Un Jardin après la Mousson – tropikalna mżawka
Un Jardin après la Mousson (fr. ogród po monsunie) to trzecie perfumy z ogródkowej serii Hermès’a, jakie trafiają na Agar i Piżmo. Choć w rzeczywistości to właśnie je poznałem jako pierwsze. Czemu więc tak długo zwlekałem z recenzją? Sam nie wiem. Chyba po prostu czekałem na dobry moment. A że w tym roku sierpień w Gdańsku był naprawdę gorący, pomyślałem, że przyda się sięgnąć po zapach, który przyniesie orzeźwienie. A za taki właśnie uważam dzieło Jean-Claude’a Elleny. Po za tym od mojego ostatniego spotkania z Hermès’em minęło już trochę czasu. Czas był więc najwyższy by tę znajomość odświeżyć. Dosłownie.
Un Jardin après la Mousson posiada chłodny, niezwykle orzeźwiający początek. A jedną z głównych ról odgrywa w nim kardamon. Jest świeży i lekko zielony. Ellenie udało się tu w pełni uwidocznić jego właściwości chłodzące. Natomiast za cytrusową świeżość otwarcia odpowiedzialna jest przede wszystkim kolendra. Całość ma morski charakter, jednak daleko jej do czegokolwiek co znam. Kompozycja Hermès’a jest niezwykle charakterystyczna. A dzieje się tak przede wszystkim za sprawą sygnaturowej nuty melona. Mrożonego melona. A przynajmniej ja tak to odbieram. Wrażenie jest naprawdę sugestywne. Oczywiście, w efekcie zapach staje się słodki, jednak ta słodycz jest tak naprawdę subtelna. Mimo iż nie przepadam za owocowymi akordami w perfumach, tutaj zupełnie mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie, sprawia, że Un Jardin après la Mousson wydaje mi się niezwykle soczysty. Strużki zimnego soku wylewają się z niego jak po ściśnięciu gąbki. Jednocześnie kompozycja wydaje mi się bardziej zwarta i intensywna niż większość dzieł Jean-Claude’a Elleny, które znam.
Dość szybko w opisywanym zapachu uwidaczniać się zaczyna pewna pikanteria. Jego serce wzbogacone zostało bowiem kilkoma przyprawami. I tak, odnajdziemy tu zarówno imbir jak i czarny pieprz. Nadają one całości nieco bardziej orientalnego charakteru. Sprawiają, że towarzyszący monsunowi deszcz jest ciepły. Przynosi ulgę w skwarze, nie wywołuje natomiast potrzeby natychmiastowego ukrycia się pod dachem. To wszystko dzieje się jednak w tle, na pierwszym planie wciąż króluje bowiem melon. I tak już pozostanie. Choć w środkowej fazie kompozycji pojawia się również akord kwiatowy. Tworzony między innymi przez kwiat imbiru. Podobnie jak przyprawy, ociepla on klimat Un Jardin après la Mousson. Całość dalej jest jednak bardzo świeża. Generowane przez nią wrażenie chłodu podtrzymano zaś przy pomocy wetywerii. Nie jest ona może ewidentna, niemniej wpływ jaki wywiera na recenzowane perfumy jest niebagatelny. Wspólnie ze słodszą nutą piżma zamyka kompozycję i podkreśla letni charakter zapachu.
To może teraz krótko o walorach użytkownych Un Jardin après la Mousson. Choć te perfumy są raczej zwiewne, to jednak posiadają całkiem niezłe parametry. Jeśli chodzi o projekcję to określiłbym ją jako w granicach normy. Zapach nie przykleja się do skóry, ale też nie bombarduje otoczenia swoim aromatem. Trzyma się w granicach naszej strefy komfortu. A jak wypada pod kątem trwałości? Ani dobrze ani źle. Na mojej skórze kompozycja Elleny utrzymywała się przez 5-6 godzin. Wystarczająco, by pomóc przetrzymać godziny największego skwaru.
Moim zdaniem kilka słów należy też poświęcić flakonowi recenzowanych perfum. Zdecydowanie wzbudził on moje zainteresowanie. W pierwszej kolejności w oczy rzuca się charakterystyczne dla całej ogródkowej serii cieniowanie. Tym razem kolory zmieniają się od jasnożółtego u szczytu ku ciemnoniebieskiemu u podstawy. Sama buteleczka jest smukła i wykonana z przeźroczystego szkła. A jej szyjkę okala srebrzysty pierścień. Na nim odnajdziemy zaś przypominającą kapelusz grzyba zatyczkę. Natomiast zarówno nazwa zapachu jak i jego marka wypisane są dość dyskretną czcionką na froncie flakonu. Dobrze komponują się z całością wzoru.
Muszę przyznać, że Un Jardin après la Mousson naprawdę mnie zaskoczyły. Bo choć nie są to perfumy wybitne, to jednak bardzo trafiły w mój gust. Zapach ma lekki styl, ale jednocześnie jest w nim pewna intensywność. I niezwykłe wręcz właściwości chłodzące. Ze wszystkich ogródków Hermès’a jest zdecydowanie najlepszy na lato. A choć kompozycja jest też wyraźnie owocowa, to nie jest to coś, na co bym się skarżył. Bowiem według mnie to właśnie owocowo-przyprawowa soczystość Un Jardin après la Mousson buduje wrażenie tytułowej tropikalnej mżawki. Ciepłego deszczu przynoszącego wytchnienie w upalny dzień. Dodatkowo, w dziele Elleny odnajduję też spory ładunek wilgoci. Coś, co natychmiastowo każe mi myśleć o wakacjach w Azji. Warto zresztą wspomnieć, że przy pracy nad tymi perfumami Francuz inspirował się między innymi indyjskim miastem Kerala.
Un Jardin après la Mousson
Główne nuty: oficjalnie – Przyprawy, Nuty Morskie, według mnie – Mrożony Melon.
Autor: Jean-Claude Ellena.
Rok produkcji: 2008.
Moja opinia: Polecam. (6/7)