Luxe Patchouli – nieśmiertelny pieprz
Motywem przewodnim dzisiejszego wpisu jest powrót. Za jego sprawą na Agar i Piżmo trafiają bowiem aż trzej dawno niewidziani goście. Składnik (paczula), marka (Comme des Garçons) i perfumiarz (Antoine Maisondieu). Czas zatem przedstawić bohatera niniejszej recenzji. A jest nim Comme des Garçons Series Luxe: Patchouli. W skrócie: Luxe Patchouli. Jako że na blogu od dłuższego czasu nie pojawił się żaden zapach z mojej osobistej kolekcji, pomyślałem, że dobrze będzie znów przedstawić coś, czego sam używam. Od razu dodam też, że flakon opisywanych dziś perfumy kupiłem w ciemno, bez jakichkolwiek wcześniejszych testów. Skusiła mnie dobra cena oraz pozytywne recenzje. A także sympatia do tytułowej paczuli. Ale czy było warto? Tego dowiecie się z dalszej części dzisiejszego wpisu.
Kiedy pierwszy raz zaaplikowałem na siebie Luxe Patchouli byłem naprawdę zaskoczony. Bardzo wyraźnie wyczułem bowiem doskonale przeze mnie znaną z moich ukochanych Sables nutę… nieśmiertelnika! Od razu zaznaczam jednak, że oba zapachy nie są podobne. W otwarciu recenzowanych dziś perfum nieśmiertelnik przykryty został solidną warstwą białego pieprzu. Zdecydowanie dominuje on początek kompozycji i nadaje mu bezsprzecznie męskiego charakteru. Głowa Luxe Patchouli jest wytrawna i wyraźnie pylista. Lekko słonego odcienia nadają jej natomiast nasiona soi. Dość szybko ujawniają się także pierwsze akcenty drzewne, obecne tu za sprawą nuty drewna cedrowego. Początek kompozycji jest więc naprawdę wyrazisty. Niektórych może nawet lekko wystraszyć. Mnie jednak jedynie zachęcił do dalszego poznania tych perfum.
W miarę upływu czasu wspomniana już woń nieśmiertelnika nabiera jeszcze mocy. Dominuje serce Luxe Patchouli. Zapach jest zauważalnie suchy i ziołowy. Brak mu jednak tego efektu gorąca, który tak podoba mi się w Sables. Dzieło Antoine’a Maisondieu jest za to wyraźnie ciemniejsze. I bardziej ziemiste. A to już zasługa tytułowej paczuli. Co ciekawe, dla mnie jej aromat nie odgrywa tu jednak większej roli. Określiłbym go jako drugo- a nawet trzecioplanowy. Wpływa na ogólny klimat opisywanych perfum, ale na pewno nie jest ich bohaterem. Dość istotną rolę w sercu Luxe Patchouli odgrywa za to kozieradka. Wpisuje się ona w ziołowy klimat zapachu. Jednocześnie nadaje mu też odrobinę zieleni oraz szczyptę balsamicznej słodyczy. Ciekawie uzupełnia nutę nieśmiertelnika. Stanowi też zapowiedź bazy. Ta nie jest już bowiem ani tak wytrawna ani pikantna. Osłodzona została za sprawą wanilii. A choć przyprawa ta nie została tu użyta w obfitości, to jednak doskonale spełnia swoje zadanie. Zmiękcza zapach oraz czyni go bardziej przyjaznym. O męskim charakterze kompozycji przypomina nam natomiast mech dębowy. Ciemny i jakby wilgotny podbudowuje drzewne oraz ziemiste akordy perfum Comme des Garçons.
A teraz chciałbym napisać kilka słów o parametrach użytkowych recenzowanych perfum. Zacznijmy od mocy. Według mnie projekcja Luxe Patchouli jest raczej delikatna. Zapach trzyma się przy skórze i z większej odległości jest prawie nie do wyczucia. Dopiero z bliska uświadamiamy sobie jego obecność na innej osobie. Kompozycja nadrabia za to swoją trwałością. Na moim ciele utrzymuje się ona przez około 10-11 godzin. A biorąc pod uwagę fakt, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to rezultat ten tym bardziej zasługuje na uznanie.
Nadeszła pora by przyjrzeć się falkonowi Luxe Patchouli. Na pierwszy rzut oka skojarzył mi się on nieco z buteleczką Bois Noir Roberta Piguet’a. Posiada zbliżony kształt. Także i tu postawiono też na kontrast między bielą a czernią. Nasz bohater odróżnia się jednak brakiem etykiety. Zamiast niej nazwa i marka tych perfum wypisane zostały bezpośrednio na flakonie. Jego górna część pozostaje jednak dziwnie pusta. Najbardziej uwagę zwraca za to człon LUXE. Jest on zauważalnie większy od reszty a czcionką, którą został wypisany staje się coraz grubsza (patrząc od lewej strony do prawej). Całość prezentuje się dość oryginalnie i męsko.
Spotkanie z Luxe Patchouli okazało się dla mnie całkiem sporą niespodzianką. Zamiast spodziewanej paczuli odnalazłem tu naprawdę pokaźną dawkę nieśmiertelnika. Zapach mojego serca jednak nie podbił. Owszem, te perfumy są całkiem nieźle skomponowane i posiadają wyraźną ewolucję, czegoś im jednak brakuje. Najgorsze, że nie potrafię powiedzieć czego. Może właśnie tytułowej paczuli? Choć i bez niej kompozycja jest męska i ciemna. Nie brak jej charakteru. Odbieram ją chyba jednak jako zbyt pylistą. Duży ładunek pieprzu w otwarciu zestawiony z następującymi po nim nieśmiertelnikiem i kozieradką sprawia, że nosząc Luxe Patchouli nie czuję się do końca komfortowo. Mimo to, nie zamierzam pozbywać się tych perfum z mojej kolekcji. Może po prostu muszę jeszcze trochę do nich dojrzeć.
Luxe Patchouli
Główne nuty: Nieśmiertelnik, Przyprawy.
Autor: Antoine Maisondieu.
Rok produkcji: 2007.
Moja opinia: Warto poznać.