Angéliques sous la Pluie – w deszczu zieleni
Dawno już na blogu nie gościły żadne perfumy autorstwa Jean-Claude’a Elleny. Dziś Francuz powraca jednak na Agar i Piżmo. A dzieje się tak za sprawą Angéliques sous la Pluie (fr. dzięgle w deszczu) z kolekcji Editions de Parfums Frédéric’a Malle. Kompozycja ta powstała w 2000 roku mnie zaś zainteresowała głównie ze względu na opis na oficjalnej stronie internetowej francuskiej marki. Wspomina on bowiem o malowanym akwarelami szkicu kwiatów dzięgla, w którym purpury i szarości zlewają się jakby rozmyte deszczem. Brzmi niezwykle poetycko, prawda? Ale czy recenzowany dziś zapach równie silnie pobudza wyobraźnię? Przekonajcie się sami czytając niniejszą recenzję.
Angéliques sous la Pluie posiadają soczysty, zielono-gorzki początek. Nie da się zaprzeczyć obecności tytułowego arcydzięgla. Przy czym Ellena eksploruje tu bardzo różne aspekty jego aromatu. Sam dzięgiel pachnie bowiem dość cierpko, z lekkimi ziołowymi akcentami. W jego aromacie jest także coś, co niektórym nasuwa skojarzenia z ginem z tonikiem. Możliwe, że Jean-Claude Ellena myślał podobnie, bowiem w głowie recenzowanej dziś kompozycji odnajdziemy jagody jałowca. Podkreślają one wspomniane koktajlowe oblicze dzięgla. Natomiast jego naturalnie ostrzejszą i jakby pieprzną stronę zaakcentowano poprzez dodanie różowego pieprzu. Przez chwilę udaje mu się nawet zdominować pierwszą fazę zapachu. Perfumy pozostają jednak chłodne i nigdy nie nabierają przyprawowego ciepła. Co interesujące, w głowie Angéliques sous la Pluie nie ma za to cytrusów. Ich miejsce zajęła zaś kolendra. I rzeczywiście z początku wyczuwam tu delikatne cytrynopodobne niuanse.
Najciekawsze w dziele Frédéric’a Malle jest jednak to, że według mnie nie posiada ono fazy serca. Owszem zapach zmienia się, ale po jego przedłużonej głowie dostajemy od razu bazę. Kompozycja jest dwufazowa. To, co czujemy po zamknięciu pierwszego etapu wyczuwać będziemy już do końca jej trwania na skórze. A czym jest wspomniane to? Dla mnie mieszanką nut drzewnych i piżma. Delikatna słodycz wymienionego wcześniej różowego pieprzu służy za pomost, przez który do zapachu wprowadzono również nieco słodkawe drewno cedrowe. Jego aromat nie jest jednak dominujący. Dobrze pasuje do lekkiego stylu, w jakim utrzymane są te perfumy. Do tego cały czas bardzo wyraźnie czuć tytułowe arcydzięgle. Jednak najważniejszym aktorem na tym etapie Angéliques sous la Pluie jest piżmo. Ciepłe, miękki i kremowe. Pachnące bardzo naturalnie. I bardzo tradycyjnie. Dawno nie miałem okazji wąchać go w takiej postaci. Stanowi naprawdę interesującą przeciwwagę dla dzięglowego tematu przewodniego. Mimo jego obecności, kompozycja pozostaje raczej chłodna. Zachowuje też dzienny charakter. Być może dlatego, że Ellenie udało się zabarwić wspomniane piżmo odrobiną świeżej zieleni. Naprawdę intrygujący zabieg.
Czas by przekonać się jak Angéliques sous la Pluie prezentuje się pod kątem walorów użytkowych. A z tymi niestety nie jest najlepiej. Po pierwsze zapach posiada słabą projekcję. Jego delikatny aromat jest ledwie wyczuwalny nawet przez osobę, która ma te perfumy na sobie. Do tego dochodzi zaś naprawdę kiepska trwałość. Przynajmniej na mojej skórze. Kompozycja Elleny znikała z niej bowiem już po upływie zaledwie 4-5 godzin. To rozczarowujący wynik, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę fakt, że ma ona postać wody perfumowanej.
Jeśli chodzi o flakon, to nie różni się on w żaden sposób od pozostałych buteleczek wchodzących w skład Editions de Parfums. Walcowaty pojemnik z przeźroczystego szkła opatrzony został czarną etykietą. Oraz zatyczką tej samej barwy. Uwagę zwraca natomiast jakby zbyt długa nazwa recenzowanych perfum. Patrząc od frontu prawie nie widać bowiem jej początku oraz końca. Jej skraje uciekają z pola widzenia, co dobrze obrazuje grafika powyżej. Za to wypełniająca wnętrze flakonu przejrzysta ciecz doskonale pasuje do charakteru kompozycji.
Podsumowując moje wrażenia z testów Angéliques sous la Pluie chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie. Przede wszystkim perfumy te są naprawdę proste, jasne i świetliste. Ellena zawarł w nich jakąś niezwykłą delikatność. Oraz subtelną elegancję. Kompozycja stanowi wzorowy przykład minimalistycznego stylu francuskiego perfumiarza. Warto też w tym miejscu zaznaczyć, że recenzowany zapach pasować będzie zarówno mężczyznom jak i kobietom. Drugą istotną sprawą jest zaś ta zaskakująca zmiana jaka następuje w trakcie rozwoju kompozycji na skórze. Za sprawą piżma zapach zauważalnie się zmienia, a jednak zachowuje swój pierwotny styl. I za takie zagranie tą nutą należy się Ellenie uznanie. Co do zasady, Angéliques sous la Pluie nie trafił jednak w mój gust. Tego typu cierpko-zielone kompozycje nie należą do moich ulubionych. Zachęcam natomiast do testów.
Angéliques sous la Pluie
Główna nuta: Dzięgiel.
Autor: Jean-Claude Ellena.
Rok produkcji: 2000.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)