Poivre Piquant – biały jak mleko, biały jak pieprz
Jako, że pieprz to jedna z moich ulubionych nut, to dziś na blogu kolejne perfumy z tym składnikiem w temacie. Tym razem Poivre Piquant. A więc zapach stworzony w 2002 roku przez Bertrand’a Duchaufour’a dla L’Artisan Parfumeur. I od razu mogę Wam zdradzić, że mamy tu do czynienia z kompozycją zdecydowanie nietypową. A także znacznie bardziej złożoną niż wskazywałby stosunkowo krótki spis obecnych w niej nut. Dość fascynujące wydaje się również to, że zestawienie dwóch głównych bohaterów tego pachnidła zaczerpnięte jest wprost z księgi Kama Sutra. Zaś zgodnie z hinduską tradycją ich sparowanie zapewnić ma słodkie, a zarazem pełne pikanterii życie. Jeśli natomiast jesteście ciekawi jak przekłada się to na recenzowane dziś perfumy, to zachęcam do lektury całego wpisu.
Zgodnie z tym, co wskazuje nazwa, początek Poivre Piquant jest wyraźnie przyprawowy. Ostry aromat białego pieprzu aż kręci w nozdrzach. I natychmiastowo pobudza nasz zmysł powonienia. Nadaje także otwarciu wyraźnie wytrawnego charakteru. Który z czasem ulega jednak pewnemu zatarciu. Warto też odnotować, że głowa recenzowanych perfum sprawia wrażenie lekkiej i przestrzennej. Odnajduję w niej także coś subtelnie zielonego. Dość łatwo wyczuć można również obecną na tym etapie kompozycji lukrecję. Z tym, że przez cały czas pozostaje ona jakby na drugim planie. Co postrzegam akurat jako plus, osobiście nie jestem bowiem zbyt wielkim fanem tej nuty.
Jeśli chodzi o serce perfum L’Artisan Parfumeur, to widać w nim wyraźną zmianę klimatu. Zapach staje się bowiem zdecydowanie bardziej kremowy. A także słodszy. W czym niewątpliwie pomagają mu dwa składniki. A są nimi mleko oraz miód. I muszę przyznać, że sposób, w jaki zostały one wkomponowane do olfaktorycznej piramidy Poivre Piquant jest naprawdę udany. Przejście od wytrawnej głowy do słodkiego serca nie wywołuje bowiem dysonansu. Jest naprawdę gładkie. Przy czym słowo to bardzo dobrze oddaje charakter całej środkowej fazy dzieła Bertrand’a Duchaufour’a. Dość mocno zastanowił mnie natomiast fakt, że ani Fragrantica ani Basenotes nie wskazują, że na tym etapie kompozycji obecna jest róża. Którą ja czuję tu naprawdę wyraźnie. Dodaje ona całości kwiatowego ciepła i dalej wygładza jej ostrzejsze krawędzie. Na jej pojawienie się w recenzowanym pachnidle wskazuje jednak jedynie Victoria z Bois de Jasmin. Wspominając jednocześnie o towarzyszącej róży kolendrze. Im więcej czasu mija natomiast od aplikacji opisywanych perfum na skórę, tym silniej zaznacza się w nich wątek drzewny. Zbudowany oczywiście w oparciu o idealnie wpisujące się w mleczny klimat bazy Poivre Piquant drewno sandałowe. Obok niego pojawiają się też jednak pewne dymne akcenty. Sugerujące, że w dziele Duchaufour’a obecne może być także kadzidło.
Przeanalizujmy teraz jeszcze jak recenzowane perfumy prezentują się pod kątem parametrów użytkowych. Zacznijmy od ich projekcji. Która moim zdaniem prezentuje się przyzwoicie. Zapach L’Artisan Parfumeur posiada umiarkowaną moc, dzięki której jest on zauważalny w naszym najbliższym otoczeniu. Nikogo jednak nie razi. Natomiast gdy przyjrzymy się trwałości tej kompozycji, to dojść możemy do wniosku, że jest ona przyzwoita. A wynosi około 6-8 godzin. Co dla pachnidła mającego postać wody toaletowej uznać należy za satysfakcjonujący wynik.
Chciałbym też poświęcić chwilę uwagi flakonowi naszego dzisiejszego bohatera. Przy czym mamy tu oczywiście do czynienia ze wzorem typowym dla wszystkich perfum francuskiej marki. A zatem buteleczka wykonana jest z oliwkowego szkła a jej podstawa ma kształt siedmiokąta. Zaś jedna z jej siedmiu ścianek opatrzona została białą etykietą, na której znajdują się nazwa zapachu, jego koncentracja oraz logo L’Artisan Parfumeur. Natomiast zarówno zatyczka jak i atomizer zrobione są z czarnego plastiku. Przy czym ta pierwsza podobnie jak flakon wykonana jest na planie siedmiokąta.
Jednoznaczna ocena Poivre Piquant przysporzyła mi trochę kłopotów. Z jednej strony mamy tu bowiem do czynienia z perfumami oryginalnymi i silnie zróżnicowanymi. A do tego skomponowanymi naprawdę zgrabnie. Płynnie przechodzącymi między poszczególnymi etapami. Tyle, że opisywany zapach nie za bardzo mi się podoba. Owszem, jest zdecydowanie niszowy, a z początku przyjemnie pikantny, dla mnie z czasem traci jednak na atrakcyjności. Nie jestem miłośnikiem mlecznych aromatów, zatem kierunek, w którym w swoim dziele podążył Bertrand Duchaufour niezbyt mi odpowiada. Co nie znaczy oczywiście, że Wasze odczucia będą podobne. Warto również zauważyć, że choć Poivre Piquant są perfumami słodkimi, to raczej nie zaliczyłbym ich do rodziny gourmand. Ta kompozycja gra według mnie w swojej własnej lidze.
Poivre Piquant
Główne nuty: Przyprawy, Mleko.
Autor: Bertrand Duchaufour.
Rok produkcji: 2002.
Moja opinia: Warto poznać. (5/7)