Piper Nigrum– czarny jak… pieprz
Dziś na blogu postanowiłem przyjrzeć się Piper Nigrum (łac. czarny pieprz) – zapachowi skomponowanemu w 1999 roku przez włoskiego mistrza perfumiarstwa Lorenzo Villoresi’ego. Przystępując do testów nie wiedziałem zbyt wiele o recenzowanej dzisiaj kompozycji. Miałem jednak pewne wyobrażenie jak może ona pachnieć. Spodziewałem się mianowicie chmur czarnego pieprzu podanych w otoczeniu orzeźwiających cytrusów. Czegoś na kształt Intense Pepper od Montale, tyle że w lepszym wydaniu. Wysoka jakość tworzonych przez włoską markę perfum jest bowiem faktem powszechnie znanym. W rzeczywistości Piper Nigrum okazał się jednak zapachem zupełnie innym. Zdecydowanie zaskakującym. Muszę szczerze przyznać, że nie wąchałem jeszcze nic podobnego. Jeśli zatem chcecie dowiedzieć się jakie niespodzianki kryją się we flakonie z Czarnym Pieprzem zapraszam do lektury niniejszego wpisu.
Już sam początek zapachu jest dość zaskakujący. Piper Nigrum rozpoczyna się bowiem zielono. Choć od samego początku wyraźnie czuć pieprz, to w otwarciu kompozycji główną rolę gra mięta. Jej mentolowe akcenty stanowią silny czynnik chłodzący. Zielony ton dodatkowo wzmocniony został przez użycie kopru włoskiego oraz tradycyjnego koperku. Gdzieś z tyłu migoczą także cytrusy. Ich jakby gorzka i kwaskowa woń dobrze komponuje się z pozostałymi nutami otwarcia Piper Nigrum. W głowie zapachu pojawia się również anyż gwiaździsty nadający kompozycji nieco ostrzejszego charakteru. Początek ma też w sobie coś ewidentnie korzennego, co stanowi zapowiedz tego, co dziać się będzie w sercu zapachu.
Serce recenzowanych dziś perfum niezaprzeczalnie zbudowane zostało na aromacie czarnego pieprzu. Jest on suchy i wytrawny. Kręci w nosie. Moment, gdy zaczynają zanikać nuty zielone jest też tą fazą zapachu, gdzie najwyraźniej czuję zbudowany w oparciu o olibanum i żywicę elemi akord kadzidlany. Nie jest on jednak zbyt silny. Podobnie zresztą jak i woń obecnego w tej fazie kompozycji petitgrain. Obok pieprzu najważniejszymi nutami na tym etapie Piper Nigrum są bowiem według mnie gałka muszkatołowa i goździki. To one odpowiadają za silny, korzenny aromat tych perfum. Ich obecność powoduje też, że w swojej środkowej części dzieło Villoresi’ego zbliża się do rejonów znanych z otwarcia Embers od Rouge Bunny Rouge. Całkowitemu popadnięciu w korzenny klimat zapobiegają jednak zioła - rozmaryn i oregano. Wspólnie z pozostałymi nutami kreują one w mojej głowie obraz arabskiego bazaru. W wielkich, płóciennych workach leżą obok siebie przyprawy zwiezione tu z całego świata. Ich aromatyczna woń unosi się w powietrzu. Jest słodko i ostro zarazem. W takim natłoku nut łatwo stracić kontrolę nad zapachem jednak Villoresi po mistrzowsku przeprowadza swoją kompozycję z jednaj fazy w drugą. Baza Piper Nigrum w znaczący sposób różni się bowiem od jego serca. Za sprawą cedru jest drzewna i wytrawna. A jednocześnie balsamiczna i kremowa. Co ciekawe, w oficjalnym spisie nut brak jednak składników tradycyjnie odpowiedzialnych za ten drugi efekt takich jak tonka, wanilia czy drewno sandałowe. Odnajdujemy w nim natomiast sporo żywic. Przede wszystkim benzoin i styraks. Jest również pozyskiwany z woniawca balsamowego (łac. myroxylon balsamum) balsam Perù, i to chyba on głównie odpowiada za kremowy charakter bazy Piper Nigrum. Pojawia się też ambra. Razem tworzą one zmysłową i drzewno-żywiczną mieszankę, która naprawdę może się podobać.
Parametry użytkowe to kolejna pozytywna niespodzianka ze strony Piper Nigrum. Zapach jest mocny i tuż po aplikacji szybko rozprzestrzenia się po pomieszczeniu, w którym się akurat znajdujemy. Jeśliby z niego wyjść i wrócić po kilku minutach to aromat tych perfum wciąż będzie wyczuwalny w powietrzu. Także trwałość kompozycji jest naprawdę imponująca. Choć ma ona koncentrację wody toaletowej to na mojej skórze utrzymywała się przez 14-15 godzin!
Gdy pierwszy raz zobaczyłem flakon Piper Nigrum skojarzył mi się on z buteleczkami, w których swoje zapachy dystrybuuje L’Artisan Parfumeur. Jest do nich zbliżony kształtem, ma jednak masywniejszą zatyczkę. Różni się także wyglądem etykiety. Na flakonie Piper Nigrum jest ona mniejsza i jakżeby inaczej… czarna! Sama zawarta we flakonie ciecz ma natomiast jasnożółtą barwę, co nijak ma się do charakteru kompozycji.
Według mnie stworzone przez Villoresi’ego perfumy mają w sobie coś magnetycznego i hipnotyzującego. Piper Nigrum to niewątpliwie zapach złożony i bardzo aromatyczny. Niemal gęsty. Nie wywołuje jednak przesytu. Zwłaszcza swoim przyprawowym i korzennym sercem budzi skojarzenie z Orientem, a ten rejon olfaktorycznej mapy od dawna jest mi wyjątkowo bliski. Jest przy tym kompozycją niezwykle żywą i zmienną. Mimo chłodnego mentolowego początku mocno rozgrzewającą. Szczególnie dobrą na jesień i jej szare, deszczowe dni. Jest także wyrazisty i w moim odczuciu bardzo męski. Podsumowując, Piper Nigrum to perfumy, które trzeba poznać!
Piper Nigrum
Główne nuty: Przyprawy, Żywice.
Autor: Lorenzo Villoresi.
Rok produkcji: 1999.
Moja opinia: Gorąco polecam! (7/7)