Vétiver – nadmorska wetyweria
W ostatnim czasie na blogu pojawiło się sporo perfum z wetywerią w temacie. Dziś do tego grona dołącza Vétiver od Annick Goutal. Mimo iż jakiś czas temu kompozycja ta wycofana została z produkcji, to udało mi się jeszcze dostać próbkę. Sam zapach zainteresował mnie zaś z tego względu, że stanowił część kolekcji Les Colognes. Byłem więc ciekaw jak Isabelle Doyen poradzi sobie z przedstawieniem wetywerii w wersji kolońskiej. Do tej pory zetknąłem się bowiem z wieloma ujęciami tej rośliny, ale nie takim. Co prawda, do przetestowania wciąż pozostaje Vétiver Fatal od Atelier Cologne, jednak to kompozycji Annick Goutal przyznałem wyższy priorytet. I już teraz mogą zdradzić, że nie żałuję tej decyzji. Dlaczego? Tego dowiecie się czytając niniejszą recenzję.
Od samego początku recenzowany dziś zapach jest zielony i ewidentnie wetiwerowy. Jego głowa znacząco różni się jednak od większości vetiwerów jakie znam. Zaskakuje swoim morskim charakterem! W otwarciu woń wyrzuconych na plażę glonów miesza się bowiem z aromatem soli morskiej. Moje skojarzenie natychmiast wędrują zaś ku piaszczystym wybrzeżom Morza Śródziemnego. Jego wody nie są jednak turkusowe a szmaragdowe. W otwarciu Vétiver dominuje zieleń. Do jej rozjaśnienia posłuży zaś cytrusy. Przede wszystkim sycylijska cytryna, jednak pewne gorzkawe akcenty każą mi podejrzewać, że w składzie obecny jest również grejpfrut. Jednak, aby jeszcze silniej związać swoją kompozycję z morzem Isabelle Doyen wprowadziła do niej także nutę jodu. Nadaje ona zapachowi przestrzeni i transparentności. Warto przy tym zauważyć, że Vétiver ani przez chwile nie wpada w przesycony aromamolekułą Calone klimat morskich świeżaków pierwszej połowy lat 90’ XX wieku. Kompozycje pozostaje ze wszech miar oryginalna. Bardzo szybko zauważyć można też pewne ziołowe akcenty wynikające z obecności w składzie szałwii i rozmarynu.
W sercu opisywane dzisiaj perfumy nieco łagodnieją. Do rozmiękczenia środkowej fazy zapachu posłużył zaś kardamon. Zielony i jakby aksamitny, interesująco wpisuje się w klimat kompozycji. Pomaga też w jej transformacji. Z czasem Vétiver oddala się bowiem od morskich brzegów. Swoją obecność coraz wyraźniej zaczyna za to zaznaczać irys. Jego elegancki chłód przydaje dziełu Isabelle Doyen męskiego charakteru. Jednocześnie Francuzka pozbawiła go jednak charakterystycznych marchwiowo-ziemistych akcentów. W moim odczuciu oczyszczeniu uległa także tworząca bazę tych perfum wetyweria. W żadnym wypadku nie określiłbym jej tutaj jako ziemistej. Do budowy ostatniej fazy Vétiver posłużono się zaś dwoma odmianami tej rośliny – z Jawy (Indonezja) oraz z Haiti (Karaiby). Żadna z nich nie jest tu jednak mroczna i zimna. Owszem, kompozycja pozostaje chłodna, ale jej aromat został w znaczący sposób rozjaśniony. Nie znaczy to bynajmniej, że stracił na wyrazistości. Co to to nie. Moim zdaniem Doyen bardziej skupiła się jednak na dymnym aspekcie wetywerii. Jej drzewny aromat dominuje ostatnią fazę recenzowanego zapachu.
Jak na perfumy o kolońskim charakterze Vétiver posiada wyjątkowo dobre parametry użytkowe. Szczególnie jego moc nie może budzić zastrzeżeń. Od pierwszych chwil po aplikacji kompozycja projektuje całkiem intensywnie i nie zmienia się to aż do późnej bazy. Nie przez przypadek też użyłem słowa późnej. Stworzone przez Isabelle Doyen pachnidło posiada bowiem naprawdę dobrą trwałość. Podczas kilku dni testów Vétiver zawsze utrzymywał się na mojej skórze przez około 8-9 godzin.
To, co odróżniało recenzowane dziś perfumy od większości kompozycji Annick Goutal to flakon, w którym były dystrybuowane. Ich buteleczka miała bowiem zdecydowanie bardziej smukły kształt. Bez większych zmian pozostała natomiast zdobiąca ją etykieta. Choć i ona została rozciągnięta w pionie, to jej wzór nadal kojarzyć się może z papierosową banderolą. Na koniec chciałbym zaś jeszcze zwrócić uwagę na kolor wypełniającej flakon cieczy. Jej barwa jest jasnozielona i całkiem udanie wpisuje się w lekki i niezobowiązujący charakter kompozycji. Tym samym mamy więc pełną synergię między opakowaniem a jego zawartością.
Choć Vétiver stanowił część kolekcji Les Colognes, to ja nie określiłbym tych perfum jako kolońskich w klasycznym tego słowa znaczeniu. Moim zdaniem chodzi raczej o lekkość i promienistość kompozycji. Generuje ona wrażenie jakie powstaje, gdy pod wpływem słońca morska sól powoli zasycha na naszym ciele. Stworzony przez Isabelle Doyen zapach jest przy tym w stu procentach noszalny. Co więcej, choć oficjalnie jest to uniseks, to według mnie posiada on pewien przechył w męską stronę. Niewielki, ale zauważalny. To wszystko wpływa zaś na fakt, iż uznaję Vétiver za jedne z najlepszych perfum z wetywerią w temacie, jakie dane mi było poznać. Szczególnie dobrze sprawdzą się zaś w ciepłe, letnie dni.
Vétiver
Główna nuta: Wetyweria, Nuty Morskie.
Autor: Isabelle Doyen.
Rok produkcji: 1985/2013.
Moja ocena: Polecam. (6/7)