Eau de Cartier – (nie)zwykła woda?
W dzisiejszym wpisie znów biorę na warsztat perfumy od Cartier’a. Tym razem są to zaś Eau de Cartier. Kompozycja ta powstała w 2001 za sprawą Christine Nagel. A dedykowana jest tak panom jak i paniom. Obecność zarówno pierwiastka żeńskiego jak i męskiego przypominać ma każdej z płci o istnieniu tej drugiej. Natomiast sam zapach w założeniu ma być prosty i świeży. Zresztą już sama tylko nazwa wskazywać może na jego koloński charakter. I choć ta kategoria perfum nie należy do moich ulubionych to pomyślałem, że mimo wszystko przyjże się dziełu Cartier’a. Tak więc zapraszam do lektury moich spostrzeżeń na temat Eau de Cartier.
Początek zapachu jest dość subtelny. Trochę to niespodziewane, ponieważ zbudowany został w oparciu o yuzu. Aromat tego cytrusa zazwyczaj jest dość intensywny, dlatego sposób w jaki zaserwowano go w Eau de Cartier można uznać za oryginalny. Swoją drogą, to dość zaskakujące jak często perfumy z yuzu pojawiają się ostatnio na blogu. I to wcale nie zamierzenie. Wróćmy jednak do bohatera dzisiejszego wpisu. Otwarcie kompozycji jest lekkie i jasne. Obok wspomnianego owocu dodatkowo rozświetlone zostało za pomocą bergamotki. Bardzo szybko wyłowić można także jednego z głównych bohaterów zapachu. A jest nim liść fiołka. Także i jego, zazwyczaj intensywnie zielony, aromat został tu wygładzony. Niemniej, pewne roślinne akcenty pozostają łatwe do zauważenia. Początek Eau de Cartier określiłbym jednak jako bardzo przyjazny.
W miarę jak dzieło Christine Nagel przechodzi w swój drugi etap, podkreśleniu ulega jego zielona strona. Fiołkowy aromat zostaje zintensyfikowany. Wciąż jednak nie można nazwać go silnym. Pojawia się również lawenda. I to ona w dużej mierze odpowiada za czysty charakter kompozycji. Mimo iż sama nie jest w niej jakoś ewidentnie wyczuwalna, nadaje całości nieco mydlanego wydźwięku. W ten klimat wpisują się także pewne kwiatowe niuanse, które odnaleźć można w tej fazie Eau de Cartier. Przydają one tym perfumom odrobinę ciepła i słodyczy. Subtelnie słodkie jest też pojawiające się w składzie zapachu drewno cedrowe. Jego obecność zwiastuje zaś, iż zbliżamy się do bazy kompozycji. Podobnie jak całe działo Cartier’a, także i ona jest dość lekka. Wspomniany mydlany klimat utrzymany został w niej za sprawą piżma. Nie jest go tu jednak dużo. Piżmo stanowi raczej dodatek do końcówki Eau de Cartier. Ważniejszą rolę odgrywa w niej natomiast ambra. W połączeniu z cedrem tworzy słodko-drzewną aurę. Jej aromat nie przytłacza ani nie dominuje. W zasadzie muszę przyznać, że w recenzowanych dziś perfumach żadna nuta nie pełni takiej roli. Są one niezwykle wręcz zbalansowane. Cięższe ingrediencje użyte zostały w ilościach pozwalających poskromić ich charakter, a mimo to cieszyć się ich aromatem. Nawet pojawiająca się pod koniec zapachu paczula nikogo tu od nie odstraszy.
Przejdźmy teraz do parametrów użytkowych Eau de Cartier. Pod tym kątem lekki i niezobowiązujący klimat kompozycji staje się bardzo wyraźny. Zacznijmy od projekcji. Ta jest w moim odczuciu naprawdę znikoma. Dopiero zdecydowanie obfitsza aplikacja pozwala trochę lepiej czuć te perfumy w przestrzeni w około. Jeśli jednak szukacie dla siebie czegoś dyskretnego to recenzowany dziś zapach zdecydowanie spełnia ten wymóg. Niestety, nie jest on zbyt trwały. Eau de Cartier znikał z mojej skóry już po około 4-5 godzinach od aplikacji. I choć mamy tu do czynienia z wodą toaletową, to jednak wynik ten mógłby być jeszcze choć trochę lepszy.
To teraz przyjrzyjmy się flakonowi prezentowanej dziś na blogu kompozycji. Ten zaś zaprojektowany jest dość tradycyjnie. Widać w nim elegancję oraz uniwersalność. Przeźroczysta buteleczka ma kształt walca. Zwieńczona została zaś srebrnym atomizerem. Uwagę zwraca natomiast dodatkowy szklany dysk, umieszczony na szyjce flakonu. Sam nie do końca jednak rozumiem jaka jest jego funkcja. Jeśli nie liczyć czysto ozdobnej. Pod tym względem dodaje on bowiem buteleczce nieco wyrafinowania. Warto także zwrócić uwagę na sposób, w jaki wypisana została nazwa tych perfum. Użyta czcionka jest dość duża, w efekcie napis Eau de Cartier opasa niemal całą postawę flakonu. Na powyżej grafice nie jest to jednak zbyt dobrze widoczne.
Jeśli mam być szczery, to ze wszystkich do tej pory testowanych zapachów francuskiej marki Eau de Cartier najmniej przypadł mi do gustu. Perfumy te utrzymane są w dość klasycznej konwencji, jednocześnie jednak wydają mi się dość nudne. Owszem, posiadają one zauważalnie koloński klimat, jednak jak dla mnie są zbyt delikatne i nieco bez wyrazu. Dodatkowo, kompozycja jest raczej zwiewna i ulotna. Powiedziałbym też, że lepiej niż mężczyźnie pasować będą kobiecie. Na plus przemawia za to sposób, w jaki Christine Nagel połączyła wszystkie obecne tu nuty. Tak równo zbalansowanych perfum dawno nie wąchałem. Ponadto, Eau de Cartier nie pachnie ani trochę sztucznie. A to kolejna zaleta. W ostatecznym rozrachunku nie uważam jednak by była to wyróżniająca się pozycja w portfolio Cartier’a.
Eau de Cartier
Główne nuty: Cytrusy, Fiołek.
Autor: Christine Nagel.
Rok produkcji: 2001.
Moja opinia: Może być. (4/7)