Agar i Piżmo

View Original

Burberry for Men – angielska opowieść

Dziś na bloga trafiają jedne ze sztandarowych męskich perfum Burberry. A konkretnie Burberry for Men. Choć przez pewien czas nazywały się London for Men. Zmieniono to dopiero trochę przed premierą obecnych London for Men a więc w 2005 roku. A skoro już jesteśmy przy datach, to bohater niniejszego wpisu na rynku zadebiutował w 1995 roku. Jego autorem jest zaś sam Michel Almairac. Jeśli natomiast zajrzymy na oficjalną stronę brytyjskiej marki to odnajdziemy ten zapach w sekcji Classics. A także dowiemy się, że jest świeży i energetyzujący. Ale czy faktycznie?

W moim odczuciu Burberry for Men otwiera się dość klasycznie. Początek to bowiem połączenie ziół i cytrusów. Na pierwszy plan wybija się zaś lawenda. Okraszoną ją tu zaś sporą ilością bergamotki. W efekcie zapach jest lekki i świeży. Co zaskakujące, ma jednak w sobie pewną zauważalną słodycz. Taką jakby owocową, choć w oficjalnym spisie nut oprócz bergamotki żaden inny owoc się nie pojawia. Mimo to, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że czuję tu delikatny aromat jabłka. Jeśli zaś chodzi o zioła, to wbrew temu co mogłoby się wydawać, nie postrzegam otwarcia Burberry for Men jako specjalnie wytrawnego. W zasadzie w ogólne nie bardzo czuję tu tymianek. Po lawendzie, drugą najwyraźniejszą nutą jest według mnie mięta. Uzupełnia ona ziołowy akord, jednocześnie nadając kompozycji klimatu kojarzącego się trochę z pastą do zębów. Nie uważam tego jednak za minus.

Miętowy wątek przeprowadza recenzowane dziś perfumy z fazy głowy do serca. A tam czeka już na nas zielone geranium. Oraz spora ilość nut drzewnych. Główne role odgrywają zaś cedr i sandałowiec. Ten pierwszy poprzez swoją delikatną słodycz dobrze wpisuje się w wątki zapoczątkowane w pierwszej fazie zapachu. Jednocześnie służy też do podkreślenie jego męskiego charakteru. Podobnie jak towarzyszący mu mech dębowy. Natomiast drewno sandałowe nadaje Burberry for Men nieco więcej ciepła. Wygładza ostrzejsze krawędzie. Buduje wrażenie zmysłowości. A skoro już wspomniałem o cieple, to całe dzieło Michel’a Almairac’a wydaje mi się dość jasne i promienne. I to mimo swojej elegancji. Być może za ten efekt odpowiedzialny jest także pojawiające się w jego środkowej fazie jaśmin. Choć zapewne najwyraźniej widać to w bazie prezentowanych perfum. Muszę jednak przyznać, że akurat ona zrobiła na mnie najmniejsze wrażenie. Jest dość banalna a do tego brak jej naturalności. Odnajdziemy w niej zaś przede wszystkim sporo słodkiej wanilii, kontynuującej wątek zapoczątkowany przez drewno sandałowe. Akord drzewno-balsamiczny podbudowany został natomiast przy pomocy ambry. Nie mogło też zabraknąć piżma. Zauważalnie syntetycznego niestety. W rezultacie końcówka Burberry for Men jest raczej mało oryginalna. Owszem, miękka i ciepła, ale też nudna i lekko plastikowa. Trochę szkoda, że zabrakło tutaj dobrego wykończenia.

To teraz parę słów o walorach użytkowych dzieła Burberry. Te prezentują się zaś dość przyzwoicie. Kompozycja posiada umiarkowaną projekcję. Wyczuwalna staje się dopiero przy bliższym kontakcie z osobą, która ma ją na sobie. W wielu sytuacjach taki nieinwazyjny charakter może jednak okazać się plusem. Jeśli zaś chodzi o trwałość, to tutaj także jest poprawnie. Na mojej skórze Burberry for Men utrzymuje się przez około 6-7 godzin. Jako że mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to powodów do narzekań nie widzę.   

Nadszedł czas, by przyjrzeć się flakonowi recenzowanej dziś kompozycji. A ten wydaje mi się dość niepozorny. Co nie znaczy bynajmniej, że mi się nie podoba. Jego wzór jest dość prosty. Buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła i ma nieco obły kształt. Z łatwością dostrzec można wypełniającą ją żółtą ciecz. Charakterystyczny jest też brak etykiety. Zamiast niej nazwa i marka perfum wypisane są złotą czcionką bezpośrednio na flakonie. Nieco uwagi zwraca także masywna, srebrna zatyczka z karbowaną podstawą. Całość nie wygląda źle, ale też nie przyciąga specjalnie mojego spojrzenia.

Jeśli chodzi o Burberry for Men to perfumy te nie wzbudziły we mnie jakiegoś większego entuzjazmu. Co nie znaczy, że są złe. Zapach ma dość klasyczny charakter i wyraźnie wpisuje się w nurt fougère. I z tego względu raczej odradzałbym go jako perfumy dla młodych. Ma w sobie też coś typowo angielskiego. Coś, co pozwala mi zgrabnie połączyć go w tweedową marynarką. A także zielonymi łąkami Kornwalii. Niestety, dobre wrażenie psuje płaska i plastikowa baza. Niemniej, Burberry for Men wciąż są lepsze niż większość obecnych wypustów. Najlepiej sprawdzą się zaś chyba jako perfumy do biura. Delikatna mieszanka zielonej świeżości i słodkiej zmysłowości w połączeniu z drzewną męskością da nam poczucie komfortu i pewności siebie. A przy tym nie będzie zanadto rzucać się w oczy.

Burberry for Men
Główne nuty: Zioła, Nuty Drzewne.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 1995.
Moja opinia:  Warto poznać. (5/7)