Nuit d’Issey – noc, co dniem się stała
Po całkiem udanej przygodzie z L’Eau d’Issey Pour Homme postanowiłem ponownie sięgnąć po perfumy japońskiej marki. Mój wybór padł zaś na Nuit d’Issey. Zapach, jak sama nazwa wskazuje, inspirowany nocą. Jej hipnotycznym pięknem i tajemniczością. Jednocześnie kompozycja ta napełniać ma mężczyznę nieodpartą siłą przyciągania. Domyślam się, że chodzi tu o przyciąganie potencjalnej partnerki a nie opiłków żelaza, jednak nigdzie nie jest to do końca sklaryfikowane. Autorami tego, mającego swoją premierę w 2014 roku, magnetycznego cudu są zaś Dominique Ropion oraz Loc Dong. A zatem, wbrew lekko drwiącej narracji, spodziewać się możemy naprawdę porządnego kawałka perfumeryjnej sztuki.
Nuit d’Issey rozpoczyna się akordem, który określiłbym jako jednocześnie zielony i cytrusowy. Dominuje w nim nieco cierpka nuta grejpfruta. Towarzyszy jej zaś bergamotka. Jest rześko i energetycznie. Niemniej, już w głowie da się wyczuć pewne słodsze akcenty. A także odrobinę pikanterii, wprowadzonej do zapachu przy pomocy czarnego pieprzu. Ma on za zadanie dodatkowo pobudzić nasze zmysły. Muszę jednak zaznaczyć, że początek dzieła Issey Miyake nie zrobił na mnie większego wrażenia. Choć intensywny, wydał mi się trochę nijaki. Do tego dość szybko zauważyłem pojawiające się tu i ówdzie syntetyczne niuanse. Nie są one ewidentne i nie zrażają do dalszych testów, ale ich obecności nie mogę przemilczeć.
O ile w głowie recenzowanych dziś perfum rządzą cytrusy, to w sercu królują przyprawy. Przynajmniej w jego początkowej części. Zresztą ogólnie, całe Nuit d’Issey wydają mi się mieć głównie przyprawowy charakter. Według mnie, obok wspomnianego już czarnego pieprzu, w ich środkowej fazie pojawia się zaś jeszcze kumin i gałka muszkatołowa. Zapach staje się wyraźnie słodszy. Nabiera też bardziej orientalnego klimatu. Zastanawiam się czy nie ma tu również jakiejś szczypty wanilii. Nie mam natomiast wątpliwości co do obecności nut drzewnych. Reprezentowanych tu przede wszystkim przez wetywerię. Słodycz Nuit zrównoważona zostaje przez wytrawniejszy akord. A w jego skład wchodzi również kadzidło. Choć, wbrew licznym komentarzom, dla mnie nie jest tu ono kluczowym elementem. Spowija kompozycję obłoczkiem jasnego dymu, nigdy jednak nie przyjmuje pierwszoplanowej roli. Gdzieś w tle objawia się zaś jeszcze delikatna skórzana nuta. I tym sposobem przechodzimy do ostatniej fazy zapachu. A w niej dominuje już bób tonka. Czuć tu jego charakterystyczną słodycz. I może to właśnie on wywołał we mnie wcześniejsze skojarzenia z wanilią? Tuż obok niego swoją obecność zaznacza też ostrzejsza i wytrawniejsza nuta paczuli. Jest też sporo mydlanego piżma. Do tego powracają wspomniane już syntetyczne akcenty. W moim odczuciu baza to najnudniejsza i najsłabsza część Nuit d’Issey. A że perfumy poznaje się po bazie…
Przekonajmy się jeszcze jak prezentują się walory użytkowe prezentowanej dziś kompozycji. A zacząć chciałbym od projekcji. Ta zdecydowanie zasługuję bowiem na uwagę. Jest naprawdę silna. Kilka minut po tym, jak zaaplikowałem na siebie próbkę Nuit, z drugiego pokoju dobiegło mnie pytanie czy przypadkiem właśnie się czymś nie wyperfumowałem! Zapach Miyake naprawdę świetnie rozchodzi się w powietrzu. Do tego dochodzi zaś przyzwoita trwałość. Dzieło Ropion’a i Dong’a ma postać wody toaletowej a na ciele utrzymuje się przez około 6-7 godzin.
To teraz jeszcze krótko o flakonie Nuit d’Issey. Swoim kształtem przypomina on ten należący do L’Eau d’Issey pour Homme. Widzimy więc prostokątną, lekko wybrzuszającą się ku dołowi buteleczkę. Od klasyka różni się ona jednak barwą. Jest bowiem czarna jak tytułowa noc. Natomiast jej faktura kojarzy mi się trochę płytą winylową. To chyba przez te drobne rowki, którymi jest pokryta. Za to zatyczka, choć równie ciemna, jest już kontrastowo gładka. I jakby matowa. W efekcie tworzy to całkiem ciekawe połączenie. Jeśli zaś chodzi o oznaczenia, to na froncie flakonu znajdziemy jedynie nazwę kompozycji oraz jej producenta. Innych informacji brak.
Uważam, że Nuit d’Issey to całkiem poprawne męskie perfumy mainstreamowe. Posiadają wyraźnie przyprawowo-drzewny charakter. Wbrew komentarzom, nie postrzegam ich jednak jako mrocznych. Dla mnie to typowy zapach na dzień. Kompozycja jest jasna i nie przechyla się zanadto ani w kierunku słodyczy ani w kierunku wytrawnym. Moim zdaniem brak jej jednak wyrazistości. Tego czegoś, co zdefiniowało sukces L’Eau d’Issey Pour Homme. Nuit d’Issey zwyczajnie nie zapada w pamięć. Co zaś do magnetycznej mocy tych perfum, to chyba po prostu zależy ona od naszego gustu. Mnie takie banalne kompozycje jednak nie pociągają.
Nuit d’Issey
Główne nuty: Przyprawy, Nuty Drzewne.
Autor: Dominique Ropion, Loc Dong.
Rok produkcji: 2014.
Moja opinia: Może być. (4/7)