Cztery pory roku - Zima
Kiedy temperatury spadają w okolice zera stopni, naturalnym odruchem jest poszukiwanie ciepła. A choć perfumy raczej nie są w stanie nas ogrzać, to jednak w zimniejsze dni chętniej sięgamy po te o bardziej otulającej aurze. Nieraz słodkie i zmysłowe. Poniżej przedstawiam zaś mój wybór pięciu zapachów, które świetnie sprawdzą się w zimowe dni.
1. Tom Ford – Tobacco Vanille
Wydaje mi się, że dzieła Olivier’a Gillotin’a nikomu przedstawiać nie trzeba. Choć kompozycja ta powstała dopiero w 2007 roku, to od tego czasu zdążyła zdobyć naprawdę spore grono wielbicieli. Głównie wśród kobiet, choć perfumy te dedykowane są obu płciom a w ich aromacie nie ma nic, co sprawiałoby, że mający je na sobie mężczyzna czułby się niekomfortowo. Przeciwnie, od samego początku Tobacco Vanille zdominowane są przez nutę liści tytoniu. Szorstką i męską, choć nie pozbawioną pewnej słodyczy. Która podkreślona została jeszcze przy pomocy suszonych owoców oraz miodu. Aby nikogo nie rozbolały zęby, głowa tego pachnidła została natomiast wzbogacona przyprawowymi nutami goździków, różowego pieprzu i cynamonu. Co do przynależności dzieła Ford’a do rodziny orientalnych gourmand nie można więc mieć wątpliwości. Zresztą kulinarne konotacje podtrzymane są także w sercu zapachu. Przede wszystkim za sprawą bobu tonka oraz ciemniejszego aromatu kakao. Więcej ciepła do kompozycji wnosi zaś kwiat tytoniu. Natomiast w miarę upływu czasu swoją obecność zaznacza tytułowa wanilia. Przy czym w bazie jej słodycz zbalansowana została za pomocą nut drzewno-żywicznych, takich jak ambra i benzoes. Dzięki temu otrzymaliśmy pachnidło o bogatym i złożonym aromacie, pięknie balansujące między ciepłą zmysłowością a szorstką męskością. To zapach, który zdecydowanie rozpala nasze zmysły.
2. Phaedon – Tabac Rouge
Francuska marka Phaedon zdecydowanie nie należy do popularnych w Polsce. A o Tabac Rouge w ogóle mało kto słyszał. A szkoda, bo te, stworzone przez Anne-Cecile Douveghan w 2013 roku, perfumy są moim zdaniem lepszą wersją Tobacco Vanille. Choć posiadają bardzo zbliżony klimat, nie są jednak kopią dzieła Ford’a. Przeciwnie, mimo podobieństw, wyróżniają się swoistą oryginalnością. Przede wszystkim za sprawą silniejszego zaakcentowania obecnej w ich głowie nuty miodu. Dzięki której zapach mieni się na skórze. A którą obsypano jeszcze wonnymi przyprawami pod postacią cynamonu i imbiru. Od początku temperatura tego pachnidła jest więc wysoka. A z czasem pojawia się w nim również tytułowy tytoń. Pogłębia on aromat Tabac Rouge, jednocześnie balansując nieco jego słodycz. Niesie ze sobą także pewne dymne akcenty, które wzmocnione zostały jeszcze przy pomocy kadzidła. Z kolei w bazie wyczuć można żywiczną woń benzoesu. Której towarzyszy jeszcze zmysłowy aromat piżma. W efekcie końcówka jest ciepła i otulająca. Co istotne, całość pozostaje jednak subtelniejsza niż Tobacco Vanille. Emanuje także pewną złocistą aurą, przez co skłaniam się ku określeniu tych perfum jako świetlistych. I zdecydowanie pasujących na zimowe dni.
3. Burberry – London for Men
Jeśli chodzi o długie jesienno-zimowe wieczory, to London for Men brytyjskiej marki Burberry zdecydowanie zalicza się do moich faworytów na tę porę. Dzieło Antoine’a Maisondieu od początku intryguje swoim aromatem. Który w fazie głowy zdominowany jest przez słodko-pikantną nutę cynamonu. Podkręconą jeszcze przy pomocy czarnego pieprzu. W otwarciu odnajdziemy też jednak kojarzący się z herbatą earl grey bergamotkę oraz klasycznie elegancką lawendę. Zdecydowanie ciekawiej robi się jednak na kolejnym etapie, gdzie silnie męska woń skóry sparowana została z soczystym aromatem czerwonych owoców. Akord ten przypomina trochę dobrze nam znany zapach grzańca galicyjskiego. Wyraźnie czuć także obecne w sercu dzieła Burberry goździki. Skojarzenia z porto również są jednak uzasadnione. Poza tym, w środkowej fazie London for Men pojawia się jeszcze mimoza. Natomiast w miarę jak mijają kolejne godziny coraz wyraźniejszy staje się aromat tytoniu. Przy czym dymna strona kompozycji została jeszcze wzmocniona przy pomocy drewna gwajakowego. Obok którego pojawia się jeszcze balsamiczny opoponaks. A także mech dębowy. Końcówka pozostaje więc wyraźnie męska, jest też jednak zdecydowanie bardziej zmysłowa. Całość wydaje się zaś zarazem ciepła i otulająca, jak i pełna głębi. Antoine Maisondieu stworzył pachnidło, które doskonale oddaje ducha dawnych londyńskich klubów dla gentlemanów. A w chłodne dni jego piękno dostrzegalne jest najwyraźniej.
4. Montale – Honey Aoud
Oferta Montale jest na tyle bogata, że nie brak w niej perfum o cieplejszym, zimowym charakterze. Wśród których zdecydowanie wyróżniają się Honey Aoud. Ten powstały w 2015 roku zapach rozpoczyna się zaś wonną mieszanką miodu i cynamonu. Która sprawia, że jego temperatura od początku jest wysoka. Otwarcie jest też wyraźnie słodkie, z czasem efekt ten traci jednak na sile. Między innymi za sprawą wprowadzonej do serca kompozycji paczuli. Zaserwowana w otoczeniu kwiatów, stanowi ona forpocztę wątku drzewnego, który silniej zaznacza swoją obecność w bazie dzieła Montale. Zbudowano go zaś w oparciu o tytułowy oud oraz ambrę. Dzięki czemu całość nabiera więcej wytrawności. Zaczyna też mienić się na skórze. Do tego nadal zachowuje swój ciepły i otulający charakter. W czym pomaga również obecna w bazie Honey Aoud wanilia. Za bardziej męską stronę tych perfum odpowiada natomiast nuta skóry. Tak więc marka Montale stworzyła zapach bardzo bogaty, zmysłowy i intrygujący, a przy tym wcale nie przytłaczający swoim aromatem. Z tym, że nie polecałbym używania go w upały.
5. Maison Margiela – By the Fireplace
Mało rzeczy tak silnie kojarzy się z zimą jak płonący w kominku ogień. I to właśnie jego wizja przyświecała marce Maison Margiela przy tworzeniu By the Fireplace. Perfum powstałych w 2015 roku za sprawą Marie Salamagne. I rozpoczynających się słodkim aromatem kwiatu pomarańczy. Podkręconym jeszcze przy pomocy różowego pieprzu. A także korzennej nuty goździków. Już samo otwarcie wskazuje zatem na to, iż mamy tu do czynienia z kompozycją o zdecydowanie ciepłym charakterze. Aby jednak nie była ona ze słodka, w jej sercu autorka sięgnęła po ostrzejszą i bardziej dymną woń jałowca. Której towarzyszy jeszcze aromat kasztanów. Dość intrygująco w środkowej fazie tych perfum wyczuć można również coś, co kojarzy się z popularnymi w Stanach Zjednoczonych piankami marshmallow. Akcent ten wpisuje się zaś w słodki wątek By the Fireplace, który w bazie kontynuowany jest jeszcze za sprawą wanilii. Jednak swój otulający charakter dzieło Marie Salamagne zawdzięcza nie tylko jej. W ostatniej fazie zapachu pojawia się bowiem również Cashmeran. Balans między słodyczą a dymno-drzewną wytrawnością został zaś zachowany dzięki wprowadzeniu na scenę drewna gwajakowego. Któremu towarzyszy jeszcze balsam Peru. Dzięki takiemu zestawieniu nut powstało pachnidło promieniujące złocistym ciepłem. Rozgrzewające właściwości tych perfum są niezaprzeczalne. Podobnie jak ich kulinarny charakter. Na zimowe wieczory taka aromatyczna mieszanka nadaje się jednak idealnie.