Weekend for Men – tygodnia koniec i początek
Dziś na blogu powracam do dawno przeze mnie nie eksplorowanego wątku perfum cytrusowych. Bohaterem niniejszego wpisu jest zaś Burberry - Weekend for Men. Kompozycja ta pochodzi z końcówki XX wieku (1997 rok) a jej autorem jest sam Michel Almairac. Francuz znany jest z tworzenia lekkich, owocowych zapachów o prostej budowie. Nie może więc dziwić fakt, że to właśnie jemu brytyjska marka powierzyła misję skomponowania weekendowych (czyli według mnie niezobowiązujących) perfum dla mężczyzn. Takich, po które sięgamy, gdy nic nie musimy a wszystko możemy. Przekonajmy się zatem jak Almairac wywiązał się z postawionego przed nim zadania.
Weekend for Men posiada cierpki, zielony i zauważalnie cytrusowy początek. Cały zapach jest zresztą według mnie dość gorzki, co stanowi jego sygnaturę. W pierwszej fazie recenzowanych perfum nie da się nie zauważyć obecności grejpfruta. To właśnie jego aromat definiuje otwarcie kompozycji. Towarzyszy mu zaś cytryna. Za jej sprawą Weekend jest lekki i rześki. Nadaje mu też ona nieco bardziej sportowego charakteru. Aby jednak nie było za cierpko Michel Almairac postanowił trochę osłodzić swoje dzieło. W tym celu użył zaś tangerynki. Jej aromat nie jest tu dla mnie wyczuwalny jako pojedyncza nuta, zdaję sobie jednak sprawę, że gdyby nie jej obecność to głowa Weekend for Men mogłaby sprawiać wrażenie zbyt intensywnej. A tak efekt ten został choć częściowo zniwelowany. Otwarcie, mimo iż przyzwoite, niczym jednak nie zachwyca. Sprawdźmy zatem, co dzieje się na dalszych etapach opisywanych dziś perfum.
W sercu kompozycji prominentną rolę odgrywa bluszcz. A konkretnie zielony i cierpki aromat jego liści. Kontynuuje on gorzki watek zapoczątkowany w głowie przez grejpfruta. Weekend ma jednak zgoła odmienny charakter niż choćby diptyque - Eau de Lierre. Jest zdecydowanie mniej mokry. Intensyfikacji ulega natomiast zieleń zapachu. Dzieje się tak za sprawą obecności mchu dębowego w składzie tych perfum. To on bierze na siebie odpowiedzialność za męski charakter stworzonej przez Almairac’a kompozycji. Mankamentem jest natomiast jego niezbyt naturalny aromat. Czuć tu drzewne syntetyki. O ile jednak jestem w stanie wyczuć mech, o tyle deklarowanej obecności sandałowca w ogóle nie potrafię odnotować. Zauważam natomiast, że z czasem gorycz Weekend for Men maleje, ustępując miejsca słodszym nutom. Nie jest jednak tak, że cierpkie akcenty znikają całkowicie. Pojawiają się jednak nowe elementy. Przede wszystkim baza zapachu okraszona została pewną ilością miodu. Jest to całkiem udany wybór, bowiem według mnie miód oprócz słodyczy zawiera też w swoim aromacie pewną gorycz. A ta dobrze wkomponowuje się w klimat recenzowanych perfum. Do tego odnajdziemy tu także nieco słodkiego piżma oraz śladowe ilości ambry. Składnikom tym daleko jednak do naturalności.
Testując Weekend for Men zwróciłem także uwagę na parametry użytkowe tych perfum. Szczególnie zaskoczyła mnie zaś ich projekcja. Jest ona całkiem silna jak na cytrusowy zapach. W zasadzie przez cały czas trwania kompozycji na skórze, potrafiłem ją na sobie wyczuć. I to bez większych problemów. Zdecydowanie gorzej było jednak z trwałością. Dzieło Michel’a Almairac’a zazwyczaj znikało z mojej skóry po upływie 4-5 godzin. Jak widać nawet użyte w bazie syntetyki nie pozwoliłby zbyt długo utrzymać kompozycji na skórze.
Przeciętny zapach otrzymał według mnie przeciętny flakon. Buteleczka Weekend jest dla mnie całkowicie niecharakterystyczna. Białe litery, którymi wypisano nazwę i markę tych perfum giną na tle jasnozielonej cieczy wypełniającej wnętrze flakonu. Jedynie srebrna, plastikowa zatyczka nieco bardziej odcina się swoją kolorystyką. Uwagę zwraca także zdobiące jej wierzch logo Burberry. Ten rycerz na koniu zawsze mi się podobał. Na obronę flakonu muszę też dodać, że jest on całkiem wygodny w użyciu. Dobrze układa się w dłoni. Przynajmniej w wersji 100 ml.
W moim odczuciu Weekend for Men to perfumy raczej dla młodych mężczyzn. Posiadają lekki i niezobowiązujący charakter. Powiedziałbym nawet, że mają w sobie coś sportowego. To taki zapach, który pasuje do weekendowego wypadu za miasto, np. na piknik. Problem w tym, że nie jest to zapach zbyt udany. Kompozycja Burberry była dla mnie lekko drażniąca. Wrażenie to nasilało się zaś przy obfitszej aplikacji. Do tego, mimo paru ciekawszych elementów, uznaję ją za raczej nudną. I mało oryginalną. Jest za to na swój sposób bezpieczna i podejrzewam, że choćby z tego względu znajdzie swoich zwolenników. To się jednak do nich nie zaliczam.
Weekend for Men
Główne nuty: Owoce.
Autor: Michel Almairac.
Rok produkcji: 1997.
Moja opinia: Nie polecam. (3/7)