Prezent dla niej – Rush
Dziś powracam do Was z wpisem z cyklu Prezent dla niej. Tym razem bohaterem są zaś perfumy marki Gucci zatytułowane Rush. Przy czym nazwa nie jest tu przypadkowa. Odnosi się bowiem do popularnego w USA w latach 80’ XX wieku środka stymulującego i wywołującego euforię. Kontrowersyjne, ale pod pewnymi względami pasuje. Za stworzenie tej, datowanej na 1999 rok, kompozycji odpowiedzialny jest natomiast sam Michel Almairac. Jednocześnie, abstrahując od nazwy, zapach inspirowany jest miłością od pierwszego wejrzenia. Żywiołową i nie do odparcia. Przekonajmy się zatem czym pachnie dzieło Gucci.
Moim zdaniem Rush rozpoczyna się naprawdę przyjemnie. Kwiatowo-owocowo. Przy czym na pierwszy plan wybija się tu słodki aromat gardenii. Której wtóruje frezja. A mimo to nie uważam otwarcia recenzowanych perfum za ciężkie. Owszem, jest w nim pewna zawiesistość, a także odrobina drapieżności, ale całość nie przytłacza. Jest za to jakby świetlista. Przestrzenna. Do czego po części przyczyniać się może obecna w głowie kolendra. Zastępuje ona cytrusy i nadaje kompozycji nieco więcej rześkości. To jednak nie jedyny owocowy akcent, jaki tu odnajdziemy. W pierwszej fazie zapachu pojawia się też bowiem brzoskwinia. Jej słodycz dobrze komponuje się z białokwiatowym aromatem gardenii i frezji. Jednocześnie, za jej sprawą Rush wydaje się nabierać kremowości. Natomiast wolne przestrzenie pomiędzy wyżej wymienionymi składnikami wypełniono czymś, co przypomina woń rozgrzanego plastiku. I wiecie co? Naprawdę mi się to podoba. Do tego stopnia, że niecierpliwie czekam jaki będzie dalszy rozwój tych perfum.
To, co odnajduję w sercu stworzonego przez Michel’a Almairac’a pachnidła to jeszcze więcej kwiatów. A głównym bohaterem jest teraz jaśmin. Jego płomienny aromat rozpala nasze zmysły. I znów, obecna tu słodycz, choć niezaprzeczalna, nie jest ani mdląca, ani kleista. I to mimo, że wzmocniona została jeszcze przy pomocy róży. W wielu kompozycjach tak silna kumulacja nut kwiatowych prowadzi do przesytu i odbiera komfort obcowania z danym zapachem. Ale nie w Rush. Tu wszystko jest jakby na swoim miejscu. Poszczególne nuty płynnie przeplatają się ze sobą, a całość żyje na skórze. Podejrzewam także, że tym, co posłużyło Almairac’owi do ujarzmienia wspomnianej słodyczy jest jawajska paczula. Buduje ona bazę opisywanych perfum, a jej woń niesie ze sobą wyraźny ładunek goryczy. Oraz pewne ziołowo-zielone akcenty. Warto przy tym zauważyć, że paczula nigdy nie wysuwa się na pierwszy plan. A choć pozostaje w tle, to jej wpływ na kształt Rush jest niebagatelny. Za nieco bardziej drzewny i wytrwany klimat końcówki odpowiada też jednak i wetyweria. Wspólnie z paczulą przydaje ona całości nieco ostrzejszego tonu. Oraz pewnej ziemistości. Niemniej, abyśmy nie zapomnieli, że mamy tu do czynienia z kompozycją dedykowaną paniom, bazę wzbogacono też o aromat wanilii. Słodki i kremowy, dobrze wpisuje się on w całokształt recenzowanych perfum.
Przekonajmy się również jak prezentują się walory użytkowe Rush. Gdy chodzi o projekcję, to uważam, iż jest ona umiarkowana. Wbrew temu, czego spodziewałbym się po nazwie, zapach nie jest intensywny. Ani tym bardziej inwazyjny. Nie mam jednak problemu, by czuć go na sobie. Po prostu nie wykracza on poza naszą strefę komfortu. Posiada również bardzo przyzwoitą trwałość. Na skórze utrzymuje się przez 7-8 godzin. Przynajmniej na mojej. Przypomnę także, iż nasz dzisiejszy bohater występuje pod postacią wody toaletowej.
Ciekawym elementem produktu o nazwie Rush jest flakon tych perfum. Za inspirację do jego zaprojektowania posłużyła zaś kaseta VHS. Widzicie podobieństwo? Buteleczka wykonana jest z plastiku, a jej front ma kształt prostokąta. Jednak uwagę przyciąga głównie jej intensywnie czerwona barwa. Choć pozbawiony jakichkolwiek oznaczeń przód również rzuca się w oczy. Zarówno nazwę zapachu jak i jego markę znaleźć możemy bowiem na bocznej ściance. Przy czym, o ile tę druga wypisano wyraźną białą czcionką, to już słówko rush ma kolor pomarańczowy i mocno zlewa się z tłem. Nie jestem pewien czy taki wzór zachęciłby mnie do sięgnięcia po tę kompozycję.
Uważam, że Rush to niezwykle ciekawa pozycja wśród perfum kobiecych. Zapach jest kobiecy i seksowny. Ale nie drapieżny. Uwodzi dużo bardziej subtelnie. Muszę jednak zaznaczyć, że niniejszy wpis dotyczy wersji vintage, a nie tej nowszej, zwanej potocznie Rush 2. Wracając jednak do meritum… Nasz dzisiejszy bohater to naprawdę udana nowoczesna interpretacja perfum szyprowych. Wszystkie obecne tu elementy współpracują i uzupełniają się nawzajem. W efekcie Rush jest zapachem nie tylko spójnym, ale i dającym duże poczucie komfortu. Do tego stopnia, że mimo, iż są to perfumy dla kobiet, to podczas testów wcale mi to nie przeszkadzało. Oczywiście miałem świadomość ich kobiecego charakteru, ale przyjemność, jaką czerpałem z obcowania z dziełem Almairac’a w pełni mi to rekompensowała. A czy Wy macie jakieś swoje przemyślenia na temat tego pachnidła?
Rush
Główne nuty: Białe Kwiaty, Paczula.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 1999.
Moja opinia: Polecam. (6/7)