Obsessed for Men – dobre średniego początki
W portfolio Calvin’a Klein’a znajduje się kilka naprawdę kultowych zapachów. A wśród nich między innymi Obsession for Men z 1986 roku. Możecie sobie zatem wyobrazić moje zaskoczenie, gdy w 2017 roku amerykańska marka wypuściła na rynek perfumy o nazwie Obsessed for Men. Od razu zapachniało mi to wtórnością i odcinaniem kuponów od sukcesu klasyka. Jednocześnie, wiedziałem jednak, że prędzej czy później kompozycja ta trafi na Agar i Piżmo. Wnioskując po nazwie nie mamy tu bowiem do czynienia z klasycznym flankerem. Wtedy nazwa brzmiałaby np. Obsession Cologne, Obsession Extreme albo Obsession Sport. Mamy jednak Obsessed. Zapach, zgodnie ze sloganem reklamowym, zdominowany przez mroczną wanilię. Której obecność znów każe mi myśleć o klasyku. Przekonajmy się zatem na ile oryginalne są te perfumy.
Początek zapachu zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Jest aromatyczny i pobudza zmysły. Werwy dodaje mu zaś dominująca nuta pieprzu. Podobno użyto tu aż dwóch różnych jego gatunków, klasycznego czarnego oraz syczuańskiego. Dzięki temu głowa Obsessed for Men ma wyraźnie przyprawowy charakter. Lekkości i świeżości nadaje mu natomiast mieszanka grejpfruta oro blanco, zwanego również sweetie, oraz kardamonu. Ten ostatni sprawia także, że całość wydaje się nieco bardziej zielona i krągła. Nie czuję tu natomiast wyraźnego przechyłu w męską stronę. Póki co, Obsessed pachnie dość uniwersalnie i gdybym wyczuł tę kompozycje na kobiecie na pewno nie wywołałoby to dysonansu. Otwarcie jest proste i niezbyt charakterystyczne, ale na tyle udane, bym chciał przekonać się co będzie dalej.
A dalej wciąż jest przyzwoicie. Przede wszystkim za sprawą budującej serce zapachu nuty skóry. Może nie jest ona wybitnie intensywna, jednak uświadomienie sobie jej obecności także nie nastręcza problemów. Osobiście najwyraźniej czułem ją zaś mniej więcej dwie godziny po aplikacji recenzowanych perfum. W Obsessed for Men skóra jest dość wytrawna, ale też w pewien sposób miękka. Zbliża się w kierunku zamszu. Tym samym nadając całości więcej zmysłowości. Którą podbudowano jeszcze przy pomocy żywicznego aromatu labdanum. Pojawia się także cedr. Choć on akurat jest dla mnie nieco mniej ewidentny. Wskazuje jednak na drzewny kierunek, w którym podążać będzie dzieło Elias’a Ermenidis’a i Christophe’a Raynaud’a. Zanim jednak zanurzymy się w żywicznej kąpieli, swoje pięć minut dostaje wspomniana we wstępie czarna wanilia. Tak naprawdę to nuta ta wyczuwalna była już od samego początku, jednak dopiero teraz staje się w pełni pierwszoplanowa. Dzięki niej Obsessed nabiera słodszego i cieplejszego wydźwięku. Szczególnie, że w bazie istotną rolę odgrywa również wątek ambrowy. Zbudowany w oparciu o aromamolekułę Ambrox Super. O męskim charakterze kompozycji przypominać ma nam zaś paczula. Niestety ostatnia faza zapachu pachnie po prostu źle. Wyraźnie czuć syntetyczny charakter użytych tu składników. A szkoda, bo początek był obiecujący.
Kilka słów o parametrach użytkowych Obsessed for Men. Zacznijmy od projekcji. A ta jest zdecydowanie poniżej przeciętnej. Recenzowane perfumy trzymają się bardzo blisko skóry. I trzeba się naprawdę skupić, aby wyczuć je na sobie bez przytykania nosa do nadgarstka. Muszę przyznać, że tak znikoma moc trochę mnie zaskoczyła. Zauważalnie lepiej wypadają natomiast pod względem trwałości. Kompozycja ma postać wody toaletowej i na mojej skórze utrzymuje się przez 7 do 9 godzin. To wynik, na który na pewno nie można narzekać.
Już pierwszy rzut oka na flakon opisywanego zapachu sprawia, że znów myślę o klasycznym Obsession. Wzory obu buteleczek są bowiem bardzo podobne. Także i w przypadku Obsessed mamy więc do czynienia z przyjemnym dla oka owalem. Z tym, że tu wykonany jest on z bezbarwnego i całkowicie przeźroczystego szkła. Od kompozycji Bob’a Slattery’ego różni się jednak nieco pełniejszą podstawą. Przez co wydaje się masywniejszy. Uwspółcześniono także czcionkę, którą wypisana jest nazwa tych perfum. Oraz przesunięto dopisek FOR MEN ku dołowi. W przypadku oryginału znajdował się on bowiem tuż pod słowem Obsession. Jeśli zaś chodzi o zatyczkę, to utrzymana jest ona w takim samym stylu jak reszta flakonu. Całość prezentuje się minimalistycznie i nowocześnie. Może się podobać.
Mimo iż zbudowane na zbliżonych akordach Obsession for Men i Obsessed for Men nie są zapachami podobnymi. Przede wszystkim bohater dzisiejszego wpisu jest zdecydowanie mniej charakterystyczny. Nie wyróżnia się niczym szczególnym i na pewno nie wyznacza trendów. Broni się jednak przed potępieniem. Widać, że twórcy kompozycji mieli pomysł, zabrakło jedynie dobrego wykończenia. I to dosłownie, bowiem głowa i serce Obsessed są naprawdę interesujące. Zawodzi jednak baza. Jeśli zaś oceniać ten zapach jako całość, to uważam go za przeciętne orientalno-drzewne pachnidło. Przyzwoite na co dzień, zwłaszcza do biura. Większych emocji raczej nie wzbudza. A przynajmniej nie we mnie.
Obsessed for Men
Główne nuty: Przyprawy, Nuty Drzewne.
Autor: Elias Ermenidis, Christophe Raynaud.
Rok produkcji: 2017.
Moja opinia: Może być. (4/7)