Prezent dla niej – La Panthère
Dziś na blogu kolejna odsłona cyklu Prezent dla niej. A w niej spotkanie z francuską marką Cartier i jedną z młodszych kompozycji w jej portfolio - La Panthère. Perfumy te powstały w 2014 roku a ich autorką jest Mathilde Laurent. Według Francuzki każda kobieta ma w sobie coś z kocicy, stąd za inspirację dla recenzowanego dzisiaj zapachu posłużyła tytułowa pantera. W naturze zwierzęta te od zawsze budzą ludzką fascynację. Jednak La Panthère to także przydomek jaki nosiła Jeanne Toussaint – dyrektor artystyczny Cartier w latach 1933-1968. Kobieta niezwykła i pełna ognistego temperamentu. A jak jest w przypadku dzieła Laurent? Czy autorce udało się stworzyć perfumy, które pasowałyby do Toussaint? A może jej interpretacja dzikiego kota jest zupełnie inna? Przekonajcie się sami czytając niniejszy wpis.
Początek La Panthère to słodkawa nuta anyżu. Od początku perfumy te sprawiają jednak wrażenie bardzo kobiecych a do tego trochę pudrowych. Zapach jest wyraźnie owocowy, a swoja obecność zaznacza przede wszystkim truskawka. W początkowej fazie kompozycji nuty zmieniają się jednak jak w kalejdoskopie. Nasze nosy na pewno nie będą się nudzić. Pojawia się wątek jabłkowy a także akcenty rabarbarowe. Można nawet doszukać się suszonych moreli. I o ile zestawienie anyżu, truskawki i rabarbaru może wydawać się naprawdę zaskakujące to jednak Mathilde Laurent połączyła te składniki w spójna całość. Za jej sprawą głowa recenzowanych dziś perfum jest lekka i jasna. Z pewnością przykuwa uwagę.
W sercu La Panthère rozkwita gardenia. W ujęciu Laurent nie jest ona jednak całkowicie wierna temu, jak kwiat ten pachnie w naturze. Mamy tu raczej do czynienia z nutą gardeniopodobną. I jest ona naprawdę ładna. Albo inaczej - pozbawiona czegokolwiek, co mogłoby się nie podobać lub drażnić. Ozdobiona została ylang-ylang. Epatuje słodyczą, delikatnością i kobiecością, nie popada jednak zanadto w nektarowe klimaty. Francuzka pozbawiła ją części wrodzonego ciężaru. Oczyściła z brunatnych elementów, choć pewne grzybowe akcenty da się jeszcze zauważyć. Podobnie jak niewielkie ilości skóry. Ich obecność może być jednak spowodowana występowaniem w składzie tych perfum paczuli. Za jej sprawą, a także pod wpływem mchu dębowego La Panthère nawiązuje do najlepszych lat w historii zapachów szyprowych, z kultowym Chypre od Coty na czele. Momentami do głosu dochodzą jeszcze owocowe akcenty z otwarcia, spośród których chyba najłatwiej wychwycić gruszkę. W bazie animalny wątek wprowadzony został za pomocą piżma. Jest zmysłowo i wieczorowo. Kompozycja nabiera ciężaru, jednak nie przygniata. Wywołane wspomnianym mchem dębowym nuty drzewne dodają Panterze wytrawnego charakteru. Mimo to zapach pozostaje jedwabisty. Jego końcówka zdecydowanie może się podobać. Podobnie zresztą jak całe dzieło Laurent.
Standardowe. Tak określiłbym paramenty użytkowe recenzowanych dziś perfum. La Panthère posiada umiarkowaną, nowoczesną projekcję. Jest zapachem zauważalnym, ale nie przytłaczającym swoją obecnością (co jest nieodłącznym atrybutem wielu białokwiatowych perfum). Również trwałość kompozycji utrzymana jest w granicach normy. Pantera występuje w stężeniu wody perfumowanej i na mojej skórze utrzymywała się przez 8 do 10 godzin. Wynik co najmniej zadowalający.
Flakon La Panthère to jeden z moich ulubionych flakonów damskich perfum. Podobizna pantery odwzorowana na jego przedniej ściance wygląda naprawdę świetnie (zwłaszcza w wersji 100 ml). Nasuwa mi skojarzenia z płaskorzeźbami zwierząt zdobiącymi znajdujące się gdzieś w dżunglach Ameryki Południowej świątynie. Jednocześnie wzór jest prosty i nowoczesny. Ma w sobie także coś kobiecego. Sama buteleczka jest zaś bardzo wygodna w użyciu. W moim odczuciu flakon La Panthère stanowi bardzo udane dopełnienie znajdującej się w nim kompozycji.
Według mnie La Panthère dowód na to, że w XXI wieku wciąż można tworzyć udane i ciekawe perfumy. I to w tak spowszedniałej kategorii jaką są zapachy szyprowe. Kompozycja jest zmienna i wielowymiarowa, jednak przejścia pomiędzy poszczególnymi etapami czy nawet nutami następują bardzo płynnie. Mathilde Laurent bardzo sprawnie zrealizowała w niej temat feral floral. Jednocześnie perfumy te doskonale wpisują się w olfaktoryczną stylistykę Cartier. Pantera fascynuje, ale nie odstrasza. Promieniuje wolnością. Watki owocowe, kwiatowe i zwierzęce zgrabnie się w niej uzupełniają. Od świetlistego początku poprzez wyrafinowane serce aż do zmysłowej bazy zapach pozostaje kobiecy i uwodzicielski. Myślę, że Jeanne Toussaint byłaby naprawdę zadowolona z takiego hołdu.
La Panthère
Główne nuty: Kwiaty, Piżmo.
Autor: Mathilde Laurent.
Rok produkcji: 2014.
Moja opinia: Polecam. (6/7)