Égoïste – cynamonowy narcyz
Przy okazji recenzji Platinum Égoïste wspominałem, że trudno mi było się zdecydować czy opisywać flanker czy jego protoplastę. Ponieważ wtedy zdecydowałem się na Platynę to dziś na Agar i Piżmo trafia wpis poświęcony oryginalnemu Égoïste. I w sumie to dziwie się, że dzieje się to tak późno. Perfumy te zdecydowanie zasługują bowiem na uwagę, a bloga prowadzę już przecież prawie 5 lat. Być może jednak do sięgnięcia po nie wcześniej zniechęcała mnie wiedza, że okazały się one rynkową klapą. O tak, Égoïste dalekie są od obowiązującego w początkach lat 90’ XX wieku trendu na morskie świeżaki. Za inspirację do ich skomponowania posłużył natomiast grecki mit o Narcyzie. Sam narcyz w piramidzie nut się jednak nie pojawia. A co w takim razie znajdziemy w dziele Jacques’a Polge’a? O tym już za chwilę.
Początek recenzowanego dziś zapachu wydał mi się lekko słonawy. Skojarzył mi się nawet z Meo Fusciuni – Narcotico. Wrażenie to trwało jednak bardzo krótko. Jego miejsce szybko zajmuje bowiem akord suszonych owoców, z wyraźną, ale nie dominującą nutą śliwki. Dość łatwo zdać sobie również sprawę z raczej orientalnego klimatu tych perfum. W głowie Égoïste delikatna słodycz mandarynki miesza się z kwaskowym aromatem kolendry. Już na tym etapie pojawia się też wątek drzewny. Choć póki co nie odgrywa on według mnie znaczniejszej roli. To jedynie zapowiedź tego, czego możemy spodziewać się w bazie kompozycji. W otwarciu zaakcentowano to zaś przy pomocy drewna różanego oraz mahoniu. Przez co początek jest bardziej słodki niż wytrawny. A także mało mainstreamowy. Już od pierwszych chwil po aplikacji na skórę, dzieło Polege’a wydaje się bowiem mieć raczej artystyczny charakter.
Największym zaskoczeniem okazało się dla mnie serce Égoïste. Zapach jeszcze trochę się ociepla a mocy nabiera obecny tu cynamon. I wiecie co? Bohater dzisiejszego wpisu to chyba pierwsze perfumy, w których ta nuta, choć wyraźna, ani trochę mi nie przeszkadza. Stali czytelnicy bloga wiedzą już zapewne, że wyjątkowo nie lubię aromatu cynamonu. Jednak w tym wypadku jest inaczej. Jego korzenny aromat bardzo przyjemnie miesza się z kwiatową słodyczą róży damasceńskiej. Jest zmysłowo i męsko zarazem. Nie spodziewałem się takiego rozwoju wypadków. Róża nie jest bowiem ani pudrowa ani marmoladowa. Czerwienieje natomiast nektarowym ciepłem. W połączeniu z obecnym tu goździkiem całość wydaje mi się wręcz miodowa. A wrażenie to trwa w bazie kompozycji. Podtrzymano je zaś przy pomocy drewna sandałowego i tytoniu. Aromat obu tych składników charakteryzuje się sporą dawką słodyczy i w końcówce Égoïste zdecydowanie to czuć. Szczególnie, że całość okraszona została jeszcze solidną ilością wanilii. Podkreśla ona orientalny klimat recenzowanych perfum. Aby jednak nie było zbyt mdło, Olivier Polge wprowadził do ostatniej fazy swojego dzieła nutę skóry. I tu jednak ciekawa uwaga. Przy pierwszym teście cała kompozycja wydała mi się bowiem właśnie skórzano-drzewna. W jej bazie odnajdziemy też jeszcze nieco złocistej ambry. Jest ona tu jednak bardziej dodatkiem niż pierwszoplanowym elementem.
To teraz może kilka słów o parametrach użytkowych Égoïste. Także i pod tym względem zapach nie zawodzi. Jeśli chodzi o projekcję, to ta prezentuje się w granicach umiarkowanej. No, może minimalnie powyżej. Raczej łatwo wyczuć go na sobie. Nie jest jednak inwazyjny. To spory plus. Do tego kompozycja posiada też całkiem niezłą trwałość. Na skórze utrzymuje się bowiem przez około 7-8 godzin. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową, nie można narzekać.
Przyjrzyjmy się też jeszcze flakonowi recenzowanych dziś perfum. Moim zdaniem jego wzór jest dość prosty. Wykonana z przeźroczystego szkła butelka ma prostokątny kształt, a przez jej ścianki widać znajdującą się wewnątrz ciecz. Zrezygnowano też z etykiety. Zamiast tego nazwa zapachu, jego marka oraz koncentracja wypisane są bezpośrednio na przedniej ściance flakonu. Całość uzupełniono jeszcze o czarną zatyczkę, której barwa koresponduje z użytą na froncie czcionką. Razem, wszystkie te elementy sprawiają, że postrzegam tę buteleczkę jako męską, ale i nieco toporną. W oczy jednak nie razi.
Po kilkudniowych testach wydaje mi się, że udało mi się odkryć czemu Égoïste nie zrobiły kariery na miarę oczekiwań. Te perfumy okazały się po prostu za ambitne jak na swoje czasy. Ciekaw jestem jak wyglądałaby ich sprzedaż, gdyby na przykład francuska marka wypuściła je na rynek w 2010 roku zamiast Bleu de Chanel. Osobiście uważam, że byłoby to bardzo korzystne. Wracając jednak do samego zapachu, to muszę przyznać, że naprawdę mi się on podoba. Nawet bardziej niż Platinum Égoïste, który również oceniłem wysoko. Ale to właśnie orientalna słodycz naszego dzisiejszego bohatera bardziej do mnie przemawia. Od kompozycji biją kwiatowo-przyprawowe ciepło oraz drzewna męskość. Czuć zmysłowość i wyrafinowanie. A choć z perspektywy 2021 roku Égoïste może wydawać się już nieco w starym stylu, to dla mnie ani przez chwilę nie było to problemem.
Égoïste
Główne nuty: Cynamon, Nuty Drzewne.
Autor: Jacques Polge.
Rok produkcji: 1990.
Moja opinia: Polecam. (6/7)