Agar i Piżmo

View Original

Interlude Man – chaos kontrolowany

Amouage to jedna z najbardziej ekskluzywnych marek perfum. A jednak do tej pory na Agar i Piżmo pojawiła się jedynie recenzja Epic Man. Dziś na bloga trafia też jednak Interlude Man. Kompozycji tej towarzyszy zaś bardzo nietypowa inspiracja. U jej podstaw leżą bowiem chaos i nieład. Dzieło Pierre’a Negrin’a oddawać ma jednak spokój i harmonię panujące w ich centrum. Trochę jak w oku cyklonu. Jednocześnie Christopher Chong – dyrektor kreatywny Amouge – określa Interlude jako perfumy nowoczesne i wyrafinowane. Mimo tradycyjnego doboru tworzących je nut. Ale czy faktycznie tak jest? Przekonajcie się sami!  

Już przy pierwszym teście zrozumiałem czemu recenzowany dziś zapach cieszy się takim uznaniem. Jego dymno-drzewny aromat objawia nam całe bogactwo Orientu. Jeśli zaś chodzi o wspomniany chaos, to odnajduję go chyba tylko w głowie Interlude Man. W bardzo krótkim czasie pojawia się w niej bardzo wiele nut. Które dopiero po chwili zaczynają układać się w spójną piramidę. Z początku jest tu dość pikantnie. Połączenie oregano i czarnego pieprzu naprawdę kręci w nosie. Przenosi nas także wprost na bazary Bliskiego Wschodu, po których przemieszczać będziemy się niemal do końca trwania kompozycji na skórze. Do tego, otwarcie tych perfum okraszone zostało tylko niewielką ilością cytrusów, obecnych tu pod postacią bergamotki. Już na wstępie wyczułem też pewną delikatną słodycz, która sprawia, że odbieram pierwszą fazę Interlude jako naprawdę przyjemną.

Wspomniana słodycz jeszcze silniej uwidacznia się zaś w sercu zapachu. Z tym, że ani przez moment nie jest ona przesadna. Z czego jednak wynika? Według mnie z połączenia ambry i labdanum. Złote żywice leniwie spływają po naszej skórze. Roztaczając w około swój ciepły i drzewny aromat. Jednak to nie one są głównym bohaterem Interlude Man. Tym jest bowiem kadzidło. A Pierre Negrin zaserwował je tutaj w iście arabskim stylu. Jest gęsto i dymnie. Nie ma mowy o żadnych kwaśnych akcentach. Podkreślono za to jego drzewny rodowód. I to właśnie ta wytrawność kadzidła stoi w opozycji do opisanej wyżej słodyczy. Balansując tym samym całą kompozycję Amouage. Ponadto, w sercu pojawia się również balsamiczny opoponaks. Nadaje on całości krągłości i dodatkowo pogłębia jej bukiet. Podobnie jak i oud. A choć stanowi on nutę bazy, to jego obecność wyczułem już w głowie Interlude. Dopiero teraz zajął on jednak swoje właściwe miejsce w piramidzie zapachowej. A jego gorycz przypomina nam o męskim charakterze stworzonych przez Negrin’a perfum. Podobnie jak i obecna na tym etapie paczula. Jedną z ważniejszych ról w końcówce zapachu odgrywa zaś drewno sandałowe. Jego aromat naprawdę dobrze tu pasuje. Trochę kremowy, a nawet lekko waniliowy, sprawia, że Interlude Man mięciutko osiada na skórze. Ten klimat uzupełniony został jeszcze przez nutę skóry. Osobiście nie uważam jej jednak za zbyt ewidentną.

Chciałbym teraz krótko przyjrzeć się parametrom użytkowym Interlude. I pod tym względem zapach nie rozczarowuje. Dzieło Amouage ma naprawdę dobrą projekcję i świetnie czuć je nawet kilka godzin po aplikacji. Co ważne, jego aromat nie jest jednak uciążliwy dla otoczenia. Pozwala zostać zauważonym, nie wywołuje jednak negatywnych emocji. Do tego kompozycja posiada całkiem dobrą trwałość. A ta wynosi około 8-9 godzin. Przynajmniej w moim wypadku. Pamiętajmy też jednak, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną.

Wypadałoby jeszcze napisać kilka słów o flakonie recenzowanych perfum. A zdecydowanie jest o czym. Jego wzór spodobał mi się niemal natychmiast. Jeśli chodzi o kształt to nie odstaje on od pozostałych buteleczek w dedykowanej mężczyznom linii Amouage. Uwagę zwraca natomiast kolorystyka. Flakon ma ciemnoniebieską barwę, która świetnie komponuje się z jego złotymi wykończeniami. W efekcie całość wydaje mi się mieć w sobie coś szlachetnego. Od razu widać, że mamy do czynienia z towarem luksusowym. Na froncie buteleczki odnajdziemy zaś jedynie markę oraz logo producenta. Nazwę zapachu wypisano zaś u nasady atomizera. Wygląda to dość dyskretnie i w efekcie buduje wrażenie minimalizmu. Jak widać elegancja wcale nie wymaga przepychu.

Siła i spokój. Te dwa rzeczowniki najlepiej opisują mężczyznę noszącego Interlude Man. Z chaosu wyłonił się bowiem zapach naprawdę męski i piękny. Przede wszystkim jednak odnajduję w nim tę wspomnianą synergię składników. Ich doskonały balans. Zrównoważenie żywicznej słodyczy drzewno-dymną wytrawnością. Do tego dochodzi zaś orientalny klimat kompozycji. Bogactwo Bliskiego Wschodu objawia nam się w całej swej (olfaktorycznej) krasie. I faktycznie zgadzam się z przytoczonym we wstępie stwierdzeniem Chong’a, że Interlude jest jednocześnie wyrafinowany i nowoczesny. To perfumy, które mógłbym nosić codziennie. Tylko czy wtedy dalej tak by na mnie działały?   

Interlude Man
Główne nuty: Kadzidło, Żywice.
Autor: Pierre Negrin.
Rok produkcji: 2012.
Moja opinia:  Gorąco polecam! (7/7)