Uwaga, klasyk! – Green Irish Tweed
Dziś na blogu perfumy, które od dawna pragnąłem poznać. Green Irish Tweed od Creed. O kompozycji tej słyszałem wiele dobrego. Choć najwięcej mówi się o niej w kontekście jej plagiatu, za który niektórzy uważają Davidoff – Cool Water. Już w tym miejscu chciałbym jednak zaznaczyć, że osobiście nie uważam obu zapachów za identyczne. A wracając do dzieła Olivier’a Creeda i Pierre’a Bourdon’a warto by jeszcze zwrócić uwagę na fakt, że powstało ono z myślą o Carry’m Grant’cie. A więc ówczesnej (premiera Green Irish Tweed miała miejsce w 1985 roku) ikonie męskiego stylu. Ale czy same perfumy Creed’a również zasługują na miano ikonicznych? Sprawdźmy.
Początek zapachu nie wywołał u mnie spodziewanego zachwytu. Jest świeży, zielony i cytrusowy. Ale nie ma w nim jakiegoś niezwykłego orzeźwienia. Jest za to dość wyraźna werbena cytrynowa. I to ona odpowiada za obecne w głowie kompozycji cytrusowe akcenty. Jednocześnie w Green Irish Tweed jest również coś trawiastego. I chłodnego. Na tym etapie perfumy te kojarzyć się mogą trochę z potokiem płynącym przez zielone irlandzkie wzgórza. Tylko tytułowego tweedu póki co nie widać. Niemniej, już teraz łatwo zdać sobie sprawę z raczej eleganckiego charakteru dzieła Creed’a. To pierwsza z różnic jakie dostrzegam między nim a Cool Water. Zapach Davidoff ma bowiem dla mnie bardziej morsko-sportowy klimat. Green Irish Tweed wydaje mi się za to bardziej mszysty. I subtelniejszy.
Środkowy etap kompozycji to królestwo fiołka. Olivier Creed i Pierre Bourdon podkreślili tu kilka jego aspektów. Zielony aromat jego liści płynnie pomaga przejść od fazy głowy do serca. Dodaje też perfumom męskości i wyrazistości. Podtrzymana została także świeżość zapachu. Nie jestem pewien czy to, co teraz napiszę ma sens, ale postrzegam świeżość Green Irish Tweed jako bardzo wyrafinowaną. I na swój sposób nieoczywistą. Choć stosunkowo łatwo ją zauważyć, to ciężko powiedzieć z czego tak naprawdę wynika. Ten efekt bardzo mi się jednak podoba. Jednocześnie, poprzez sparowanie fiołka z irysem udało się osiągnąć jeszcze jedno olfaktoryczne wrażenie. Mianowicie, naprawdę wyczuwam tu coś na kształt tweedu. Czy może raczej zamszu, jeśli mam być zupełnie szczery. Jakiś lekko-skórzany cień. Sam irys też jest tu z resztą dość prominentny. Chłodny i elegancki, ale niezbyt ziemisty ani marchwiowy. I choć osobiście wolę go w bardziej intensywnej i naturalistycznej odsłonie, to muszę przyznać, że w formie, w jakiej go tu przedstawiono, świetnie pasuje do całości kompozycji. Chyba najlepszą częścią zapachu jest jednak jego baza. Jest drzewna i wyraźnie nawiązuje do rodziny fougère. Za sprawą sandałowca jest jednak jakby miękka. Natomiast obecność szarej ambry dodaje jej wyrazu. A subtelne piżmowe niuanse urody. Co ważne, mimo łagodniejszego charakteru, końcówka Green Irish Tweed pozostaje bezsprzecznie męska.
Jeśli chodzi o walory użytkowe to stworzone przez Creed’a i Bourdon’a perfumy prezentują się dwojako. Nie posiadają bowiem zbyt silnej projekcji. Zapach jest raczej delikatny. Aby poczuć go wyraźniej należy znacznie przysunąć się do noszącej go osoby. Kompozycja nadrabia jednak bardzo dobrą trwałością. 8 godzin to minimum przez jakie utrzymywała się na mojej skórze. A czas ten dochodził nawet do 10. Należy jednak pamiętać, że Green Irish Tweed występuje pod postacią wody perfumowanej.
A teraz o flakonie. Dla mnie to tragedia. Nie rozumiem jak ktoś mógł wpaść na pomysł, aby zamknąć perfumy o takim charakterze jak recenzowane, w jednolicie czarnej butelce. Moim zdaniem nie pasuje ona do nich ani trochę. Co więcej, same w sobie też jest po prostu brzydka. I nieczytelna. Wyciśnięte na przedzie logo i nazwa CREED są jeszcze w miarę wyraźne, ale aby odczytać pozostałe napisy trzeba się trochę wysilić. Jedynie złote zdobienie zatyczki trochę bardziej się tu wyróżnia. Reszta to dla mnie zwykły czarny kloc. Patrząc na taki wzór flakonu rozumiem czemu te perfumy nie zrobiły kariery na miarę Cool Water. Choć cena też zapewne nie jest tu bez znaczenia. Niemniej, widząc ją na półce perfumerii raczej nie chciałbym sięgnąć po tę butelkę.
Muszę przyznać, że początkowo chciałem ocenić Green Irish Tweed niżej niż to ostatecznie zrobiłem. I dopiero dłuższe obcowanie z tymi perfumami pozwoliło mi w pełni docenić ich piękno. W tym miejscu wypada jednak dodać, że ze względu na obostrzenia IFRA kompozycja Creed’a została przeformułowana. W efekcie utraciła część swojego pierwotnego charakteru. Może stąd mało atrakcyjne otwarcie? Bez względu na wszystko, Green Irish Tweed pozostają jednak bardzo dobrymi perfumami. Męskimi i eleganckimi. Do tego rześkimi i pociągającymi. Czuć także głębie tego zapachu. A dodatkowo wzbudza on zainteresowanie płci pięknej. A o lepszą rekomendację chyba ciężko.
Green Irish Tweed
Główne nuty: Cytrusy, Fiołek.
Autor: Olivier Creed, Pierre Bourdon.
Rok produkcji: 1985.
Moja opinia: Polecam. (6/7)