Un Jardin à Cythère – greckie wakacje
Na przestrzeni lat ogródkowa seria Hermès’a urosła do miana jednej z najciekawszych w perfumerii mainstreamowej. Od dłuższego czasu nie pojawił się w niej jednak żaden nowy zapach. Aż do tego roku. Za sprawą Christine Nagel kolekcja wzbogacona została bowiem o Un Jardin à Cythère. Od razu spieszę również wyjaśnić, że Cythère to francuska nazwa Cytery – greckiej wyspy położonej na południe od Peloponezu, lepiej znanej jako Kithira. Dodam też, że sama kompozycja określana jest zaś mianem słonecznej (bardzo spodobał mi się slogan The sun is its perfume) oraz… blond. Cokolwiek to znaczy. Wystarczyło jednak, by wzbudzić moją ciekawość. Bez dalszej zwłoki przekonajmy się zatem jak pachnie najnowszy ogródek Hermès’a.
Pierwsze sekundy Un Jardin à Cythère to smagniecie cytrusów. Wyraziste, rześkie, kwaskowe. Samemu zapachowi daleko jednak do miana owocowego. Choć jego otwarcie utrzymane jest w klimacie lata, od początku czuć, że dzieło Christine Nagel ma nam zdecydowanie więcej do zaoferowania. Mimo, iż głowa kompozycji emanuje subtelnym chłodem, to jest w niej również coś kremowego. Całość sprawia wrażenie miękkiej, jakby jedwabistej. W dziwny sposób kojarzy mi się z tartą cytrynową. Z tą różnicą, że w pierwszej fazie opisywanych dziś perfum odnajdziemy również akord zielony. Jest on jednak dość delikatny. Zresztą mam wrażenie, że cały opisywany dziś zapach wydaje się na swój sposób łagodny. I w sumie zastanawiam się czy Un Jardin à Cythère powinien być częścią ogródkowej serii, a nie linii Hermessence. Szczególnie biorąc pod uwagę to, co dzieje się na dalszych etapach tej kompozycji.
Testując opisywane dziś perfumy bardzo szybko zdałem sobie sprawę z ich orzechowego charakteru. Przy czym mam tu na myśli jeden bardzo konkretny orzech. Pistację. To bowiem właśnie ona jest dla mnie głównym bohaterem dzieła Christine Nagel. Przedstawiono ją tu zaś dwojako. Po pierwsze, w sercu recenzowanego zapachu czuć coś, co przypomina aromat prażonych orzechów pistacjowych. Charakterystyczną goryczkę oraz coś słonawego. Często gdy jestem na wakacjach w krajach basenu Morza Śródziemnego kupuję sobie na jakimś bazarze solone pistacje do przegryzienia po powrocie do hotelu. I według mnie to właśnie ich woń przenika środkową fazę Un Jardin à Cythère. Z tym, że mamy tu coś więcej. Christine Nagel wzbogaciła bowiem swoje pachnidło o nutę mastyksu. Czyli żywicy pistacji kleistej, zwanej również lentyszkiem. I rzeczywiście, w opisywanych perfumach da się wyczuć także coś złociście balsamicznego. Oraz wyraźnie drzewnego. To ostatnie wrażenie może jednak być wywołane obecnością w bazie zapachu drewna oliwkowego. I chociaż nie miałem nigdy okazji przekonać się jak pachnie, to jednak w ostatniej fazie opisywanego zapachu odnajduję coś, co kojarzy mi się z aromatem świeżo tłoczonej oliwy. I podobnie jak wspomniana już pistacja, ma w sobie coś lekko słonawego.
Wiemy już jak pachną Un Jardin à Cythère. To teraz przekonajmy się jakie parametry użytkowe posiadają te perfumy. I tak, jeśli chodzi o ich projekcję, to uważam ją za ponadprzeciętną. Stworzony przez Christine Nagel zapach jest dość intensywny. Ale nie nachalny. Nie sposób go nie zauważyć, jednak jego obecność nie jest uciążliwa. Ani szczególnie długotrwała. Jeśli bowiem przyjrzymy się czasowi, przez jaki ta kompozycja utrzymuje się na skórze, to okaże się, że wynosi on około 5-7 godzin. Nie jest więc źle. Taką trwałość określiłbym więc mianem umiarkowanej. Warto też jednak zwrócić uwagę na fakt, że mamy tu do czynienia z wodą toaletową.
To jeszcze krótko o flakonie opisywanego dziś pachnidła. A ten uważam za całkiem gustowny. I dobrze pasujący do charakteru zamkniętej w jego wnętrzu cieczy. Mimo, iż jego barwa wcale nie jest pistacjowa. Buteleczka wykonana jest z przeźroczystego szkła, które mieni się odcieniami żółci. Od intensywnie słonecznikowej u dołu ku słomianej bliżej atomizera. W efekcie całość wydaje się jakby słoneczna. Natomiast nazwę i markę zapachu znajdziemy wypisane na przedniej ściance flakonu. Umieszczono je tam jednak w sposób, który uważam za dyskretny. Pozwalają zidentyfikować zapach, ale nie rzucają się w oczy. Całość uzupełniono jeszcze plastikową zatyczką, która trochę kojarzy mi się z kapeluszem grzyba.
Nie mam wątpliwości, że Un Jardin à Cythère to perfumy, na które warto było czekać. Dzieło Christine Nagel jest bowiem naprawdę oryginalne. Powiedziałbym nawet, że nieomal niszowe. Nigdy do tej pory nie spotkałem się chyba z perfumami pistacjowymi. A już na pewno nie z takimi, które tak wiernie oddawałyby aromat tych orzechów. Od kompozycji bije ciepła aura słonawej zieleni. Tak, wiem, że to brzmi dziwnie, ale naprawdę mam takie odczucie. Do tego całość jest lekka, jasna i na swój sposób delikatna. Spokojna. A jednak wzbudza fascynację. I to mimo swojej względnej prostoty. Zdaję sobie natomiast sprawę, że Un Jardin à Cythère nie każdemu przypadną do gustu. Mnie jednak te perfumy naprawdę zauroczyły.
Un Jardin à Cythère
Główna nuta: Mastyks.
Autor: Christine Nagel.
Rok produkcji: 2023.
Moja opinia: Polecam. (6/7)