Cynefin – kojąca zieleń
We wpisie poświęconym Embers wspominałem, że wraz z nim w skład kolekcji Provenance Tales wchodzą jeszcze Silvan i Cynefin. Dziś czas na recenzję drugiego z wymienionych pachnideł. Cynefin powstały w 2013 roku a za inspirację do skomponowanie tych perfum posłużyły żywioły: woda i powietrze. I myślę, że na tej tylko podstawie można już nabrać wstępnego wyobrażenia o charakterze kompozycji. Oficjalna strona Rouge Bunny Rouge określa ten zapach jako lekki i radosny. Ale czy rzeczywiście tak jest? Przekonajcie się sami czytając niniejszą recenzję.
Jeśli chodzi o inspirację powietrzem to najsilniej czuć ją w głowie Cynefin. Ostra, ozonowa nuta definiuje otwarcie kompozycji. Jednocześnie za jej sprawą zapach może sprawiać wrażenie nieco morskiego. Ale tylko odrobinę. Do napompowanych Calone świeżaków mu daleko. Szczególnie, że początek tych perfum jest też dość wyraźnie zielony. I całkiem wytrawny. A jest to efektem obecności dwóch składników. Arcydzięgla i dawany. Zwłaszcza ten pierwszy jest tu naprawdę prominentny. Moim zdaniem w Cynefin jego aromat znacznie silniejszy niż choćby w dedykowanych temu zielu Angéliques sous la Pluie Frédéric’a Malle. Jest także słodszy. A przy tym jednak mniej zielony. Natomiast za wytrawniejszą i ostrzejszą stronę perfum Rouge Bunny Rouge odpowiada wspomniana dawana.
Podobnie jak dzięgiel definiuje głowę kompozycji, tak jej serce zbudowane jest wokół nuty fiołka. Równie zielony, ma on jednak bardziej męski wydźwięk. Sam Cynefin wydaje mi się jednak zapachem dość spokojnym. I raczej łagodnym. Pomijając nieco ostrzejszy początek, zieleń tych perfum jest dość przyjazna. Nawet mimo obecności lawendy. Jej ziołowy charakter dobrze współgra z ogólnym klimatem dzieła RBR. Wróćmy też jeszcze na chwilę do inspiracji wodą. W sercu Cynefin nawiązano do niej poprzez dodanie konwalii. I wiecie co? Chyba w końcu znalazłem perfumy, w których jej woń mnie nie drażni. Ma w sobie tę specyficzną wilgotność, ale nie jest zatęchła. Nie kojarzy mi się z za długo niewymienianą wodą do kwiatów. Może dzieje się tak dlatego, że jednak konwaliowy aromat nie jest tu zbyt silny. Dominuje wspomniany fiołek. Oraz wciąż obecny arcydzięgiel. Za to baza wydaje mi się najmniej ciekawą częścią zapachu. Niewiele się tu dzieje. Przede wszystkim recenzowane perfumy nabierają nieco więcej słodyczy. A dzieje się tak przede wszystkim za sprawą dość dużej dawki piżma. Obok niego pojawiają się zaś jeszcze jakieś nieokreślone i bardziej wytrawne nuty drzewne. Nie wyczuwam natomiast deklarowanej w składzie ambry. Za to zarówno piżmo jak i akord drzewny pachną tu nieco syntetycznie. Jakoś znacząco nie psuje to jednak odbioru kompozycji. Po prostu trochę ją spłaszcza i banalizuje. Mam wrażenie jakby nieco zabrakło pomysłu na ciekawe zamknięcie. Jest to jednak minus, na który można przymknąć oko.
Czas by przyjrzeć się parametrom użytkowym Cynefin. Jeśli chodzi o projekcję to nie mam większych zastrzeżeń. Według mnie plasuje się ona w granicach normy. Perfumy te nie są ani silne ani słabe. Nie ma problemu by wyczuć je na sobie. Mankamentem jest natomiast ich trwałość. Ta nie jest bowiem zbyt dobra. Na szczęście jakiejś wielkiej tragedii też jednak nie ma. Na moim ciele prezentowana dziś kompozycja utrzymuje się przez około 5-6 godzin. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.
To jeszcze krótko o flakonie recenzowanego dzisiaj zapachu. O ile sześcienny kształt zbiorniczka na perfumy jest wspólny dla wszystkich kompozycji z linii Provenance Tales, to jednak każda posiada inną grafikę. I tak w przypadku Cynefin widzimy, że na froncie wytłoczony jest motyw roślinny. Moją uwagę zwróciła zaś jedna rzecz. Czy umieszczona w centralnym punkcie przedniej ścianki łodyga wraz z odchodzącymi od niej listkami nie kojarzy Wam się z sylwetką ptaka? A konkretnie feniksa z uniesionymi w górę skrzydłami? Taka konotacja powstała bowiem w mojej głowie, gdy pierwszy raz spojrzałem na ten flakon. Natomiast matowe, grafitowe szkło, z którego wykonany jest flakon wygląda męsko i elegancko. Podobnie jak masywna, czarna zatyczka.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy podczas testów Cynefin to, że zapach ten jest bardzo aromatyczny. A założenie, by odzwierciedlał wodę i powietrze naprawdę dobrze wyegzekwowane. Kompozycja jest przestrzenna i jakby mokra. Rzadko spotykane połączenie dzięgla i fiołka dało tu niezwykle ciekawy efekt. W perfumach tych jest bowiem jakaś łagodność. Coś kojącego. Są jak spokój po burzy. Dość silnie kojarzą mi się też z wspomnianymi już Angeliques sous la Pluie. Choć pachną inaczej to generują w mojej głowie podobne wrażenia. Natomiast jeśli nie liczyć lekko syntetycznej bazy, to moim jedynym zastrzeżeniem pod kątem Cynefin, jest to, że wydał mi się nieco zbyt słodki. Ostatecznie wciąż jednak uważam go za zapach z górnej półki.
Cynefin
Główne nuty: Arcydzięgiel, Fiołek.
Autor: brak danych.
Rok produkcji: 2013.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)