Uncut Gem – z węgla w diament
Kiedy, w 2000 roku, Frédéric Malle po raz pierwszy zaprosił do współpracy Maurice’a Roucel’a powstały kultowe Musc Ravageur. Po dwudziestu dwóch latach obaj panowie znów spotkali się w laboratorium a efektem ich kolaboracji jest zapach będący bohaterem dzisiejszego wpisu. Uncut Gem. Przy czym na oficjalnej stronie marki znaleźć można informację, że kompozycja ta wzorowana jest na pachnidle, które Roucel stworzył kiedyś sam dla siebie i którego regularnie używa. Jak widać czasem górnolotne inspirację nie są potrzebne. Moją uwagę zwrócił natomiast fragment mówiący o tym, że perfumy te czerpią z wyświechtanych wzorców męskości starając się wydobyć ich telluryczną (czyli ziemską) siłę. A więc jednak udało się wzbudzić moje zaintrygowanie.
Moją pierwszą myślą po aplikacji Uncut Gem na skórę było, że perfumy te rzeczywiście pachną dość tradycyjnie. W tym sensie, że bazują na klasycznych wzorcach. A jednak od razu czuć, że mamy tu do czynienia z pachnidłem wyjątkowym. Aromatycznym i wysokiej jakości. W jego głowie kluczową rolę grają zaś przyprawy. Przede wszystkim niezbyt lubiany przeze mnie imbir. W recenzowanej dziś kompozycji zupełnie mi on jednak nie przeszkadza. Przeciwnie, wspólnie z również obecną w otwarciu gałką muszkatołową, buduje korzenny klimat dzieła Frédéric’a Malle. Który zrównoważony został bardziej rześkimi nutami cytrusów, a konkretnie bergamotki i mandarynki. Do tego w głowie Uncut Gem pojawia się jeszcze korzeń arcydzięgla. Początek zapachu jest więc męski, lekko orientalny i ze szczyptą pikanterii. Wzbudza ciekawość i chęć dalszej eksploracji stworzonych przez Maurice’a Roucel’a perfum.
Z czasem na pierwszy plan wysuwa się wyczuwalna już w otwarciu wetyweria. Jest ona jedną z głównych nut kompozycji i odpowiada za jej świeże i lekko zielone oblicze. Podtrzymuje także męski i klasyczny charakter zapachu. Jej trawiasta woń ma w sobie również coś ziołowego. Co przydaje całości elegancji. W środkowej fazie swojego działa Roucel sparował zaś wetywerię z olibanum. Co nie jest aż tak typowym zabiegiem. Z tym, że mimo obecności kadzidła frankońskiego, Uncut Gem nie stają się perfumami dymnymi. Przybierają jednak nieco bardziej żywicznego wydźwięku, który uwypukli się jeszcze w ich bazie. Jednocześnie, mam wrażenie, że to właśnie kadzidło odpowiada za bardziej zmysłowe akcenty, które wyczuwam w środkowej fazie opisywanej kompozycji. Na tym jej etapie, w składzie deklarowany jest również akord skórzany. Jak dla mnie pozostaje od jednak zdecydowania na drugim, a może nawet trzecim planie. Natomiast im bliżej jesteśmy końcówki zapachu, tym silniej uwidacznia się wątek ambrowy. Ciepła, złocista żywica leniwie sączy się po naszym ciele budując wrażenie siły i spokoju. W ten obraz wpisuje się także obecne w bazie Uncut Gem piżmo. Bardzo naturalne, z pewnymi zwierzęcymi akcentami, nadaje dziełu Frédéric’a Malle wielowymiarowości i wyrafinowania.
To jak dane perfumy pachną to jednak kwestia, a to jak sprawują się pod kątem parametrów użytkowych druga. Zajmijmy się zatem tą ostatnią. Przy czym jeśli chodzi o projekcję opisywanego dziś zapachu, to moim zdaniem jest ona umiarkowana. Aromat Uncut Gem jest wyczuwalny nie tylko na skórze, ale i w najbliższej przestrzeni wokół nas. Nie bombarduje jednak osób w naszym otoczeniu. Natomiast gdy mowa o trwałości kompozycji, to ta również prezentuje się całkiem dobrze i w moim wypadku wynosi około 9-10 godzin. Musze jednak nadmienić, że dzieło Maurice’a Roucel’a występuje pod postacią wody perfumowanej.
Wypadałoby również poświęcić chwilę uwagi flakonowi recenzowanych perfum. Z tym, że w wypadku naszego dzisiejszego bohatera nie różni się on zbytnio od pozostałych buteleczek w ofercie Frédéric’a Malle. Tak więc, ma on kształt, wykonanego z przeźroczystego szkła, walca opatrzonego czarną etykietą. Na której czerwoną czcionką wypisano nazwę zapachu. Zaś białą imię i nazwisko autora oraz informację wskazująca na przynależność tej kompozycji do serii Editions de Parfums. Jej akronim można również znaleźć wypisany na wykonanej z plastiku, czarnej, cylindrycznej zatyczce. Posiada ona wbudowany magnes, który zapobiega samoistnemu otwarciu się flakonu. Natomiast wnętrze buteleczki wypełnia jasnożółta ciecz. Całość prezentuje się raczej elegancko i zachęca do sięgnięcia po dzieło Roucel’a.
Czasami testując jakieś perfumy po raz pierwszy zdarza mi się dostać gęsiej skórki. I Uncut Gem również wywołały u mnie dreszcz emocji. Moim zdaniem są to naprawdę świetne perfumy! Owszem, dość tradycyjne i nieco zachowawcze, ale wykonane na najwyższym poziomie. Zapach jest bardzo naturalny, zgrabnie ewoluuje i do tego ani przez moment nie razi banałem. Buduje za to wrażenie wysublimowania oraz szlachetności. Dla mnie to perfumy z prawdziwą klasą. Na plus zaliczam także ich uniwersalny charakter, który sprawi, że sprawdzą się podczas większości okazji, zarówno w pracy jak i na randce. Bijąca od niech aura męskości może dodać nam pewności siebie. Jeśli zaś dołożymy do tego jeszcze duże poczucie komfortu, jakie daje obcowanie z dziełem Maurice’a Roucel’a, to nie wiem czy można chcieć czegoś więcej. Moim zdaniem Uncut Gem to prawdziwy (i w pełni oszlifowany) diament.
Uncut Gem
Główne nuty: Nuty Drzewny, Przyprawy.
Autor: Maurice Roucel.
Rok produkcji: 2022.
Moja opinia: Gorąco polecam! (7/7)