Oud Immortel – agar zrekonstruowany
Początek XXI wieku w perfumerii (zarówno mainstreamowej jak i tej niszowej) zdecydowanie zdominowała moda na oud. Nie oparła się jej również szwedzka marka Byredo, która w 2010 roku zaprezentowała dwa zapachy poświęcone drewnu agarowemu: Oud Accord oraz Oud Immortel. I właśnie drugi z nich stał się przedmiotem moich testów. Na jego wybór zdecydowałem się zaś przede wszystkim z jednego powodu. Oud Immortel to bowiem perfumy oudowe, które w swoim składzie nie zawierają oudu! Nuta drewna agarowego została tu zrekonstruowana przy pomocy innych składników, postanowiłem więc sprawdzić w jakim stopniu udało się osiągnąć ten efekt. Jeśli Wy również jesteście ciekawi to zapraszam do zapoznania się z niniejszą recenzją.
To co dociera do naszych nozdrzy tuż po aplikacji Oud Immortel na skórę to naprawdę niezwykła mieszanka zapachów. Od początku czuć aromat palonego drewna, a już po chwili również słodycz oudu. Sam akord głowy zbudowany jest jednak w oparciu o inne składniki. Przede wszystkim mamy tu więc kadzidło. Bardzo aromatyczne, balansuje miedzy chłodem a gorącem. Tak ujęte naprawdę mi się podoba, choć pewnie moja słabość do tej nuty nie pozostaje tu bez znaczenia. Tuż obok niego odnajdujemy też kardamon. Wprowadza on do kompozycji odrobinę przyprawowej zieleni. Zacząłem się natomiast zastanawiać czy w głowie Oud Immortel obecne są cytrusy. Otóż są – pod postacią aromatu limoncello. Jest to włoski likier cytrynowy pochodzący z Kampanii i pity tradycyjnie w okresie świąt Bożego Narodzenia. W prezentowanych dziś perfumach limoncello jest chyba jednak jakieś niskoprocentowe. Brak mu mocy oraz wyrazu i bardziej przypomina mi cytrynowy syrop. Dość niemrawo przebija się spod kłębów kadzidła.
Serce Oud Immortel bezsprzecznie zdominowane jest już przez symulowaną nutę drewna agarowego. Ciężką, zawiesistą i lepką. Obecny na tym etapie papirus dobrze wkomponowuje się w dymny charakter tych perfum. W niczym nie przypomina przy tym szaropapierowego aromatu, jaki znajdziemy choćby w Timbuktu L’Artisan Perfumeur. Towarzyszy mu ostra i brudna paczula. Jest jakby piwniczna i silnie kamforowa. I to właśnie połączenie paczuli i papirusu odpowiada za oudowy charakter tych perfum. Niemniej obok nich pojawia się też drewno różane, które przesuwa kompozycję w nieco bardziej ambrowym kierunku. Baza jest już za to wyraźniej sucha i wytrawna. Pojawia się w niej mech dębowy, który nadaje zapachowi bardziej męskiego charakteru. Ten efekt zostaje jeszcze pogłębiony za sprawą liści tytoniu. Niestety na powierzchnie wychodzą też sztuczne utrwalacze, co trochę zaburza pozytywny odbiór tych perfum. Ta syntetyczna nuta drzewna to właśnie mój największy zarzut pod adresem stworzonej przez Jérome Epinette’a kompozycji. Niemniej, moim zdaniem Oud Immortel to i tak zapach lepszy niż większość tego, co znajdziemy na półkach sieciowych perfumerii.
Niewątpliwą zaletą recenzowanych dziś perfum są ich właściwości użytkowe. Zapach projektuje niezwykle mocno. Posiada również bardzo dobrą trwałość, choć pamiętać należy, że występuje w stężeniu wody perfumowanej. Niemniej 12-14 godzin na skórze uznać należy za naprawdę niezły wynik. Oud Immortel ma jeszcze jedną ciekawą cechę. Jego moc skokowo wzrasta przy wzmożonym wysiłku. Pewnego dnia użyłem tych perfum rano i gdy wieczorem szedłem na siłownię praktycznie ich już nie czułem. Jednak niemal natychmiast po tym jak zacząłem ćwiczyć, w skutek intensywniejszego parowania ze skóry, zapach poderwał się w powietrze. Czułem go niemal tak wyraźnie jak tuż po aplikacji.
Wszystkie flakony perfum spod szyldu Byredo wyglądają identycznie i ten należący do Oud Immortel nie jest tu wyjątkiem. Różnią się od siebie jedynie wypisaną na etykiecie nazwą zapachu. Ja muszę natomiast przyznać, że ich minimalistyczny design wyjątkowo trafia w mój gust. Są nowoczesne i eleganckie. Uwagę zwraca w szczególności masywna i jakby za duża zatyczka. Połączenie bieli i czerni również daje bardzo pozytywny efekt. Taki flakon może być ozdobą niejednej toaletki. Trochę zaskoczył mnie natomiast kolor zawartej w nim cieszy. Na podstawie jej aromatu spodziewałbym się raczej czegoś ciemnobrunatnego niż tak jasnego. To już jednak szczegół.
Choć Oud Immortel banku może nie rozbił, to i tak śmiało mogę polecić go nie tylko miłośnikom oudu. Kompozycja jest ciekawa i znacząco ewoluuje na skórze. Intryguje aromatem palonego drewna. Nawet nieco bardziej syntetyczna baza nie psuje dobrego wrażenia. Co ciekawe, zapach jest agresywny, choć jednocześnie też jakby ociężały. Trochę brak mu subtelności. Nadrabia za to męskim charakterem, choć oficjalnie dedykowany jest obu płciom. Ja dodałbym jeszcze tylko, że w moim odczuciu jest to kompozycja na zdecydowania chłodniejsze dni. Zimą Oud Immortel naprawdę rozgrzewa.
Oud Immortel
Główne nuty: Kadzidło, Oud.
Autor: Jérome Epinette.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Polecam. (6/7)