Iperborea – zimno, coraz zimniej cz. III
Na zakończenie trylogii Zimno, coraz zimniej zdecydowałem się przedstawić perfumy o nazwie Iperborea autorstwa Lorenzo Villoresi’ego. Kompozycja powstała w 2010 a zainspirowana została Hiperboreą – mityczną krainą położoną na dalekiej północy, hen za siedzibą boga wiatru północnego Boreasza. Starożytni Grecy wierzyli, że jest to miejsce wiecznego szczęścia o niezwykle przyjaznym klimacie. Jednak w ujęciu Villoresi’ego Iperborea jest miejscem zdecydowanie zimnym. Zaskakuje również wybór głównych nut tych perfum. O tym jednak w dalszej części niniejszego wpisu.
Początek zapachu jest przede wszystkim zielony. Do tego także słodki i zauważalnie kwiatowy. To zresztą właśnie kwiaty najsilniej definiują charakter Iperborei. W otwarciu czuję jednak zieleń ich łodyżek. Obraz, który maluje Villoresi kojarzy się z przebiśniegami zwiastującymi kres wszechobecnej jeszcze zimy. Samych przebiśniegów tu jednak nie ma. Jest za to bardzo wyraźna konwalia. I zarówno ona jak i towarzyszący jej cyklamen mają w sobie coś mokrego. Coś, co przywołuje na myśl topniejący śnieg. Głowa recenzowanych perfum jest przy tym naprawdę jasna i jakby przejrzysta. Kojarzyć się też może z zimnym górskim powietrzem. Pojawiają się w niej jednak pewne słodsze, owocowe akcenty. W otwarciu odnajdziemy bowiem pomarańczę, brzoskwinie i mandarynkę (wymienione w kolejności od najbardziej do najmniej wyczuwalnej). Ich aromat dobrze łączy się z tym, co czeka na nas w sercu kompozycji.
W środkowej fazie kwiatowy charakter Iperborei zostaje jeszcze spotęgowany. Wciąż obecna tu konwalia zyskuje nowych towarzyszy. Są nimi magnolia i mimoza. Mimo ich obecności kompozycja pozbawiona jest jednak typowego kwiatowego ciepła. Wręcz przeciwnie, bijący od niej chłód jeszcze przybiera na sile. Zapach jest naprawdę zimny. Ma w sobie także coś ostrego, niemal świdrującego. A jego aromat jest też w pewnym stopniu metaliczny. Muszę przyznać, że to bardzo intrygujący efekt. Jest trochę tak, jakby z Iperborei co jakiś czas docierały do nas pojedyncze, ale intensywne ukłucia mrozu. Z drugiej jednak strony, dzieło Villoresi’ego potrafi zaskoczyć i cieplejszymi akcentami. Szczególnie w bazie. Obecny tu jaśmin podany został w chłodnej otoczce, niemniej generuje wrażenia jakie towarzyszy nam, gdy wystawiamy twarz do słońca w zimowy dzień. Delikatnie rozgrzewa. Podobnie jak pojawiający się na tym etapie kwiat pomarańczy. Na światło dzienne wychodzą też nuty drzewne. Nie odgrywają one jednak jakiejś istotnej roli w recenzowanych perfumach. W odróżnieniu od występującego tu piżma. Ten akord jest bardzo charakterystyczny dla kompozycji Villoresi’ego. Zgrabnie łączy wszystkie obecne w niej wątki. Jednocześnie nadaje zapachowi subtelności i delikatności. Stanowi naprawdę udane zwieńczenie tego niezwykle ciekawego zapachu.
A teraz czas by napisać kilka słów o walorach użytkowych opisywanej dziś kompozycji. Jeśli chodzi o projekcję, to określiłbym ją jako dobrą. Iperborea pachnie całkiem wyraźnie i przez większość czasu nie miałem problemów, aby wyczuć ją na swojej skórze. A skoro już mówimy o czasie… Niestety, trwałość recenzowanych perfum nie jest zbyt dobra. W moim wypadku wynosiła ona około 5-6 godzin. Może nie jest to zły wynik, ale na pewno mógłby być lepszy.
W klimat kompozycji po części wpisuje się także jej flakon. A zwłaszcza jego kolorystyka. Przeźroczyste szkło wypełnia niemal bezbarwna ciecz. Do tego dochodzą zaś srebrne zdobienia tj. zatyczka oraz blaszka z wypisaną nazwą producenta umieszczona na przedniej ściance buteleczki. Reszta to już typowy Lorenzo Villoresi. A zatem flakonik posiada sześciokątną podstawę i grube dno. Całość prezentuje się zaś czysto i elegancko. Zdecydowanie pasuje do chłodnego charakteru tych perfum.
Ze trójki bohaterów cyklu Zimno, coraz zimniej Iperborea okazała się dla mnie najbardziej zaskakująca. W zapachu jest sporo kwiatowych akcentów, są one jednak całkowicie pozbawione przechyłu w damską stronę. I mimo iż jasne i delikatne, perfumy te w stu procentach nadają się do używania przez mężczyzn. A stanowiące źródło ich chłodu kwiaty są naprawdę niezwykłe. Nieco sypkie, ale nie pudrowe. Rozkwitające, ale niezbyt słodkie i na pewno nie ciepłe. Wyraźnie czuć też niszowy charakter tych perfum. Czegoś takiego nie zaoferuje nam żadna mainstreamowa marka. I dlatego naprawdę zachęcam do sięgnięcia po flakon z napisem Iperborea.
Iperborea
Główne nuty: Kwiaty, Nuty Zielone.
Autor: Lorenzo Villoresi.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)