Full Incense – ku niebu
Po dłuższej przerwie dziś na Agar i Piżmo powraca marka Montale. A wraz z nią trafia tu Full Incense. Perfumy uchodzące za jedną z najciekawszych kompozycji z kadzidłem w temacie. Stali czytelnicy bloga wiedzą już, że kadzidło to jedna z moich ulubionych nut zapachowych. Recenzja Full Incense była więc tylko kwestią czasu. Szczególnie, że mam też małą słabość do kilku innych zapachów Montale. W szczególności Red Vetiver i Honey Aoud. Wracając jednak do bohatera dzisiejszego wpisu, to perfumy te przedstawiane są jako gorące i dymne. Czy podzielam te odczucia? Tego dowiecie się czytając dalszą część niniejszej recenzji.
Otwarcie kompozycji może się podobać. Będące głównym bohaterem Full Incense kadzidło frankońskie obecne jest w nim od samego początku. I zdecydowanie należy poświęcić mu trochę więcej uwagi. Przystępując do testów perfum Montale spodziewałem się bowiem, że będą one utrzymane w orientalnym/bliskowschodnim klimacie. Tymczasem głowie zapachu zdecydowanie bliżej do europejskiego kręgu kulturowego. I religii katolickiej. Kadzidło jakie tu odnajduję pachnie niemal dokładnie tak jak to, które znam z kościelnych obrzędów. Jest lekki i jasne. I faktycznie bardzo dymne. Ten dym ma jednak dla mnie kolor bieli. Mlecznymi smużkami unosi się ku niebu. Nie odnajduję w nim jednak deklarowanego gorąca. Dla mnie jego aromat jest raczej chłodny. Kojarzy się z zimnymi murami romańskich kościołów. A także z Heeley – Cardinal. Tyle, że jest od niego mniej słodki. Charakterystyczny jest też brak cytrusów w głowie kompozycji. Zaskakiwać może za to nieobecność pieprzu. W moim odczuciu otwarciu Full Incense niczego jednak nie brakuje.
Uważam, że dzieło Pierre’a Montale nie posiada klasycznej, trójdzielnej budowy. Choć jednocześnie zapach jest zmienny. Po zdominowanym przez kadzidło początku do głosu dochodzić zaczynają nuty drzewne. Wśród nich prym wiedzie zaś cedr. I on ma już w sobie trochę słodyczy. Stanowi też trzon, do którego przymocowane zostało wspomniane kadzidło. Ukorzenia kompozycję na skórze, dodając jej niezbędnej głębi. Jednocześnie jego aromat także kojarzy się z kościelnymi ławami. Tyle że skojarzenie to nie jest już tak silne. Pozwala jednak utrzymać spójny wizerunek Full Incense. W dalszej części opisywanych dziś perfum pojawia się też nieco żywic. Przede wszystkim elemi. Ale i labdanum. I to one odpowiedzialne są za ocieplenie klimatu kompozycji. Niemniej, jej temperatura nie podnosi się jakoś znacząco. Wciąż postrzegam ją jako dość chłodną. Na ostatnim etapie odnajdziemy też ślady paczuli. Dzięki niej w swojej końcówce dzieło Montale staje się nieco bardziej szare. Nabiera szorstkości. I męskiego przechyłu. Do tej pory perfumy te nie skłaniały się bowiem w kierunku żadnej z płci.
Pewnie zastanawiacie się czy paramenty użytkowe Full Incense utrzymane zostały na podobnym poziomie jak w znakomitej większości perfum Montale. Odpowiedź brzmi: I tak i nie. Zacznijmy więc od projekcji. W moim odczuciu moc recenzowanego zapachu jest dość duża. Choć i tak daleko jej do tego, do czego przyzwyczaiły nas inne dzieła marki. W tym wypadku zmniejszenie siły rażenia wyszło jednak kompozycji na dobre. Mniejsza agresywność dobrze koresponduje z jej lżejszym charakterem. Trwałość pozostała za to na bardzo wysokim poziomie. Po aplikacji na skórę zapach utrzymuje się na niej przez około 9-11 godzin. Przypomnę jednak, że mamy tu do czynienia z wodą perfumowaną, a nie toaletową.
Przedostatni akapit niniejszej recenzji zarezerwowany jest na opis flakonu Full Incense. A ten swoim wzorem nie odbiega specjalnie od innych buteleczek w ofercie Montale. Ponownie widzimy więc walcowaty zbiorniczek przypominający nieco puszkę ze sprayem. Przy czym w wypadku opisywanego dziś zapachu jest on brązowy. W moim odczuciu barwa ta nie do końca pasuje jednak do charakteru kompozycji. Dla mnie dużo trafniejsza byłaby biel. Natomiast brąz lepiej przystaje do drzewnej strony Full Incense. Ładnie komponuje się też ze złotymi wykończeniami flakonu – atomizerem, napisami na butelce i charakterystycznym klipsem z logo Montale. Razem tworzą przyjemną dla oka całość.
Podsumowanie dzisiejszego wpisu chciałbym zacząć od jednej, bardzo ważnej uwagi. Zazwyczaj, gdy testuje jakieś perfumy z kadzidłem w temacie słyszę od ludzi, że pachnę dziwnie. Z tego względu choć kocham olibanum to uważam je za nutę trudną. Tymczasem Full Incense to pierwsze kadzidlane perfumy, dzięki którym doczekałem się komplementów ze strony kobiet. A to już coś! Ale kompozycja podoba się nie tylko im. Na mnie również zrobiła bardzo dobre wrażenie. Jest aromatyczna, ale nie bombarduje otoczenia. Zmienia się w czasie, choć cały czas czujemy, że to te same perfumy, które kilka godzin wcześniej zaaplikowaliśmy na skórę. Do tego cedr i kadzidło pięknie tu ze sobą współgrają. I gdyby na mojej półce nie stał już Cardinal to najpewniej trafiłyby na nią właśnie Full Incense.
Full Incense
Główne nuty: Kadzidło, Nuty Drzewne.
Autor: Pierre Montale.
Rok produkcji: 2010.
Moja opinia: Polecam. (6/7)