Givenchy pour Homme – anonimowy gentleman
Dziś na blogu recenzja Givenchy pour Homme. Perfum mających premierę w 2002 roku i dość zaskakująco reklamowanych hasłem… The Gentleman is back! Ale z którymkolwiek zapachem z linii Gentelman kompozycja ta ma według mnie niewiele wspólnego. Niemniej, udało jej się wywalczyć mocną pozycję na rynku i od ponad piętnastu lat nie znika z półek sieciowych perfumerii. A to już coś. Czym zatem jej autorzy - Alberto Morillas i Elias Ermenedis - podbili serca tysięcy mężczyzn na całym świecie? Odpowiedzi na to pytanie poszukam w niniejszym wpisie.
Givenchy pour Homme posiada charakterystyczny, intensywnie cytrusowy początek. Jest on ostry i nieco detergentowy. Na pierwszy plan wybija się w nim gorzka nuta grejpfruta. Owocowa strona tych perfum dodatkowo wzmocniona jest zaś poprzez obecność mandarynki. Zauważalnie osładza ona otwarcie kompozycji. Jej aromat będzie nam zresztą towarzyszył jeszcze przez pewien czas po tym jak przeminą nuty głowy. Natomiast aby dodać pierwszej fazie swojego dzieła bardziej męskiego charakteru Morillas i Ermenedis sięgnęli po zapach fiołka. Lekko cierpki i zielony, dobrze komponuje się ze wspomnianym już grejpfrutem. Dodatkowo, otwarcie Givenchy pour Homme wzbogacone zostało jeszcze o aromat kolendry. I to, co czujemy na początkowym etapie kompozycji może się podobać. Później nie jest już jednak aż tak dobrze.
W miarę upływu czasu perfumy Givenchy tracą na uroku. A sam zapach na chwilę przybiera bardziej ziołowe oblicze. To efekt obecności lawendy w sercu Givenchy pour Homme. Jej dominacja nie trwa jednak długo. Powracają bowiem słodsze owocowe akcenty, wzbogacone aromatem przypraw. W szczególności kolendry. Recenzowana kompozycje nie przechyla się jednak zanadto w kierunku Orientu. Pozostaje w bezpiecznych rejonach znanych z setek innych męskich pachnideł. I nie zmienia tego ani pojawiająca się na tym etapie wetyweria ani subtelne kwiatowe niuanse. W swojej środkowej fazie dzieło Alberto Morillas’a i Elias’a Ermenedis’a jest więc wyjątkowo niecharakterystyczne. Lekko słodkie a lekko drzewne, nie wyróżnia się zanadto na tle licznej konkurencji. Nieco ciekawiej robi się dopiero w bazie. Pojawia się tu bardzo lubiana przeze mnie nuta drewna cedrowego. Niestety, jest ona dość słabowita. Podobnie zresztą jak cały recenzowany dziś zapach, może z wyjątkiem samego otwarcia. Aby wyczuć tu cedr trzeba się naprawdę skupić. A wtedy tuż obok niego trafimy też na trop labdanum. Jego miodowo-skórzany aromat stanowi jednak tylko namiastkę tego, co odnaleźć można w innych kompozycjach z tym składnikiem w formule. Labdanum jest tu stonowane i nieinwazyjne. Brakuje mu pazura. Wkomponowuje się w ogólny klimat kompozycji. Dla niektórych stanowić to może zaletę. Givenchy pour Homme jest bowiem dość spójny i zgrabnie złożony. Wszystkie jego elementy pozostają w równowadze.
Przekonajmy się teraz jak prezentowany dziś zapach prezentuje się pod kątem walorów użytkowych. W poprzednim akapicie wspomniałem już o jego słabowitości. I rzeczywiście, projekcja tych perfum jest naprawdę nikła. Jedynie z początku nieco silniej wybijają się one ze skóry. Potem jednak trzeba się już naprawdę wysilić, by wyczuć je na sobie. Trochę lepiej jest za to z trwałością kompozycji. Na mojej skórze Givenchy pour Homme utrzymywał się przez 6-7 godzin. To całkiem przyzwoity wynik jak na wodę toaletową.
To, co niewątpliwie zwraca uwagę w przypadku dzieła Givenchy to jego flakon. Zaprojektowany przez argentyńskiego rzeźbiarza i projektanta Pablo Reinoso, jest naprawdę charakterystyczny. Podkreślać ma indywidualność (a więc to, czego zawartym w nim perfumom trochę brakuje). Połączenie szkła i metalu budować ma natomiast poczucie męskości. Ocenę, czy faktycznie tak się dzieję pozostawiam już Wam. Opływowy kształt buteleczki robi jednak pozytywne wrażenie. Podoba mi się także bordowa barwa obudowy. Według mnie ten kolor ma w sobie coś eleganckiego i szlachetnego. Przyjemnie kontrastuje też z przeźroczystą podstawą. Moim zdaniem to naprawdę udany projekt.
Przeglądając internetowa fora zauważyłem, że recenzowany dziś zapach ma dużo zwolenników, ale i silnych krytyków. Dość zaskakująco, ja nie potrafię opowiedzieć się po żadnej z tych stron. Dla mnie Givenchy pour Homme jest zwyczajnie średni. Ani dobry, ani zły. Te perfumy są trochę jak sympatyczny gentleman, którego spotkaliśmy na jakimś przyjęciu. Miło nam się z nim rozmawiało, ale kilka dni później nie pamiętamy już nawet jak miał na imię. Podobnie jest z dziełem Morillas’a i Ermenedis’a. Na tle konkurencji nie wyróżnia się niczym szczególnym. Można bezpiecznie nosić je zarówno do pracy jak i spotkanie towarzyskie. Emocji raczej nie wzbudzi.
Givenchy pour Homme
Główne nuty: Cytrusy, Nuty Drzewne.
Autor: Alberto Morillas i Elias Ermenedis.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia: Może być. (4/7)