Blue Amber – niebieski znaczy chłodny
Niebieski bursztyn jest substancją niezwykle rzadką. Jego złoża znaleźć można jedynie na Dominikanie, w okolicach Santiago. Natomiast przyczyny jego unikatowej barwy do dziś pozostają niewyjaśnione. Choć jest kilka hipotez. Wiadomo natomiast, że żywica ta posiada również silne właściwości fluorescencyjne. Oprócz geologów i jubilerów wzbudziła zaś zainteresowanie także samego Pierre’a Montale. Jego efektem są zaś Blue Amber. Perfumy te zadebiutowały w 2006 roku i całkiem szybko zdobyły uznanie środowiska. Zupełnie niedawno ich próbka trafiła zaś w moje ręce. Jeśli zatem chcecie dowiedzieć się co o nich myślę, zapraszam do lektury niniejszej recenzji.
Blue Amber od początku nie pozostawiają żadnych wątpliwości, co do swojej tożsamości. Ambra wyczuwalna jest tu niemal natychmiast. Jednak to nie ona odgrywa główną rolę w głowie kompozycji. Tę pełni bowiem geranium z Bourbon. Jego ostrzejsza, zielona woń definiuje pierwszą fazę zapachu. I przyciąga od niego uwagę. Dodatkowo, początek tych perfum okraszony została pewną ilością cytrusów, obecnych tu pod postacią włoskiej bergamotki. Łagodzi ona cięższy charakter dzieła Montale, jednocześnie dodając mu nieco świeżości i lekkości. Wprowadza także delikatne elementy tytułowego chłodu. To on jest bowiem czymś, co wyróżnia Blue Amber od konkurencji. Więcej na ten temat napiszę jednak w dalszej części recenzji. W tym miejscu chciałbym za to wspomnieć o jeszcze dwóch innych kwestiach. Po pierwsze wydaje mi się, że w początkowej fazie recenzowanych perfum wyczuwam też jakieś słodsze, owocowe niuanse. Nie potrafię ich jednak zidentyfikować, a oficjalny spis nut również mi w tym nie pomaga. Po drugie natomiast, uważam głowę Blue Amber za naprawdę głośną. Perfumy te od samego początku dają o sobie znać i atakują otoczenie. A nie każdemu może to przypaść do gustu.
W sercu kompozycji najwyraźniej wyczuwam paczulę. Jest jakby gorzka i nieco fekalna. Zawiera też w sobie pewne skórzane akcenty. Z zaskoczeniem przyjąłem natomiast fakt, że niektórzy w ogóle jej tu nie czują! Dość łatwo odnaleźć za to można przyprawowo-cytrusowy aromat kolendry. Kontynuuje on wątki rozpoczęte na pierwszym etapie dzieła Pierre’a Montale. Pojawia się również wetyweria. Tyle, że tym razem to akurat ja nie bardzo ją tu wychwytuję. Mam jednak wrażenie, że to ona pomaga utrzymać chłodniejszy klimat tych perfum, chroniąc je przed popadnięciem w ciepłe i komfortowe objęcia ambry. Ta, choć obecna od samego początku, dopiero w bazie zaczyna królować niepodzielnie. Akord żywiczny zbudowany w oparciu o drzewne syntetyki przygniata wszystko inne, co do tej pory pojawiło się w kompozycji. Jednocześnie perfumy te podszyte zostały pewną słodyczą. Pochodzi ona od wanilii. Przeprawa ta gra tu jednak drugie skrzypce i dopiero z czasem Blue Amber bardziej oddaje się pod jej władzę. Robi się słodko i kremowo. A efekt ten utrzymuje się przez naprawdę wiele godzin.
Jak wiadomo, znakomita większość perfum spod szyldu Montale charakteryzuje się doskonałymi parametrami użytkowymi. Nie inaczej jest w przypadku Blue Amber. Kompozycja ta jest niezwykle mocna. Jej projekcja jest potężna a z czasem wcale nie traci na sile. Potrafi oszołomić. Dlatego zalecam szczególną ostrożność przy aplikacji. Szczególnie, iż ze względu na świetną trwałość absolutnie nie ma potrzeby nadużywać tych perfum. Raz zaaplikowane na skórę Blue Amber utrzymują się na niej przez 20 do 24 godzin. Również i pod tym względem zapach więc nie zawodzi.
Jak sugerować może nazwa recenzowanych dziś perfum, niebieski jest kolorem dominującym wygląd ich flakonu. Charakterystyczny dla kompozycji Montale walcowaty flakon przybiera więc jasnogranatową barwę. Bardzo zbliżoną do tytułowego niebieskiego bursztynu. Pozostałe elementy są zaś klasycznie złote. I tak, w kolorze tym są zarówno napisy na buteleczce jak i atomizer. Oraz fikuśny klips zapobiegający samoistnemu rozpyleniu się tych perfum. Połączenie wyżej wymienionych barw wypada zaś moim zdaniem naprawdę świetnie. Flakon wygląda elegancko i niewątpliwie przyciąga spojrzenia. Zdecydowanie widziałbym go na swojej półce.
Blue Amber to kompozycja, w której ambra jest wszechobecna. Dominuje te perfumy, jednak sposób w jaki została podana powinien zwrócić uwagę. To taki trochę bursztyn przesiąknięty morskim chłodem. Samo poznawanie kompozycji nie daje jednak wiele przyjemności. Dzieło Montale jest zapachem liniowym w tym sensie, że od początku czuć niemal wszystkie składniki, zmienia się jedynie ich natężenie. Sam ich dobór uznaję jednak za ciekawy. Tak samo jak sposób, w który przeplatają się ze sobą. Mój problem z Blue Amber jest inny. Mimo iż lubię silne perfumy, to akurat te nawet dla mnie okazały się zbyt mocne. I musiało to znaleźć odzwierciedlenie w końcowej ocenie. Niemniej, i tak zachęcam do testów.
Blue Amber
Główna nuta: Nuty Drzewne.
Autor: Pierre Montale.
Rok produkcji: 2006.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)