Prezent dla niej – Touch for Women
Dedykowane panom Touch for Men to jedne z moich ulubionych perfum w ofercie Burberry. Mam nawet flakon. Dziś natomiast postanowiłem przyjrzeć się ich żeńskiemu odpowiednikowi. A może nawet protoplaście. Wersja dla pań jest bowiem chronologicznie wcześniejsza (2000 rok). Samo powstanie tej kompozycji jest zaś wynikiem zmian jakie zaszły w kierownictwie brytyjskiej marki i zatrudnieniu, w 1998 roku, Roberto Menichetti’ego na stanowisku dyrektora artystycznego. Którego zadaniem było odświeżenie wizerunku Burberry. A Touch for Women są doskonałym przykładem tego kierunku. Czerpiąc z perfumowego dziedzictwa lat 80’ oferują zapach nowoczesny, a jednocześnie na tyle uniwersalny, że prawie ćwierć wieku od swojej premiery nadal pachnie od dobrze i bez staroświeckich akcentów. Po szczegóły zapraszam jednak do dalszej części wpisu.
Jeśli chodzi o swój aromat, to już od samego początku Touch for Women wyraźnie różnią się od wersji męskiej. To perfumy utrzymane w innym klimacie, choć pewnych podobieństw w ich stylu można się oczywiście doszukać. W przypadku naszego dzisiejszego bohatera wyeksponowano jednak wątek owocowy. Przynajmniej w głowie. A wśród jej nut odnaleźć można między innymi czarną porzeczkę, malinę, żurawinę i jeżynę. Jest więc słodko (ale nie przesadnie) i soczyście. Powiedziałbym, że otwarcie kompozycji ma w sobie coś dziewczęcego. Jest lekkie i zwiewne. A przy tym jasne i radosne. Przyjemnie drażni nozdrza swoim owocowym aromatem. Który wzmocniony został jeszcze przy pomocy różowego pieprzu. Dzięki czemu całość nabiera jeszcze więcej lotności. Nie siada na skórze, a żywo unosi się w przestrzeni wokół nas.
Owocowy charakter recenzowanych perfum utrzymuje się także w ich sercu. A dzieje się tak przede wszystkim za sprawą pojawiającej się tu brzoskwini. Powoli całość zaczyna jednak zmieniać swój klimat. Swoją obecność zaznaczać bowiem zaczyna wątek kwiatowy. Który zbudowany został w oparciu o bardzo charakterne nuty białokwiatowe. W środkowej fazie Touch for Women odnajdziemy bowiem zarówno jaśmin oraz tuberozę, jak i lilię. W efekcie zapach nabiera więcej ciepła. Co ważne, nie staje się jednak ciężki. Mimo, iż wymienione składniki mają tendencję do dominowania perfum, a nieraz nawet przytłaczania swoją intensywnością, to w dziele Michel’a Girard’a nic takiego nie ma miejsca. Kwiaty sprawiają natomiast, że pachnidło Burberry nabiera więcej cielesności. Z dziewczęcego przechodzi w kobiece. I zmiana ta bardzo mi się podoba. Szczególnie, że taki charakter opisywanych perfum utrzymuje się również w ich bazie. W której nieco silniej zaakcentowano jednak wątek drzewny. Oparty przede wszystkim na drewnie cedrowym. Któremu towarzyszy jeszcze mech dębowy. O zmysłowym klimacie kompozycji przypomina nam natomiast wanilia.
Chciałbym też napisać parę słów o parametrach użytkowych Touch for Women. Jeśli chodzi o projekcję tych perfum, to moim zdaniem jest ona bardzo dobra. Zapach emanuje ze skóry i daje się zauważyć w towarzystwie. Nieco słabiej wypada natomiast jego trwałość. Ta jest zaledwie przeciętna i wynosi około 5-7 godzin od aplikacji. Warto też jednak pamiętać, że w przypadku dzieła Burberry mamy do czynienia z wodą toaletową.
Zanim przejdę do podsumowania, chciałbym jeszcze poświęcić kilka słów flakonowi opisywanej dziś kompozycji. A ten zaprojektowany jest całkiem zgrabnie. Buteleczka jest smukla, ma kształt ściętego stożka i wykonana została z przeźroczystego szkła. Na jej froncie elegancką, ciemnobrązową czcionka wypisano nazwę zapachu oraz jego markę. Z tekstem koresponduje zaś drewniana zatyczka. Dzięki niej całość wydaje się jeszcze bardziej szykowna. Natomiast przez szkło dostrzec można zamkniętą we wnętrzu flakonu bladopomarańczową ciecz.
Uważam, że Touch for Women to naprawdę ciekawe perfumy. Bez dwóch zdań mamy tu do czynienia z pachnidłem silnie kobiecym, ale ani trochę nie agresywnym. I to właśnie ta lekkość i delikatność wyróżniają dzieło Burberry. Mimo bogatego aromatu, całość jest bowiem jakby subtelna. Z klasą. Zaś gdy myślę o kobiecie, której pasowałby ten zapach, to przed moimi oczami w pierwszej kolejności pojawia się Jackie Kennedy. W swoim różowym kostiumie. Muszę też przyznać, że podobnie jak Touch for Men, także i wersja damska jest niezwykle uniwersalna. Pasować będzie na większość okazji i wszystkie pory roku. Ma w sobie również coś podobnie czystego i eleganckiego. Wydaje mi się jednak bardziej wyrafinowana. Zachęcam jednak do samodzielnego przekonania się o walorach tych perfum.
Touch for Women
Główne nuty: Owoce, Kwiaty.
Autor: Michel Girard.
Rok produkcji: 2000.
Moja opinia: Polecam. (6/7)