Agar i Piżmo

View Original

Biały Płomień – kalejdoskop w ogniu

Stworzona przez Alana Balewskiego wiedzmińska seria składa się z czterech pachnideł. Czas zatem na ostatnie z nich. A konkretnie Biały Płomień. Perfumy inspirowane cesarzem Nilfgardu i ojcem Ciri – Emhyr’em van Emreis’em. A zatem zapach z definicji wyjątkowy. Czyżby ognisty? Jeśli tak to spodziewałbym się tu albo płomiennego jaśminu albo dymnego kadzidła. Na profilu Scent-Personality w portalu Facebook znaleźć można natomiast informację, że kompozycja jest żywa, gorąca i świetlista. Brzmi zachęcająco, prawda? Przekonajmy się zatem jak pachną te cesarskie perfumy.

Przy pierwszej aplikacji Białego Płomienia na skórę przeszedł mnie lekki dreszcz. Olfaktoryczne bogactwo tej kompozycji wyczuwalne jest od samego początku. Nie bombarduje jednak nosa, a stopniowo rozwija swój bukiet. I tak, z początku najwyraźniej czuć woń zwęglonego drewna. Albo po prostu popiołu. W zasadzie, pewnego razu moja mama po przywitaniu się ze mną stwierdziła, że pachnę ogniskiem. Jeśli jednak do głowy przychodzą Wam teraz skojarzenia z Olivier’em Durbano i jego Black Tourmaline to są one mylne. Dzieło Alana Balewskiego nie pachnie bowiem wędzarnią. Jego aromat jest wytrawniejszy, choć od razu wyczuć można także pewną słodycz. Jak również subtelniejsze metaliczne niuanse. Z czasem Biały Płomień ulega jednak przemianie. Rozbłyska światłem.

Jeśli zastanawiacie się z czego wynika wspomniana słodycz, to jest ona sprawką róży. Podanej tu w bardzo alanowski sposób. To, jak została przedstawiona natychmiast przywołuje w mojej myśli inny zapach Scent-Personality, gdzie pojawia się ten składnik tj. Jaskółkę. Także i tu królowa kwiatów jest dojrzała i bardzo aromatyczna. Myślę, że w obu kompozycjach wykorzystano ten sam absolut. Efekt jest taki, że Biały Płomień nabiera nie tylko głębi, ale i wyrafinowania. Staje się krąglejszy. Pozostaje jednak gorący. A właściwie jego temperatura jeszcze rośnie. W czym pomaga trafnie przeze mnie odgadnięte jeszcze przed przystąpieniem do testów kadzidło. Także i ono wpisuje się w dymny klimat tych perfum. Nadaje im jednak pewnego bliskowschodniego sznytu. Posługując się nomenklaturą Comme des Garçons to bardziej Zagorsk niż Avignon. Takie podejście współgra z drzewną sygnaturą otwarcia. Jednak w miarę jak mijają kolejne godziny, coraz bardziej ewidentna staje się jeszcze inna nuta. A jest nią skóra. W zasadzie, według mnie to ona dominuje w bazie zapachu. Jest naprawdę wyraźna. A przy tym podana w ciekawy sposób. Jakby miękka. Świeża. Trochę jak para nowych skórzanych rękawiczek. Zaś w efekcie postrzegam te perfumy jako bardziej eleganckie. Wątek drzewny podtrzymany został natomiast przy pomocy olchy. W moim odczuciu, na tym etapie kompozycji nie odgrywa on już jednak istotniejszej roli.

Zobaczmy jeszcze jak prezentują się walory użytkowe Białego Płomienia. Jeśli chodzi o projekcję, to perfumy te są naprawdę intensywne. Ich aromat jest na tyle silny, że nikt w naszym najbliższym otoczeniu nie pozostanie nieświadomy ich obecności. O tak, stworzone przez Alana Balewskiego pachnidło to mocna rzecz. A jak wypada jego trwałość? Tutaj również nie można mieć zastrzeżeń. W moim wypadku wynosiła ona bowiem 7-8 godzin. Pamiętajmy jednak, że mamy do czynienia z wodą perfumowaną, a nie toaletową.

Przy okazji dzisiejszej recenzji nie mogło też zabraknąć krótkiego opisu flakonu prezentowanej kompozycji. Uwagę zwraca przede wszystkim stylizowana na pieczęć etykieta. Jest ona czarna, z wymalowanym na niej pomarańczowym słońcem. Muszę przyznać, że dobór kolorów jest tutaj naprawdę trafny. W końcu żadne inne barwy nie kojarzą się ze zwęglonym drewnem tak jak właśnie połączenie czerni i pomarańczy. Natomiast przez przeźroczyste szkło widać zamkniętą w buteleczce bursztynową ciecz. Całość zwieńczona została zaś metalową czarną zatyczką, która dobrze komponuje się z resztą wzoru. Szkoda jedynie, że nie jest drewniana. W tym miejscu chciałbym też wspomnieć o jeszcze jednej kwestii. Mianowicie zrobione przez Michała Conneryfan zdjęcia flakonu opisywanych perfum zdobyły pierwsze miejsce na Fragrantica Readers’ Choice Awards 2021 w kategorii Perfumy o najładniejszych zdjęciach. Serdecznie gratuluję!     

Z całej wiedzmińskiej kolekcji Scent-Personality to właśnie Biały Płomień najbardziej przypadł mi do gustu. Zapach oscyluje w klimatach, które znam i lubię, a jednak udaje mu się zachować oryginalność. A to już nie byle co. Do tego podoba mi się jak zmienne są te perfumy. Podczas testów miałem wrażenie, że każdego dnia pachną nieco inaczej niż poprzednio. Raz dominował watek skórzany, raz róża, a innym razem spopielone drewno. Trochę jak w kalejdoskopie. Przy czym mam wrażenie, że obecne tu nuty bawią się ze sobą a kompozycja naprawdę jest żywa. Na przykład czasami róża staje się dużo bardziej wyczuwalna w głowie niż w sercu zapachu. A ewolucja Białego Płomienia, choć ewidentna, nie jest z góry zdefiniowana. I dlatego testowanie tych perfum przyniosło mi naprawdę sporo frajdy.     

Biały Płomień
Główne nuty: Skóra, Kadzidło.
Autor: Alan Balewski.
Rok produkcji: 2020.
Moja opinia: Polecam. (6/7)