Eau de Nuit – pod osłoną nocy
Bohater dzisiejszego wpisu – Eau de Nuit – to chronologicznie pierwsze perfumy w linii Eaux pour Homme. A zatem kolekcji inspirowanej klasycznymi Eau pour Homme, autorstwa Roger’a Pellegrino. W 2013 roku na rynek trafiła ich odświeżona wersja. A wraz z nią debiut miała recenzowana dziś kompozycja. W odróżnieniu od protoplasty, Eau de Nuit eksploruje jednak znacznie mroczniejsze rejony. Pomyślany został jako zapach nocy. Za jego skomponowanie odpowiedzialna jest natomiast Marie Salamagne, znana między innymi ze współpracy z takimi markami jak Atelier des Ors, Jo Malone czy Yves Saint Laurent. Dla Armani’ego stworzyła zaś zapach ciepły i zmysłowy. Tak przynajmniej wynika z materiałów reklamowych. A jak jest w rzeczywistości?
Początek Eau de Nuit nie wzbudza większych emocji. Od razu wskazuje jednak na raczej wieczorowy charakter opisywanej kompozycji. Już na wstępie czuć sporą dawkę ciepłej słodyczy. Co do zasady, głowa zapachu zbudowana została jednak w oparciu o połączenie różowego pieprzu i bergamotki. Jednak cytrusowych niuansów ciężko mi się tu doszukać. Jeśli zaś chodzi o pieprz, to właśnie jego przyprawowa słodycz współtworzy klimat otwarcia. Jednocześnie, już od samego początku Eau de Nuit wydały mi się perfumami jakby kremowymi. Aksamitnymi. Ale i raczej ciemnymi. Nieco buduarowymi. A z czasem wrażenie to jedynie się nasiliło.
W środkowej fazie kompozycji jej słodycz dalej jest prominentna. Całość nabiera jednak nieco bardziej pudrowej maniery. A dzieje się tak chyba przede wszystkim za sprawą obecnego tu irysa. Tyle, że jego aromat wcale nie jest ewidentny. W zasadzie to bardziej niż irysa, wyczuwam tu coś zbliżonego do nuty zamszu. Dzięki niej kompozycja Armani’ego sprawia wrażenie trochę bardziej eleganckiej. W sercu Eau de Nuit odnajdziemy jednak i przyprawy. A konkretnie gałkę muszkatołową i kardamon. W takiej kolejności. Wzmacniają one ciepłą i zmysłową stronę zapachu. Podobnie jak i obecny w tle heliotrop. Jego lekko migdałowy aromat dodaje całości głębi. Oraz stanowi zapowiedź zbliżającej się bazy. A w niej na pierwszy plan wychodzi nuta, która już od samego początku definiowała klimat Eau de Nuit. A chodzi mi oczywiście o bób tonka. Jego słodycz, choć naprawdę wyraźna, nie wywołuje wrażenia przesytu. W dodatku, wydaje mi się, że to właśnie tonka odpowiada za wspomnianą aksamitność zapachu. Aby jednak nie było za miękko i zbyt puszyście, Marie Salamagne podbudowała bazę swojego dzieła drzewną nutą cedru. Który, za sprawą swojej naturalnej słodyczy, bardzo dobrze się tu wkomponowuje. W końcówce odnajdziemy też jeszcze sporo balsamicznej ambry. W rezultacie, ostatnia faza Eau de Nuit sprawia wrażenie ciepłej i sensualnej a przy tym wciąż męskiej.
Chciałbym teraz napisać kilka słów o parametrach użytkowych recenzowanego dziś zapachu. Zacznijmy od projekcji. I tu ważna uwaga. Sugeruję uważać z obfitością aplikacji. Eau de Nuit posiada naprawdę sporą moc. O czym przekonałem się bardzo dobitnie przedawkowując go przez pierwszym teście. Głowa bolała mnie potem przez dobre 2-3 godziny. Poza tym, według mnie nie ma też zbytnio powodów, aby wylewać na siebie pół butelki. Kompozycja Armani’ego posiada bowiem całkiem dobrą trwałość. Pomimo iż mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to utrzymuje się na skórze przez około 9-10 godzin.
To jeszcze krótko o flakonie Eau de Nuit. A ten swoim wzorem nawiązuje wprost do klasyka Eau pour Homme. Szczególnie kształtem. Buteleczka ma charakterystycznie ścięte górne narożniki. Osadzona jest zaś na karbowanej srebrnej podstawie. Podobny motyw odnajdziemy też u nasady zatyczki. Reszta flakonu ma zaś barwę czerni. Na froncie, w centralnym miejscu wyraźnie widać wypisaną srebrną czcionką markę producenta. Trochę niżej widnieje natomiast sama nazwa zapachu. Tyle że ona jest już bardziej dyskretna. Muszę jednak przyznać, że całość wygląda naprawdę dobrze. Męsko i elegancko. O to chodzi.
Osobiście uważam Eau de Nuit za perfumy mało oryginalne, choć jednocześnie naprawdę dobrze skomponowane. Zapach jest ciężki w tonkę. Słodki i zmysłowy. Ale w granicach akceptowalności. Brakuje mu jednak tego czegoś. Może gdyby trochę silniej zaakcentować irysa… I jak się tak nad tym zastanawiam, to dzieło Marie Salamagne trochę skojarzyło mi się ze Skin on Skin. Jest jednak mniej pudrowe od kompozycji L’Artisan Parfumeur. Dzięki czemu nie wpada w rejony zarezerwowane dla perfum z dopiskiem pour famme. A tym samym sprawia, że Eau de Nuit stają się niezłym wyborem na randkę. Szczególnie, że mają też w sobie pewną dozę elegancji. Tyle, że według mnie to raczej zapach dla panów trzydzieści plus. Ale może ktoś z Was uważa inaczej?
Eau de Nuit
Główne nuty: Bób Tonka, Zamsz.
Autor: Marie Salamagne.
Rok produkcji: 2013.
Moja ocena: Warto poznać. (5/7)