Uwaga, klasyk! – Zino
Davidoff raczej nie kojarzy mi się z perfumami z najwyższej półki. A jednak szwajcarska marka ma w swoim portfolio aż dwa wielkie klasyki. Recenzowane przeze mnie już dość dawno temu Cool Water oraz bohatera dzisiejszej recenzji. Czyli Zino. Choć w zasadzie powinienem odwrócić kolejność, bo to opisywany dziś zapach jest chronologicznie o dwa lata starszy od dzieła Pierre’a Bourdon’a. Powstał bowiem w 1986 roku. Jego autorem jest zaś sam Michel Almairac. Nazwany na cześć założyciela marki, Zino określany jest jako kompozycja niezwykle męska, a zarazem elegancka. Z ciekawością sięgnąłem zatem po próbkę.
Już samo otwarcie wskazuje na silnie samczy charakter recenzowanych perfum. Początek jest wytrawny i natychmiastowo zwraca uwagę. Dominują w nim lawenda i palisander. W efekcie głowa Zino wydaje się dość sucha i pylista. Do tego raczej ciemna, ale nie ciężka. Jest w niej jakaś świeżość. A także odrobina zieleni. Być może jest to zasługa obecnej na tym etapie zapachu bergamotki. Nadaje ona kompozycji Davidoff werwy, choć jej aromat nie utrzymuje się tu zbyt długo. Deklarowanej elegancji głowie stworzonych przez Almairac’a perfum przydają natomiast szałwia muszkatołowa oraz wspomniana już lawenda. Za ich sprawą postrzegam otwarcie Zino jako przyjemnie ziołowe. I to mimo wyraźnie drzewnych tonów bijących od tego zapachu. Już teraz muszę też wspomnieć o jeszcze jednej nucie, która wywiera niebagatelny wpływ na klimat kompozycji. Choć oficjalnie paczula stanowi nutę bazy jej ziemisto-apteczny aromat stanowi oś, wokół której zbudowane jest całe dzieło Davidoff. Więcej uwagi poświęcę jej jednak w kolejnym paragrafie.
Dość zaskakująco, serce Zino jest dużo bardziej przystępne niż jego głowa. A dzieje się tak za sprawą obecnych w nim kwiatów. Przede wszystkim geranium oraz róży, która kontynuuje tu słodszy wątek zapoczątkowany przez palisandra. Natomiast to pierwsze po części wpisuje się w zielono-ziołowy akord otwarcia kompozycji. Ponadto, znajdziemy tu także jaśmin i konwalię. Zebrane razem, kwiaty odpowiadają za ocieplenie zapachu. Częściowo łagodzą też jego surowe oblicze. Za które odpowiedzialna jest przede wszystkim zaanonsowana już przez mnie paczula. Jej gorzki, nieco zatęchły i jakby piwniczny aromat definiuje charakter Zino. Przy czym roślina ta pachnie tu naprawdę wielowymiarowo. A do tego naturalnie. Momentami drzewna, momentami ziołowa, a czasami skórzana, podkreśla męski charakter recenzowanych perfum. Nadaje im wyrazistości. Należy jednak pamiętać, że nasz bohater nie jest kompozycją paczulową, ale misternie skomponowanym pachnidłem z pogranicza szypru i fougère. W jego bazie pojawiają się zaś jeszcze nadające mu subtelności drewno sandałowe, tonka i wanilia. A także podkreślające drzewną stronę dzieła Michel’a Almairac’a cedr i ambra.
Sprawdźmy teraz jak prezentują się parametry użytkowe Zino. Według mnie projekcja zapachu jest całkiem wyraźna. Czuć go zarówno na skórze jak i w przestrzeni wokół użytkownika. Choć do największych mocarzy lat 80’ trochę mu jeszcze brakuje. Ale i tak jest dobrze. Tylko nieco słabiej prezentuje się natomiast trwałość kompozycji. A wynosi ona około 6-7 godzin. Przynajmniej w moim wypadku. Pamiętać jednak należy, że dzieło Davidoff występuje pod postacią wody toaletowej. Z tego względu nie widzę powodów by skarżyć się na czas, przez jaki utrzymuje się na ciele.
Chciałbym też jeszcze krótko scharakteryzować flakon recenzowanych perfum. A ten w moim odczuciu zwraca uwagę. A zwłaszcza jego wykonany z czarnego szkła zbiorniczek. Kojarzy mi się trochę ze starannie oszlifowanym kawałkiem obsydianu. Wygląda męsko i elegancko zarazem. A więc idealnie pasuje do charakteru zamkniętej w jego wnętrzu cieczy. Szyku dodają mu też wypisane złotą czcionką nazwa zapachu oraz jego marka. W górnej części frontowej ścianki widać także informację o stężeniu kompozycji. Natomiast zatyczka ma kształt walca i również jest złota. Choć wydaje mi się, że to nieco inny odcień niż ten użyty do pokolorowania liter. Nie zmienia to jednak faktu, że w moim odczuciu całość wygląda naprawdę dobrze.
Zastanawiam się od czego zacząć podsumowanie dzisiejszej recenzji. Zino to bowiem kompozycja dość specyficzna. Bezdyskusyjnie męska. A do tego mocno zróżnicowana, mimo dominującego wątku paczulowego. Na plus zaliczam także brak wyraźnych retro konotacji. Choć zapach powstał 35 lat temu, wcale nie pachnie staroświecko. A mimo to z jakiegoś względu te perfumy nie do końca mnie do siebie przekonały. Być może wpływ na taki stan rzeczy miały użyte do budowy ich bazy drzewne syntetyki. Końcówce brakuje bowiem naturalności. A może po prostu nie lubię kompozycji, które aż tak epatują testosteronem? Trudno mi powiedzieć. Jestem jednak pewien, że Zino to jeden z tych zapachów, które każdy miłośnik perfum znać powinien.
Zino
Główne nuty: Paczula, Nuty Drzewne.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 1986.
Moja opinia: Warto poznać (5/7).