zapachy mogły mieć czysto artystyczny charakter. Dążyć do pokazania czym naprawdę powinny być perfumy. Widać to choćby po premierowych kompozycjach marki, takich jak Rose Poivrée czy Osmanthus. I te ideały nie zmieniły się, mimo zmian w zarządzie i strukturze właścicielskiej firmy. W 2004 roku Jean-Claude Ellena otrzymał bowiem propozycję objęcia fotela naczelnego perfumiarza w domu mody Hermès. Choć nie znam szczegółów, to jednak domyślam się, że to potencjalny konflikt interesów zmusił go do rezygnacji z pracy w The Different Company. I tak jej właścicielem stał się Luc Gabriel. Dziedzictwo Elleny nie przeminęło jednak wraz z nim, do współpracy zaproszona została bowiem jego córka – Céline. Odpowiada ona między innymi za stworzenie niezwykle popularnych Sel de Vétiver. Wraz z upływem czasu dla TDC komponować zaczęli też inni twórcy. Np. Bertrand Duchaufour, Émilie Coppermann (kolońsk linia L’Esprit Cologne) czy Christine Nagel. Wszyscy oni przyczynili się do dalszego rozwoju marki, tworząc jednak w zgodzie z jej DNA. Obecnie w ofercie znaleźć zaś można ponad trzydzieści pachnideł, dostępnych zarówno online jak i w stacjonarnych butikach.
Znakiem rozpoznawczym oferowanych przez The Different Company perfum jest ich budowa wokół jednego, przewodniego składnika. Choć nie są to kompozycje ściśle soliflore, to jednak wybrana pojedyncza nuta zostaje w nich uwypuklona i wzbogacona o elementy podkreślające jej unikalny aromat. Jako dobry przykład takiego podejścia przytoczyć mogę choćby recenzowane przeze mnie Bergamote z 2003. Ważne jest jednak coś jeszcze. W jednym z wywiadów Luc Gabriel zwrócił uwagę na charakterystyczne dla francuskiej marki dążenie do równowagi. Jego zdaniem w dzisiejszych czasach większość firm oferuje albo kompozycje bezpieczne, mające trafić w gusta jak największej ilości osób albo szokujące, nastawione na efekt wow! i zaprezentowanie czegoś do tej pory nieznanego. Jakiejś totalnej nowości. Tymczasem kluczem do sukcesu jest znalezienie balansu między wymienionymi biegunami. A także nie uleganie trendom. I faktycznie, spora część oferowanych kompozycji jest naprawdę unikatowa, tak jak wspomniany już Osmanthus czy Oud for Love autorstwa Duchaufour’a. To, czy się komuś podobają to już rzecz drugorzędna. Osobiście, mogę jednak zdradzić, że mam w planach recenzję jeszcze przynajmniej kilku zapachów.